Nasza wysoko rozwinięta technologicznie i moralnie cywilizacja nie potrafi ocalić społeczności, która na całym świecie liczy niespełna 800 tysięcy osób, wyniszczanej w swojej ojczyźnie przez regularne rzezie z rąk otaczających ich muzułmanów. A przecież Jezydzi żyją po sąsiedzku z Europą, niedaleko za turecką granicą
Europa i Ameryka znajdują u siebie miejsce dla milionów radykalnych muzułmanów, usiłujących wymuszać swoją wolę na politykach, lecz do tej pory nie znalazły rozwiązania sytuacji Jezydów w północnym Iraku, żyjących we wrogim otoczeniu.
Jezydzi wyliczają, że było to 73. ludobójstwo w ich dziejach. W poprzednim, siedem lat wcześniej (w 2007 roku) zginęło blisko 800 osób, a 1500 zostało rannych. Czy świat w ogóle słyszał o tym mordzie?
Od wczoraj odbywają się uroczystości upamiętniające dokonaną 10 lat temu masową zbrodnię, Jezydzi wspominają i domagają się sprawiedliwości dla ofiar, jak rodzina Talo, której los do dziś pozostaje nieznany. Uczestniczy w nich między innymi Nadia Murad, niepisana ambasadorka sprawy Jezydów wśród wielkich tego świata, jej wysiłki zostały docenione Nagrodą Nobla. Sama padła ofiarą ISIS (uciekła z niewoli) i w jeden dzień straciła matkę i braci. Jednak starania, jakie ona i inni przedstawiciele Jezydów wkładają w to, aby uzyskać pomoc dla swojego ludu, przynoszą mizerne rezultaty. Czy to dlatego, że Jezydzi nie atakują naszych pograniczników kamieniami i ostrymi narzędziami, tylko cicho umierają na granicy? Być może właśnie dlatego.
Po napaści Państwa Islamskiego, która rozpoczęła się 10 lat temu, parlamenty niektórych krajów zachodnich podjęły uchwały o uznaniu okrucieństw islamistów względem Jezydów za ludobójstwo i pokazowo zezwoliły na imigrację niektórych ofiar. Za pięknymi deklaracjami często jednak kryje się bezduszność – zezwala się na przykład na imigrację tylko pokrzywdzonych kobiet bądź tylko pokrzywdzonych kobiet, ich mężów i dzieci, rozdzielając straumatyzowane i zdziesiątkowane przez ISIS rodziny, które w tradycjonalnej kulturze Jezydów tworzą większe społeczności. Kanada dopiero parę lat temu umożliwiła staranie się o wjazd Jezydom, którzy nie padli bezpośrednio ofiarą ISIS. W rozumieniu dotychczasowych przepisów za ofiary ISIS uznawano tylko kobiety i dziewczynki uprowadzone przez islamistów i wyswobodzone z niewoli. Państwa Zachodu zupełnie ignorują oczywisty fakt, że tak naprawdę wszyscy Jezydzi są ofiarami ISIS i wszyscy znajdują się w niebezpieczeństwie.
Atak ISIS kosztował życie ok. 5-6 tysięcy Jezydów (mężczyzn, a także starszych kobiet) oraz niewolę blisko 10-11 tysięcy kobiet i dzieci. 500 tysięcy osób, napadniętych znienacka, musiało uciekać ze swoich domów. Zniszczeniu uległo życie wielu tysięcy zdruzgotanych rodzin. Tysiące rodzin cierpi dziś także z tego powodu, że los ich bliskich pozostaje nieznany, nie odnaleźli się ani żywi, ani martwi. Większość Jezydów nie może do tej pory wrócić do domów. Ich ojczyzna Singara (górzysty region i największe tam miasto o tej samej nazwie, stolica Jezydów, w języku kurmandżi Szingal, po arabsku Sindżar) leży w gruzach. Minęło 10 lat, a potrzeby ocaleńców w ogromnej mierze nadal nie są uwzględniane, na co zwraca uwagę wielu komentatorów.
Moi znajomi mieli wiele szczęścia
Jako przykład podam wielodzietną rodzinę, której udało się uciec przed ISIS. Mieli to szczęście, że ich dom ocalał – mimo to od 10 lat mieszkają w obozie dla uchodźców na terenie irackiego Kurdystanu.
Ich najstarszy syn, który jako jeszcze chłopiec gdy rodzina w ostatniej chwili uciekała przed ISIS w góry Singary, biegł z kuzynami w tylnej straży, by osłaniać bliskich przed siepaczami (ISIS zabiło wówczas jednego z jego starszych kuzynów) i przez kolejne lata wraz z innymi Jezydami czuwał jako wolontariusz, aby nie dopuścić do kolejnych masakr, doznał poważnego uszczerbku na zdrowiu – pewnego razu w trakcie warty tuż obok niego wybuchł pocisk i chłopak doznał poważnego uszkodzenia słuchu. Jego zdrowie mogła uratować tylko specjalistyczna operacja, której w Iraku nie można było wykonać, tamtejsi lekarze uprzedzali, że sprawa jest pilna. Choć młody człowiek zwracał się o pomoc do wielu zachodnich organizacji, nie pomógł mu nikt – bo nie był kobietą. Jego narzeczona (u Jezydów narzeczeństwo jest zobowiązaniem na zawsze, traktowanym poważnie jak małżeństwo) po kilku latach uzyskała wraz z najbliższą rodziną azyl w jednym z krajów Zachodu – lecz on nie miał na to szans. Bo nie jest kobietą. Nikogo nie obchodziło, że z narażeniem życia czuwał nad bezpieczeństwem swoich bliskich i w tak młodym wieku doznał przez to poważnego kalectwa.
Chłopak pomimo uszkodzonego słuchu skończył studia w Kurdystanie (z jednym z najlepszych wyników na całym roku), jednocześnie zarabiając na życie. A reszta rodzeństwa? Najstarsza z córek pomaga mamie w prowadzeniu „domu” i opiece nad wiekowym ojcem i młodszym rodzeństwem. Porzuciła marzenia o wykształceniu (choć zaczytuje się książkami). Reszta dzieci uczy się, starsze dziewczyny błyszczą wynikami w nauce i talentem – ta w dziedzinie języków, tamta matematycznym, jeszcze inna plastycznym. Uwielbiają chodzić do szkoły. Lecz mieszkają w podartym nylonowym namiocie, bez perspektyw na spokojne, szczęśliwe życie i karierę.
Dlaczego nie wracają? Z tej choćby przyczyny, że powrót do domu wiąże się z niebezpieczeństwem. O losach swoich bliskich krewnych, którzy mieli dom nieopodal i nie zdążyli go opuścić go na czas, moi znajomi nie wiedzą nic. Krewni po prostu zniknęli, nie wiadomo, gdzie są i czy jeszcze żyją.
Mieszkać dziś w Singarze = prosić się o kłopoty
Teren Singary, położony w prowincji Niniwa w północno-zachodnim Iraku przy granicy z Syrią, upodobała sobie Turcja jako rzekomą domenę kurdyjskich bojowników z PKK (Partii Pracujących Kurdystanu) i jakoś tak się składa, że chcąc zbombardować rzekomych Kurdów (PKK w Singarze już nie ma), bombarduje jezydzki szpital czy ulicę. Singarscy Arabowie, którym Jezydzi dawno temu pozwolili osiedlić się w swojej ziemi, regularnie szukają pretekstu, żeby pozbyć się Jezydów raz na zawsze. Brali zresztą udział w atakach ISIS. Kpiny, szykany i groźby są na porządku dziennym, zdarzają się jeszcze bardziej złowrogie działania, jak los, który zgotowano 18-letniemu wówczas Khaledowi Shamo, a ostatnio w podobnej sytuacji znalazł się Khairo Balo Qolo. Nieraz już ni z tego, ni z owego płonęły pola uprawne Jezydów. Stosunki między muzułmanami w północnym Iraku a mniejszościami (obok Jezydów to asyryjscy chrześcijanie, Turkmeni, Szabakowie, jarsaniści i inni) są bardzo napięte. W Singarze działają też wspierane przez Iran milicje szyickie. Nie jest to odpowiedni teren do spokojnego życia i bezpiecznego wychowywania dzieci.
Powrót do domu, którego nie ma, i do ojczyzny, którą kontroluje kto inny
Mimo to coraz więcej Jezydów wraca do Singary – bo co ma począć? Tym bardziej, że formalnie obozy dla uchodźców funkcjonowały tylko do końca lipca i państwo Irak nakazuje powrót. Do domów, których nie ma, do środowiska, które życzy im śmierci. Wielu nie miało tyle szczęścia co moi znajomi, których dom wciąż stoi. I choć Irak uruchomił symboliczne programy dla wsparcia Jezydów, to rzeczywistość jest taka, że minęło 10 lat, a sytuacja jest nieomal taka sama jak pięć lat temu, gdy pisałam o tym po raz pierwszy. Znamienne jest Porozumienie Singarskie podpisane w październiku 2020 roku przez rząd Iraku z władzami autonomii kurdyjskiej w północnym Iraku. Porozumienie to dotyczy… Jezydów, choć nie są oni jego stroną, a Singara nie leży na terenie Kurdystanu! Mimo że porozumienie deklaratywnie ma na celu poprawę sytuacji Jezydów, to wiele mówi fakt, że zawarto je za ich plecami, nie pytając o zdanie. Państwo Irak pozbawia Jezydów podmiotowości. Zwraca na to uwagę raport przygotowany z okazji 10 rocznicy zbrodni przez samych Jezydów – instytucję edukacyjną Sinjar Academy, organizację Free Yezidi Foundation oraz organizację Yazda. Wśród niezbędnych zmian, jakich oczekują Jezydzi, wymienia się tam nie tylko tak zasadnicze jak bezpieczeństwo, sprawiedliwość dla Jezydów i położenie kresu ich dyskryminacji (we własnej ojczyźnie!) oraz podstawowe kwestie humanitarne, ale i zapewnienie im reprezentacji politycznej zarówno w Iraku jak i w Kurdystanie.
Dodatkowego smaczku (dość paskudnego, dodajmy) Porozumieniu Singarskiemu dodaje fakt, że Jezydzi nie mogą mieć zaufania do władz Kurdystanu. Jak mogliby zapomnieć, że 10 lat temu peszmergowie z Kurdystanu mieli ich bronić przed ISIS i społeczność Jezydów otrzymywała solenne zapewnienia, że może liczyć na ochronę – lecz dzień przed napaścią ISIS wszystkie oddziały Kurdów irackich po prostu zwinęły manatki (tudzież broń), zostawiając bezbronnych Jezydów na pastwę islamistów? W dodatku Kurdowie często mają do Jezydów pretensje o podkreślanie swojej odrębności kulturowej i uparcie wbrew ich woli nazywają ich Kurdami. Czy wobec tych wszystkich niesprzyjających czynników Jezydzi mogą liczyć na bezpieczne zamieszkiwanie w swojej ojczystej ziemi, na którą niejeden postronny aktor ma chrapkę? Jak podsumowuje sytuację raport Evaluating the Progress and Impact of the Sinjar Agreement, Porozumienie Singarskie „nie osiągnęło jak dotąd deklarowanych celów wskutek utrzymujących się wyzwań związanych z bezpieczeństwem, sporów politycznych i niedostatecznych wysiłków w zakresie odbudowy”.
Na zdjęciu fragment okładki tego raportu -- widać na niej kawałek zburzonej Singary.
SEED Foundation, organizacja pozarządowa z Kurdystanu, wydała właśnie raport, w którym stawia „10 żądań [dla ofiar] na 10-lecie [ataku ISIS]”. Z żądań tych wynika, że ani Irak, ani świat nie zrobiły praktycznie nic, aby ulżyć losowi mniejszości, których życie legło w gruzach. Jakie to żądania? 1. Bezpieczeństwo i ochrona. 2. Opieka zdrowotna. 3. Odnalezienie porwanych i zaginionych. 4. Niezależność ekonomiczna. 5. Sprawiedliwość i pociągnięcie winnych do odpowiedzialności. 6. Rozwiązania dla osób wysiedlonych. 7. Stosowne reparacje. 8. Oświata. 9. Uznanie ludobójstwa. 10. Wdrażanie ustawy o ocalonych Jezydkach. Wspomniana przełomowa ustawa, uchwalona w Iraku kilka lat temu, jest już nieśmiało wprowadzana w życie (niektóre osoby otrzymują już comiesięczne renty, w czerwcu było to 1834 ocalałych, jest to około 1/5 uprowadzonych przez ISIS), 250 osób otrzymało w Singarze ziemię pod zabudowę mieszkaniową.
To jednak kropla (czy wydrąży skałę?) i niewiele warta, póki nie zostaną rozstrzygnięte kwestie bezpieczeństwa i podmiotowości politycznej Jezydów.
Od września spadną też szanse na realizację punktu 5 – pociągnięcia do odpowiedzialności winnych zbrodni na Jezydach. UNITAD, czyli Zespół Śledczy Narodów Zjednoczonych ds. Odpowiedzialności Daesh, powołany w 2017 roku, który zebrał imponującą ilość materiału dowodowego umożliwiającego wkroczenie na drogę sądową, ma zostać rozwiązany już we wrześniu, po siedmiu latach działalności. Kto będzie kontynuował jego misję i czy z równym zapałem? Decyzja ta jest niezrozumiała i budzi zaniepokojenie wielu osób zainteresowanych sprawiedliwością dla Jezydów i innych mniejszości. Co gorsza, w parlamencie irackim trwają właśnie prace nad poprawką do ustawy o amnestii - poprawka ta sprawi, że zbrodnie sąsiadów Jezydów, jeśli nie dowiedzie się im formalnego członkostwa w ISIS, pozostaną bez kary!
Generalnie Jezydzi żyją w atmosferze wrogiego im otoczenia, zastraszenia, dyskryminacji. Z okazji 10. rocznicy napaści ISIS ze strony miejscowych radykałów (?) muzułmańskich głównie z Kurdystanu mogli liczyć głównie na hejt i pogróżki pod swoimi wpisami w sieci, tylko podczas jednej doby jezydzka organizacja pozarządowa odnotowała 3750 takich przypadków, później liczba nienawistnych wpisów poszła w grube tysiące. Dzisiejszy Irak coraz bardziej się islamizuje, trwają czytania ustaw, które przewidują jurysdycję sądów religijnych, pozbawiają praw kobiet i zezwalają np. na małżeństwo już 9-letnich dziewczynek.
W poszukiwaniu straconego sumienia
Szacuje się, że w Iraku żyje dziś ok. 300 tys. Jezydów, a na świecie łącznie jest ich od 400 do 800 tysięcy. Zdaniem niektórych to i tak za dużo. Sądzą tak najwyraźniej nie tylko islamiści, ale i np. obecne władze Niemiec. Choć Bundestag podjął uchwałę o uznaniu ataku ISIS na Jezydów za ludobójstwo, to w ostatnim czasie Jezydzi są wydalani z Niemiec. Czy dlatego, że nie robią burd na ulicach i pracują, zasilając niemiecką gospodarkę? Nie wytykajmy jednak Niemców palcami. Oni zdobyli się choć na uchwałę i przyjęcie pewnej liczby Jezydów. W polskim Sejmie projekt podobnej uchwały złożono w 2016 roku z inicjatywy przedstawicielstwa Kurdystanu – i nie przyjęto jej do tej pory. Prezydent Duda, choć osobiście wspominał o tragedii Jezydów i apelował o pomoc na forum ONZ jeszcze w 2015 roku, to jednak szybko o nich zapomniał. O specjalnym programie imigracyjnym dla zagrożonej, spokojnej i pracowitej mniejszości w ogóle nie ma mowy. Ba, gdy pewna szanowana organizacja pomocowa chciała zaprosić do Polski na wakacje zasłużoną rodzinę Jezydów, która bardzo aktywnie pomagała w jej działalności w północnym Iraku, polskie władze konsularne, choć doskonale znały i tę organizację, i tę rodzinę, nie ułatwiały wielkiego mozołu, jakim było dopełnienie formalności potrzebnych do uzyskania wiz. Dobrze, że wizy w ogóle przyznano. W tym samym czasie, gdy na lewo i prawo rozdawano wizy innym, w tym muzułmanom.
Dlaczego Zachód powinien się tym w ogóle interesować? Choćby dlatego, że obalając Sadama Husajna, obalił też panujący w Iraku porządek, nie stwarzając nowego, a kreując przestrzeń dla działalności islamistów. Husajn aniołkiem nie był (wystarczy przypomnieć, co zrobił Kurdom z Halabdży), zapewniał jednak pewną stabilizację i Jezydzi nie żyli w wiecznym strachu, że w nocy ktoś poderżnie im gardło. Czy nie należy wziąć odpowiedzialności za skutki swoich poczynań?
W polityce nie ma czegoś takiego jak sumienie, długi wdzięczności i tym podobne sprawy. Demonstracje, blokowanie ulic i uniwersytetów, wyrazy potępienia i wycieranie ust słowem „ludobójstwo” odmienianym przez wszystkie przypadki mają miejsce tylko wówczas, gdy komuś jest to potrzebne w celach politycznych. Nikogo nie obchodzą prześladowane mniejszości, jak Jezydzi czy chrześcijanie w krajach muzułmańskich, na których nie da się zbić kapitału politycznego wśród sympatyków skrajnych ugrupowań (z lewej i z prawej) i które nie mają miliardów pozwalających finansować światową propagandę.
Jednak każdy polityk i każdy z nas jest nie tylko zwierzęciem politycznym, ale i człowiekiem.
-----------------------------------------
Prace, które ilustrują mój tekst, stworzył artysta plastyk Hisham Haji Badal, który od lat dokumentuje tragiczny los, jaki dotknął jego lud. To właśnie on jest tym chłopakiem, który z narażeniem życia chronił swoich bliskich przed ISIS. Hisham zezwolił mi na ich wykorzystanie.
Inne tematy w dziale Polityka