Przed tygodniem sformułowałem w salonie24 sugestię, że obaj kandydaci do urzędu prezydenta czerpią z dorobku Edwarda Gierka (notka: "Wybory w cieniu Edwarda Gierka"). Teraz widzę, że jeden z kandydatów do "tradycji" Gierka odwołał się wprost. Wywołało to nerwową reakcję zarówno wśród przeciwników, jak i zwolenników Jarosława Kaczyńskiego.
Czas Gierka ma co najmniej trzy sprawy: polityka, gospodarka i sprawy społeczne. Powinny one podlegać osobnej ocenie.
W polityce lata '70 były czasem umiarkowanych represji. Można się zgodzić z poglądem, że wtedy ludzi do więzień za politykę wówczas raczej nie sadzano. Są owszem wyjątki, ale przemoc i represje nie stanowiły normy. Normą natoomiast była "przewodnia rola partii", preferencje dla aparatu komunistycznego i deklaratywna podległość Związkowi Sowieckiemu. Gierek całujący się z Breżniewem był na porządku dziennym, rolę PZPR wpisano w konstytucję. Równocześnie jednak Polska miała wizerunek kraju względnie liberalnego i zyskiwała niemałe wsparcie od socjaldemokracji zachodnich (przede wszystkim z Francji i Niemiec). Na tym wsparciu zresztą się przejechaliśmy.
W gospodarce czas Gierka to aktywne inwestowanie. Jak w całym okresie poprzedzającym wielkie państwowe inwestycje realizowane były na wzór i podobieństwo podobnych programów z czasów II RP. Z co najmniej jedną, istotną różnicą - w II RP cele gospodarcze były jasno określone i były dostosowane do trendów gospodarki światowej. Tymczasem w czasach Gierka realizowano przedsięwzięcia skierowane głównie na maksymalizację zatrudnienia (COP spełniał przed wojną podobną funkcję, ale...). Cele związane z zatrudnieniem zostały osiągnięte, lecz efektywność przedsięwzięć była - delikatnie mówiąc - marna.
Społeczny wątek polityki Gierka to co najmniej dwa zjawiska. Po pierwsze - dość silny wątek narodowo-patriotyczny. Nie tak mocny, jak w latach wcześniejszych, ale kontynuowana była promocja słowiańskości Kresów Zachodnich, dużą wagę przykładano do powstań narodowych okresu zaborów, ale także powstań powiększających terytorium II RP. Po drugie - czas Gierka to okres rozwoju cywilizacyjnego. Często kopiowano standardy z szybko bogacącego się zachodu - w budownictwie mieszkaniowym, uprawnieniach socjalnych, regulacji stosunków pracy. Z obecnej perspektywy może to zabrzmi dziwnie, ale poziom zabezpieczenia socjalnego i świadczeń był wówczas niezły. W relacji do rzeczywistych możliwości gospodarki - zbyt wysoki. Polityka zapewniania "chleba i igrzysk" skończyła się klapą.
Podsumowanie epoki Gierka musi być negatywne. Ale...
Czasy Gierka były okresem odnowienia społecznej amibicji. Początkowo dotyczyło to postępu i mozliwości porównania się ze światem (w propagandzie byliśmy jedną z dziesięciu największych potęg gospodarczych - do czego chętnie odwołuje się J.Kaczyński). Hasła "Pomożemy!" czy "Polak potrafi" odzwierciedlały zgodność aspiracji społecznych z dążeniami władzy. Lecz wraz z wyczerpywaniem się początkowego entuzjazmu ujawniała się gospodarcza kruchość systemu. Koniec lat '70 to rozpad gospodarczy. A z ambicji - tych samych co 10 lat wcześniej - wzięła się pierwsza "Solidarność".
Stawiam tezę: czasy Edwarda Gierka były ostatnim momentem w historii powojennej Polski, w którym zadziałały jeszcze niektóre mechanizmy społeczne odziedziczone po II RP. Ambicja władzy, społeczne aspiracje, gotowość do wyrzeczeń na rzecz przyszłości, etos pracy w wielu profesjach - te wartości zostały ostatecznie skasowane dopiero przez Jaruzelskiego. W warstwie społecznej III RP nie odrobiła strat epoki generałów. A fatalny poziom kapitału społecznego i demoralizacja władzy będą ciążyć nam jeszcze długo. Być może jeszcze przez 3 do 5 lat nie będą znacząco zmniejszać wzrostu PKB. Ale potem... W każdym razie - nie jestem optymistą. I wybory prezydenckie nic tu nie zmienią.
Inne tematy w dziale Kultura