Walka z narkomanią?
Czy walka z narkokulturą deklarowana przez LPR i ucieleśniająca się w propozycji zakazu umieszczania liścia konopi indyjskich na koszulkach, kubkach itp. jest znaczącym działaniem antynarkotykowym? Ależ skąd. Jest to raczej, biorąc pod uwagę przeszłość wielu członków LPR, kolejny odcinek kontynuacji subkulturowych utarczek skini vs. punk i rasta. Przejawia się w tym także konserwatywna zakazomania. Prawica często uznaje (lub udaje), że to co zapisane automatycznie staje się rzeczywistością. Tak jest m.in. z aborcją. Dodając do strukturalnej nieskuteczności zakazów szacunek i zaufanie, jakimi młodzi darzą Giertychy i spółkę, można się spodziewać raczej wzrostu atrakcyjności piętnowanego stuffu.
Jedynym pozytywem może być poszerzenie świadomości premiera (i pewnie sporej grupy rodziców), który ma szansę przyswoić sobie wiedzę o tym, jak powstaje marihuana.
Narkotyki z mojego podwórka - I.
W Holandii dopuszczalny jest zakup do 5 g marihuany i posiadanie pięciu roślinek. W zeszłym tygodniu przyjechała na moją holenderską uliczkę policyjna ciężarówka w towarzystwie furgonetki energetyków. Wyjaśniła się zagadka niewidywanych sąsiadów. Policjanci wynosili lokatorów - zieleninę, a energetycy dekonstruowali solarium dla marysiek. Zniesienie prohibicji nie likwiduje źródeł nielegalnych - tak jak legalność alkoholu może współwystępować z pokątnymi rozlewniami czy bimbrowniami.
II.
W 2000 roku SKY PIASTOWSKIE, grupa filmowa z mojego polskiego osiedla, stworzyła Że życie ma sens. Jest to najbardziej realistyczny i pozbawiony przesady obraz uzależnienia, jaki kiedykolwiek widziałem. Zdarzenia i postaci wulgarnie zwyczajne, skrupulatnie, bez retuszu i efekciarstwa skopiowane z codzienności. Nie wiem jaka jest wartość edukacyjna tego filmu. Prawdopodobnie na różne osoby różnie zadziała - jak narkotyk.
III.
Kiedy kończyłem podstawówkę, spora część moich kolegów odurzała się alkoholem, a niektórzy także klejem (chyba najbardziej obrzydliwa wizualnie metoda na odrywanie się od rzeczywistości). Na jednego z nich natykałem się niekiedy na leśnej górce. Pompował jeszcze woreczek połową płuca albo już leżał jak podgniła skórka od banana.
Kilku z tych kolegów pędzi obecnie żywot ulicznych żuli wyglądających na własnych ojców i przez zdekompletowany uśmiech okadzających znajomych słodko-kwaśnymi prośbami o "pożyczkę". Większość mieści się jednak w normie - polskiej normie.
Pod warzywniakiem i w parku siedzą piwosze, co jakiś czas znaczący swój teren, a tym samym odbierający go mojemu synkowi. Niekiedy dyskutują o tym, co z wyposażenia mieszkania można jeszcze upłynnić.
Coraz więcej widuję zużytych strzykawek na trawnikach i w pobliżu przewlekających się budów. Dowiaduję się, że kolejne zniknięte znajome przebywają na detoksie, a wcześniej się kłuły i prostytuowały.
Narkokultura polska
Rozczapierzony zielony listek to niewielka część naszego poszukiwania nierzeczywistości. Element obcy i jako taki może budzić niechęć zbożowo-kartoflanych lub chmielowych tradycjonalistów o gębach biało-czerwonych. Sednem polskiej narkokultury jest powszechna wiara rodzima w socjalizującą, oczyszczającą, kojącą i wyzwalającą moc upojenia.
Inne tematy w dziale Polityka