Po południu o godzinie zero do pewnego budynku wchodzi facet. Nie wiadomo, co to za facet, za to wiadomo, że to na pewno prezes mieszczącego się tam wydawnictwa. Wszedłszy do swojego gabinetu i zastawszy tam prócz wspólnika postronnego świadka, odpala ładunek wybuchowy o dźwięku sylwestrowej petardy, który urywa mu rękę i od którego pęka szyba w jednym oknie. Zaaferowani wspólnik i świadek tudzież zamachowiec z urwaną ręką wypadają na korytarz, gdzie półżywy zamachowiec dźga nożem na śmierć wspólnika, zadając wiele ciosów – w klatkę piersiową, w brzuch, w plecy. W toku śledztwa nie zdołano jak na razie ustalić, czy dźgał ręką urwaną, czy drugą. Po zasztyletowaniu zaatakowany umiera, a zamachowiec bez ręki oraz świadek, który jak podano, wyszedł z wybuchu bez większego szwanku, zostają odwiezieni do szpitala, gdzie zapadają w stan ciężki i śpiączkę. Istnieje obawa, że nie będzie można ich wybudzić.
Jasne są również motywy – spory finansowe. Co do tego prokuratura nie ma wątpliwości. Gdyby okazało się, że te niewątpliwe motywy odpadną, to zawsze może być jeszcze taki – zamachowiec był zwolennikiem PO, a zabity po rozpoczęciu grzebania w sprawie smoleńskiej raczej skłaniał się ku PiS. Teraz już motyw i winnego mamy na tacy.
Prawdziwy przebieg wydarzeń poznamy być może za jakieś dwa i pół roku. Przez pierwsze dwa i pół roku wątpiących będzie się klasyfikować jako oszołomów.
Choć skoro dopiero dziś okazało się, że w przeddzień wylotu do Smoleńska wysiadł system bezpieczeństwa na Okęciu, być może kulis tej znacznie bardziej kameralnej tragedii nie poznamy ani za dwa i pół roku, ani nigdy.
Aha, na wszelki wypadek. Jakiekolwiek podobieństwo którychkolwiek powyższych fikcyjnych okoliczności do ewentualnych autentycznych wydarzeń jest czysto przypadkowe.
*
Nałęcz mówi (między wierszami) – państwo upadłe.
Ziemkiewicz – państwo drapieżne.
Nie lubię takich wielkich słów. Powiedziałabym raczej – państwo podległe.
Tylko komu?
Inne tematy w dziale Polityka