Na mojej holenderskiej ulicy, zazwyczaj tak tętniącej życiem
pustki...

Może rowery na placu
Dam rozdają? Bo na Gay Pride nie wszyscy chodzą - takie przynajmniej krążą plotki.
Ze sklepu na moim osiedlu wylegli na zewnątrz pracownicy i wypatrują klientów

trzymają szarfę. Na otwarcia zazwyczaj ściągają tłumy, ale nie tym razem.
Kiedy mnie spostrzegli zaczęli rozwijać chodnik i coś tam intonować. Spłoszyłem się i pognałem w krzaki. Normalny odruch. Oni o tym wiedzą, ale są zbyt zdesperowani by działać racjonalnie.
Ostatni ze skuszonych na degustację
maaslandera

wychodzi cichcem, aby jeszcze bardziej nie konfudować sprzedawców.
Koszmarnie zakorkowane zazwyczaj autostrady
porosły soczystą trawą

a radio zamiast informować o sytuacji na drogach puszcza muzykę relaksacyjną. Krowy to lubią. Krowy tego potrzebują, bo nabrzmiałe mlekiem wymiona cholernie bolą! Tylko siąść i ryczeć.
Za to wieczorem, pojawili się na osiedlu dziwni nieznajomi z pajęczynami na warkoczach. Rozglądali się początkowo jak króliki, ale stopniowo nabierali śmiałości
Gdzie oni są? Gdzie się podziali moi holenderscy sąsiedzi?
Wyginęli od tej antykoncepcji, aborcji, eutanazji i choroby homoseksualnej?!
Leżą ujarani pod mostami?
Zacząłem przeglądać internet. Katastrofy, pandemie, powtórka z Sodomy i Gomory... nic z tych rzeczy.
A tu co?!
"Blisko 1,5 miliona pątników..."
Znleźli się! Cali i zdrowi. Moi holenderscy sąsiedzi: Hassan, Ibrahim, Jusuf, Farida, Fatima, Jasmin i reszta.
Całe szczęście. ALLAH AKBAR!, jak mawiają w Niderlandach.
Inne tematy w dziale Polityka