Wicepremier Schetyna się obraził. Na prezydenta, oczywiście. I żeby pokazać światu, jaki prezydent jest be, i jak strasznie skrzywdził Grzesia, odmawiając nominacji dwóm kandydatom na generałów, ogłosił, że już żadnych kandydatur nie zgłosi. Aż do chwili, kiedy to Lech Kaczyński z urzędu odejdzie.
Poziom piaskownicy? Oczywiście. Ale nie tylko.
Ponadto otwarte kwestionowanie oczywistych kompetencji prezydenta, który jeśli chodzi o awanse generalskie nie jest notariuszem, tylko współdecydentem. Oczywiście - można nie lubić samego Kaczyńskiego albo systemu, w którym prezydent ma troszeczkę realnego wpływu na rzeczywistość, i dążyć do zmiany konstytucji. Ale Schetyna tego nie robi. Woli anarchizować życie publiczne.
Anarchizować, oczywiście, w jasnym politycznym celu. Co najmniej od dwóch lat Platforma jedzie na podsycaniu strachu większości wyborców przed kaczyzmem i Kaczorami, a do podsycania tego strachu znakomicie nadaje się konflikt z prezydentem. Ostatnio jednak tego niewyczerpanego - jak się wydawało - paliwa zaczyna trochę brakować. Po trosze za sprawą samego LK, który w ostatnich miesiącach daje się podpuszczać i prowokować znacznie rzadziej, niż dotąd. A przede wszystkim za sprawą upływającego czasu, który sprzyja blaknięciu dawnych emocji, i kolejnych wpadek Platformy. A do wyborów jeszcze dłuższy czas. Co będzie - myślą platformerscy stratedzy - jeśli tego czasu starczy, żeby się wszytsko posypało? Co zrobić, żeby do tego nie dopuścić?
Najprostsza odpowiedź brzmi: więcej tego, co dotąd! Emocje przygasły? Rozniecić! Za wszelką cenę odnowić wojnę z prezydentem!
No i dlatego Grześ zabiera swoje zabawki z piaskownicy...
Inne tematy w dziale Polityka