Przyjaciele ateiści, tak, wiem, to nie są żadne „urodziny Jezusa”. Geneza świąt Bożego Narodzenia jest powszechnie znana i nie ma co się o tym tutaj rozpisywać. Czasem wydaje mi się, że przywiązujecie do tych świąt wagę większą niż niejeden chrześcijanin. A na pewno większą niż ja. Ostrzycie swoje pióra, by na wyścigi wytykać chrześcijaństwu jego nieuctwo, wymysły i fałszowanie rzeczywistości. Gdybyście mieli swoje święto, być może my, chrześcijanie robilibyśmy to samo? W sumie moglibyśmy to robić na jakiegoś 1 Maja, ale chyba nam się nie chce.
Powiecie, że to dlatego, ze nie mamy argumentów, by zbijać waszą wiarę, tak jak wy zbijacie naszą? Nie, to nie tak. Kto uczciwy, przyzna, że żelaznych argumentów, pozwalających dowieść istnienia bądź nieistnienia Boga, istnienia bądź nieistnienia Jeszui z Nacratu, a nawet istnienia bądź nieistnienia każdego z nas, nie ma. W kwestiach wykraczających poza nauki ścisłe jesteśmy zdani na wiarę. Choć i co do nauk ścisłych można by podważać pewność ich twierdzeń, zakres naszego poznania stopniowo się poszerza i dawne pewniki tracą z czasem aktualność, jesteśmy zmuszeni traktować je jako teorie robocze, do czasu wymyślenia lepszych.
Myślę, że nie odwzajemniamy się wam na 1 Maja dlatego, że szanujemy wasz wybór. Jeśli takiego właśnie dokonaliście, nie przekona was żaden argument – chyba że sami zechcecie je przeanalizować, a nie tylko dla rozrywki zbijać. Mąż i ja nie zawsze byliśmy chrześcijanami, nie od zawsze wierzyliśmy. I każde z nas, czy to od zdecydowanego ateizmu, czy od zrezygnowanego ateizmu zabarwionego agnostycyzmem inną drogą doszło tam, gdzie dziś jesteśmy. Nie mam więc zamiaru nikogo nawracać. Gdy byłam ateistką, raczej nie doceniłabym usilnych prób zmiany moich przekonań.
Wracając do Bożego Narodzenia, żaden chrześcijanin poważnie traktujący swoją wiarę i znający Biblię nie będzie twierdził, że to rocznica narodzin Jezusa. A Biblia nie tylko nie nakazuje chrześcijanom obchodzenia takiego święta (zresztą nie nakazuje im obchodzenia jakichkolwiek świąt), ale nawet nie podaje daty jego narodzin. Dlatego też zresztą my z mężem, tradycjonalni chrześcijanie bardzo starej daty, Bożego Narodzenia nie świętujemy, chcąc konsekwentnie trzymać się tego, co uważamy za fundament naszych przekonań, czyli treści Biblii. Choć nie odmawiam niczego tym, którzy je świętują. Choćby przez czysty sentyment, bo kojarzą się tak miło – mnie z Wigilią u Dziadziów i Babcinym strudlem (gdy Babci zabrakło, nikt już potem strudla nie robił), z powrotami na piechotę do domu późnym wigilijnym wieczorem na drugi koniec miasta (zapamiętałam szczególnie Wigilię 1981 roku, kiedy człapiąc po śniegu obok Mamy gdzieś u styku Drobnera i Dubois we Wrocławiu z duszą na ramieniu mijaliśmy czołg z całą ekipą, usiłując robić odważne i nieprzejęte miny), z gorączkowym nocnym dostrajaniem pięknie pachnącej choinki w naszym mieszkaniu, jodły przesyłanej co rok pociągiem (jeden z wujków pracował na kolei) przez kuzyna mamy z Nowego Targu, z wczesną pobudką w poszukiwaniu prezentów pod nią… I ze starymi polskimi kolędami, które często nad podziw trafnie i zwięźle oddają istotę ewangelii. (Moja ulubiona to ta chyba najstarsza – Anioł pasterzom mówił. Ktoś ją dziś jeszcze śpiewa? Podobno najmodniejsza jest austriacka Cicha noc). I z obchodzeniem z Tatą pięknych wrocławskich szopek. (Największe wrażenie robiła ruchoma w kościele NMP na Piasku. Czy jest jeszcze?).
Rodzinne Boże Narodzenie to chyba jedyny (czy wciąż jeszcze?) moment w ciągu całego roku, gdy zabiegany i niezainteresowany człowiek ma możliwość usłyszeć ewangelię w pigułce. Choćby w postaci jakiejś starej kolędy. (Bóg się rodzi też jest dobra. Albo Mędrcy świata).
Po co jednak tyle hałasu wokół Jezusa i jego narodzin? Załączę tu mój wpis sprzed paru lat, a resztę tej i tak za długiej notki poświęcę tylko niektórym aspektom samego faktu jego narodzin.
W Święto Trąb?
Choć Biblia ani nie podaje dokładnego dnia narodzin Jezusa, ani nie nakazuje ich obchodzenia, to jednak uważny czytelnik może tę datę w przybliżeniu wydedukować. Dla zainteresowanych ściągawka. Streszczając, z Biblii wynika, że Jezus urodził się prawdopodobnie na początku miesiąca tiszri, czyli jakoś w drugiej połowie września lub na początku października (wyliczono to na podstawie ewangelicznych danych dotyczących poczęcia i porodu przez Elżbietę, matkę Jana Chrzciciela, i jej krewną Marię, a ostateczną granicą jest październik, bo wtedy owce wracały już z górskich pastwisk do zagród).
Ciekawy to fakt, ponieważ właśnie na początek tiszri przypada Święto Trąb (zwane dziś, od czasów niewoli babilońskiej, początkiem roku, czyli Rosz HaSzana) – jedyne święto w starotestamentowym kalendarzu uroczystości żydowskich, które nie jest konkretnie powiązane z żadnym wydarzeniem historycznym, czy to przeszłym, czy przyszłym. Jak pisałam gdzie indziej, zgodnie z nowotestamentową eschatologią właśnie na dzień tego święta może przypaść „wstępny” powrót Jezusa – po Kościół. (Drodzy przyjaciele ateiści, zanim się roześmiejecie, zaznaczę jeszcze tylko, że nie chodzi o przyjście Jezusa po instytucjonalny Kościół i hierarchów, ale po ekklesię, czyli „powołanych, wybranych”, tych zwykłych szaraczków, którzy w swej prostocie szczerze w niego wierzą. Nie wykluczam, że może się wśród nich znaleźć jakiś hierarcha, niezbadane są wyroki Boskie).
Czyżby więc Jezus przyszedł po raz pierwszy (narodził się) w Święto Trąb i po raz drugi również przyjdzie w Święto Trąb? Dodatkowym szczegółem, który mógłby za tym przemawiać, jest fakt, że po przybyciu do Betlejem Maria musiała urodzić w stodole, bo nie było już miejsc w gospodzie. Czy tylko dlatego, że taki tłum zjawił się w związku ze spisem ludności, czy może przybyli z daleka do Jerozolimy na święto? To tylko hipoteza, której kształt bardzo mi się jednak podoba. Dla porządku dodam, że są też inne hipotezy co do daty jego narodzin, np. w okolicach Paschy. Też byłaby to teoria dość ładna.
Z rodu Dawida
Okoliczności narodzin Jezusa opisali dość szczegółowo Mateusz i Łukasz.
Wspomnę krótko o rodowodach Jezusa – u Mateusza mamy rodowód Józefa, jego przybranego ojca, u Łukasza rodowód Marii (choć jest w nim wymienione tylko imię jej męża). Te rodowody są istotne, zwłaszcza po zburzeniu świątyni jerozolimskiej przez Tytusa w 70 roku, kiedy to bezpowrotnemu zniszczeniu uległy przechowywane w niej genealogie. Dziś więc żaden pretendent do tytułu Mesjasza nie mógłby z całą pewnością dowieść swego pochodzenia od Dawida, choć drzewo genealogiczne potomków monarchy zachowało się fragmentarycznie w tradycji i pismach rabinicznych, jest w nich jednak wciąż zbyt wiele luk, by można z całą pewnością orzec o czyimś pochodzeniu od Dawida.
Według Mateusza (który swoje pierwsze rozdziały opiera ewidentnie na relacjach Józefa) Józef pochodzi z rodu Dawida. Z Ewangelii Łukasza (który opiera swoje pierwsze rozdziały ewidentnie na relacji Marii) wynika, że z domu Dawida ma pochodzić też Jezus (Łk 1,32), a z kontekstu wyczytamy, że Maria pochodziła od strony ojca z rodu Dawida, a od strony matki z rodu Lewiego (z linii arcykapłana Aarona, Łk 1,36).
Dlaczego to istotne?
Ponieważ w Pismach hebrajskich jasno i wielokrotnie podkreśla się, że Mesjasz – eschatologiczny władca Izraela – ma pochodzić z rodu Dawida (musiałabym wypisać pół strony fragmentów, podam więc tylko parę: Iz 11,1; Jr 23,5-6; 2 Sm 7,16; 1 Krn 17,11-14).
Ciekawe jednak, że w rodowodzie u Mateusza Józef jest synem Jakuba (Mt 1,16), pochodzącego z linii Dawidowego syna Salomona, natomiast w rodowodzie u Łukasza czytamy, że Jezus „był, jak mniemano, synem Józefa, [syna] Helego” (Łk 3,23 BW, w oryginale greckim nie ma słowa [syna] ujętego tu w nawias), a Heli wywodził się od Dawidowego syna Natana. Ciekawe to sformułowanie, z którego wynika, mówiąc delikatnie, że Jezus niekoniecznie był synem Józefa. (Tę sprawę, powód waszego kolejnego wybuchu śmiechu, zostawię może na przyszły rok, bo notka robi się już za długa). Zajmijmy się tu jednak innym ciekawym szczegółem – dlaczego u Łukasza ojcem Józefa zdaje się być Heli, pochodzący z linii Natana, starszego brata Salomona, inaczej niż u Mateusza, gdzie Józef pochodzi od Salomona? Stawiam (nie tylko ja) hipotezę, że rodowód podany przez Łukasza jest rodowodem Marii (której Łukasz poświęca tutaj wiele miejsca), a Heli jest Józefa teściem.
Jezus pochodziłby więc faktycznie z linii Natana, a nie z linii Salomona wyszczególnionej w rodowodzie Józefa u Mateusza. Czy ma to jakieś znaczenie? Tak. W rodowodzie Józefa pojawia się Jehoniasz (Mt 1,12, imię to występuje też w wersji Jehojakin, Jojakin, a także Koniasz), praprapra…wnuk Salomona, przedostatni król Judy, uprowadzony do Babilonu. Bóg jednak zapowiedział, że „żadnemu z jego potomków nie uda się zasiąść na tronie Dawida” (Jr 22,30). Gdyby Jezus był naturalnym synem Józefa, potomka Koniasza, według Biblii nie miałby prawa zasiąść na tronie Dawidowym – czyli nie byłby Mesjaszem.
Ale… Jak zwracają uwagę spostrzegawczy, Jezus mógł też pochodzić… jednocześnie z linii Natana, jak i Salomona! Według pewnej hipotezy Natan zmarł przedwcześnie i zgodnie z Mojżeszowym prawem lewiratu jego brat Salomon spłodził potomka „w jego imieniu” – otóż pierworodny syn wdowy po Natanie i Salomona liczyłby się jako syn Natana. Zwracają na to uwagę zarówno Żydzi, jak i chrześcijanie. Heli, ojciec Marii, byłby więc zarówno potomkiem Salomona jak i Natana, przy jednoczesnym ominięciu wyklętej linii Koniasza! Jezus byłby zatem podwójnie Synem Dawida.
Jeszcze o datach
Wróćmy na moment do pierwszych miesięcy życia Jezusa. Jak podaje Mateusz, babilońscy astrolodzy (istnieje teoria, że są to duchowi i naukowi spadkobiercy proroka Daniela, mędrca na dworze Nebukadnesara, uprowadzonego ongiś do Babilonu razem z Koniaszem i całą jerozolimską elitą) dostrzegli gwiazdę, którą zinterpretowali jako narodziny króla Żydów. W swej prostoduszności udali się do Heroda, marionetkowego władcy Judy z rzymskiego nadania, który jednak nie był Żydem, lecz Edomitą z matki Nabatejki, dopytując, gdzież jest ów nowo narodzony król żydowski, a wówczas Herod z zawiści i zapobiegliwości polecił wymordować wszystkich małych chłopców w Betlejem (nic to nadzwyczajnego, Herod mordował na potęgę nawet członków najbliższej rodziny), gdzie jak mu donieśli uczeni w Piśmie, miał się narodzić Mesjasz (tam też urodził się przeszło tysiąc lat wcześniej Dawid). Józef jednak, wcześniej uprzedzony we śnie o zagrożeniu, uciekł razem z żoną i dzieckiem do Egiptu, a powrócił, gdy „zmarli ci, którzy nastawali na życie dziecięcia” (Mt 2,20).
Jak długo przebywali w Egipcie? Prawdopodobnie niedługo, z grubsza miesiąc. Wiadomo to i z Biblii, i z historii. Z Biblii, ponieważ religia Mojżeszowa nakazywała po 40 dniach ofiarować pierworodnego syna Bogu w świątyni jerozolimskiej. Powinni więc byli zdążyć powrócić z Egiptu w takim czasie (Łk 2,22-24). Z historii wiadomo, że krwiożerczy Herod zmarł w Jerychu po jakiejś straszliwej chorobie, tak bolesnej, że aż sam chciał odebrać sobie życie. Rok jego śmierci wyznacza się w przedziale od grudnia 5 roku przed Chr. do wiosny 1 roku po Chr. Jak widać, przedział ten wpasowuje się w szacowany czas narodzin Jezusa (osobiście stawiałabym na tę najwcześniejszą datę).
Przyjaciołom ateistom, którzy po raz kolejny wybuchnęli śmiechem (na zdrowie!) i jak zwykle chętnie napiszą, że o narodzinach Jezusa jak i o nim samym nie wiadomo nic, a Ewangelie to wymysły, zadałabym pytanie.
Pytanie
Czy tak szczegółowe i rzeczowe opisy jak w pierwszych rozdziałach Mateusza i Łukasza, z wymienianiem znanych postaci historycznych, podawane z precyzją niespotykaną nawet w dużo późniejszych źródłach historycznych na temat postaci i wydarzeń, których historyczności nikt nie podważa, naprawdę należy odrzucić i wyśmiać tylko dlatego, że nie podobają nam się pewne instytucje czy przekonania? Czy uczciwość nie zalecałaby podejść do nich z minimum dobrej wiary?
Herod to władca, opisywany przez historyków (nie tylko piszącego 70-80 lat po jego śmierci Józefa Flawiusza, ale i Mikołaja z Damaszku, który był na jego dworze, a potem przeniósł się do Rzymu i dalej obracał się wśród władców), a mimo to nie znamy nawet w przybliżeniu daty jego śmierci. Dlaczego więc niektórzy oczekują, że o Jezusie, cieśli z małej mieściny, mieliby się rozpisywać ówcześni nadworni historycy? Skoro traktuje się poważnie linię pochodzenia od Dawida odnotowaną tylko w tradycji ustnej i w literaturze rabinicznej, dlaczego jednocześnie podważa się Biblię? Bo mowa w niej o cudach i o zmartwychwstaniu? To jest ten powód?
Inne tematy w dziale Społeczeństwo