Maciek Świrski w ciekawym tekście na Salonie24 http://lubczasopismo.salon24.pl/kontrrewolucja/post/304442,poganstwo-czyli-taniec-na-grobach z wielką dezaprobatą odnosi się do publicznych wyrazów radości, jakie po zabiciu Osamy wydawali z siebie zarówno zwykli Amerykanie, jak i niektórzy polscy i zachodni politycy. Zdaniem Maćka oznacza to, że „znaleźliśmy się w dżungli”. Bo „taniec na grobie wroga jest możliwy w kulturach prymitywnych, ale już nie w cywilizacji zachodniej. Tańczące tłumy na ulicach miast amerykańskich i reakcje polityków to jeszcze nie do tak dawno rzecz nie do pomyślenia, teraz oczywista”.
Świrski cytuje Długosza, który opisywał jak zachował się Władysław Jagiełło, gdy pod Grunwaldem zawiadomiono go o znalezieniu zwłok Wielkiego Mistrza. „Król zapłakał nad zabitym wrogiem i dziwił się odmianie losu przeciwnika” – streszcza Maciek i konkluduje:
„To czego byliśmy świadkami po zabiciu Osamy, ta dzika radość i okazywanie jej nie tylko przez zwykłych ludzi, ale także przez ludzi sprawujących władzę, dowodzi, że przestaliśmy być cywilizacją chrześcijańską… Rządzą nami poganie, skaczący z radości na grobach wrogów”.
Ten wywód wzbudza mój sprzeciw.
Po pierwsze – Świrski porównuje sytuacje nieporównywalne. Przy całym fundamentalnym dla obu państw znaczeniu dzielącego je konfliktu, więcej – przy całej nienawiści, jaką żywili do siebie Polacy i Krzyżacy, było to starcie w ramach jednej cywilizacji i jednej kultury. Obie strony prowadziły wojnę w sposób wtedy uznany przez wszystkie kraje należące do tej kultury za cywilizowany. Obie strony uznawały swoją prawomocność.
Obecna sytuacja jest diametralnie inna. Zachód walczy z wrogiem totalnie obcym. Zachód i ów wróg nie uznają wzajemnie swojej prawomocności. Metody walki wroga Zachód uznaje za niecywilizowane. I wie, że jego cele wobec Zachodu to cele eksterminacyjne.
Innymi słowy – Ulryk von Jungingen był dla Jagiełły (tak jak i Jagiełło dla Jungingena) przeciwnikiem zażartym, wrogiem do którego zniszczenia trzeba było dążyć, ale legitymizowanym kulturowo. Obecna sytuacja jest zasadniczo odmienna.
Nie jestem szczególnym miłośnikiem porównań z odległymi epokami, częściej coś one zaciemniają niż rozjaśniają. Ale jeśli Maciek je lubi, to powiedziałbym, że sytuacja z Osamą przypomina mniej Grunwald, a bardziej np. bitwę nad rzeką Lech w 955 roku. Kiedy to Otton I, po ponad pół wieku pustoszenia Europy Zachodniej przez najazdy pogańskich wtedy Węgrów, wreszcie zdołał zadać im klęskę. I wziętych do niewoli wodzów madziarskich kazał uroczyście powiesić. Co zapewne według Świrskiego było sprzeczne z zasadami cywilizacji chrześcijańskiej, skądinąd wtedy przeżywającej według wielu wielbicieli tego pojęcia swój złoty wiek. Co dobrze natomiast mieści się w logice obrony cywilizacji, śmiertelnie zagrożonej przez diametralnie obcego wroga.
Po drugie – Świrski kategorycznie stwierdza, że „tańczące tłumy na ulicach miast amerykańskich i reakcje polityków to jeszcze nie do tak dawno rzecz nie do pomyślenia”. Mam wątpliwości. Wyobraźmy sobie na moment, że w 1943 albo 44 roku aliantom udaje się – drogą zamachu albo precyzyjnego bombardowania – zabić Hitlera. Jaką miałby minę Winston Churchill, przemawiający o tym do Izby Gmin? Zbolałą? Co zrobiłyby tłumy na ulicach Londynu i Nowego Jorku? Czy doprawdy Anglicy i Amerykanie (nie dzisiejsi, zlaicyzowani, tylko ówcześni, bardzo jak na dzisiejsze pojęcia konserwatywni) byliby godnie powściągliwi, i nie zachowaliby się w sposób, który ktoś mógłby określić mianem „tańca na grobie”?
Wreszcie – warto zauważyć, że najbardziej powszechne objawy radości z zabicja Osamy wykazywali Amerykanie. Amerykanie, których kulturowi konserwatyści (do których Maciek się zalicza) z reguły chwalą jako odpornych – w odróżnieniu od Europejczyków – na progresywistyczną degenerację. Jako tradycjonalistów, praktykujących stare wartości, wiedzących gdzie dobro, a gdzie zło, będących nadzieją cywilizacji chrześcijańskiej. Tymczasem według Maćka, jak rozumiem, objawiając radość z zabicia Osamy dali oni najlepszy dowód, że owej cywilizacji nie tylko nie są nadzieją, ale w ogóle do niej nie należą….
Pora na konkluzję. Kulturowi pesymiści uznają, że świat zachodni rozpada się i pogrąża w nicość, bo zdradził sam siebie, swoją tożsamość i wartości. Nie będę tu polemizował z tym światopoglądem. Warto natomiast, aby jego zwolennicy dostrzegli, że niektóre ich intuicje i diagnozy są same w sobie destrukcyjne – destrukcyjne wobec tejże zachodniej cywilizacji. Bowiem pesymizm zbyt daleko posunięty każe im odwracać oczy od wszystkich ewentualnych światełek w tunelu.
Więcej – każe im kontestować w sposób pośredni lub również te zjawiska i elementy współczesności, które dowodzą, iż przynajmniej w jakimś zakresie zachodnia cywilizacja posiada jeszcze instynkty samoobronne.
Inne tematy w dziale Polityka