Elektryzujący raport NIK, nazywany raportem Banasia, prawdopodobnie jeszcze kilka tygodni nas poelektryzuje, po czym, jak to zwykle z raportami NIK bywa, nic się w sprawie nie wydarzy. Aktualnie jedni się w mediach głupio bronią, inni nieumiejętnie atakują, a atak ad personam w zasadzie całkowicie zastępuje rzeczową dyskusję. Obserwujemy kolejny PO-PiS politycznego klientelizmu.
Obrona twierdzi: łamiąc prawo działaliśmy w dobrej wierze, a wy też skorzystaliście, a słuchacz lub czytelnik powinien się domyślać, że wiemy kto.
Atak: dowalić Ziobrze – dał zarobić swoim, wyborcy mogą się domyślić, że znowu nie dał zarobić naszym.
Dorzeczy:
PZP można przeczytać, a ten, kto się do tej ustawy musiał stosować, doskonale wie, że ustawa jest nadzwyczaj obszernym knotem legislacyjnym. Ustawa jest napisana językiem zawiłym, niejasnym, a ogromna większość tekstu to wyjątki od zasad w niej ujętych. To typowa ustawa pisana nie dla obywateli, lecz po prostu napisana przez prawników i dla prawników, w myśl ich diabelskiej zasady „wskaż mi człowieka, a paragraf się znajdzie”.
Rząd i ministerstwo sprawiedliwości mają możliwość prawo zmienić, a tymczasem je łamią. Tak nie wypada. Gdyby w Polsce działała zasada precedensu, nikt tej ustawy nie musiałby już stosować przynajmniej od czasu interwencyjnego zakupu respiratorów i maseczek przez przedstawicieli naszych najwyższych władz, od firm o podejrzanej proweniencji, przeprowadzonego w sposób niezgodny z PZP i nie tylko, ale skupmy się na nieszczęsnym PZP.
Po wpadce z respiratorami PiS podjął próbę zmiany PZP (ustawa kowidowa), tyle, że szacowni posłowie zaproponowali kolejny wyjątek od legislacyjnego knota wyjmującym spod złego prawa tylko urzędników, a więc krewnych i znajomych królika. Proszę zwrócić uwagę, że tylko minister Ziobro sprzeciwił się skutecznie temu wyjątkowo szkodliwemu projektowi i prawdopodobnie dzisiaj ponosi tego sprzeciwu konsekwencje. Z pewnością ani Prezydent, ani Premier, ani Minister Sprawiedliwości nie działali w złej wierze. Jednak ich działania budzą niesmak.
Nie tylko oni mają problem z PZP. Nie tylko oni działają w dobrej wierze i stają w sytuacji, kiedy albo nic się nie da zrobić ponieważ ustawa spowalnia nasze działania lub uniemożliwia rzetelne i terminowe wykonywanie projektów finansowanych z publicznych środków. I cóż się dzieje: chcieliby wyjątku i poprawienia tej ustawy tylko dla siebie. A ich wyborcy? Zwykli ludzie? Zwykli naukowcy? Zwykli samorządowcy i zwykli przedsiębiorcy?
Tekst ustawy:
https://isap.sejm.gov.pl/isap.nsf/DocDetails.xsp?id=WDU20190002019
Ustawa jest co parę lat poprawiana po troszeczku, usuwane są np. tak durne zapisy jak „jedyny dostawca w Polsce”, a także o tym, że nie możesz znać osób biorących udział w przetargu - w niszowych branżach jest to niewykonalne, a zatem każdy ma okazję zostać przestępcą.
Co robi dobra zmiana? Otóż znowu jak poprzednicy idzie na łatwiznę i trochę ustawę poprawia, po czym okazuje się, że nadal jest zła, a zatem proponuje najgorszy wyjątek z możliwych, polegający na wyjęciu spod zasad ustawy nie tylko określonych transakcji, ale urzędników państwowych, którzy działają w dobrej wierze w warunkach covidowych. Zgadzają się by państwo prawa przestało być państwem prawa? Wracają do totalitarnego bolszewizmu: aparatczykom wolno wszystko, a naród oprawiony jest w skórę? Jeśli dodamy do tego motywowaną czynnikami ekonomicznymi uległość wobec Trumpa, a teraz wobec UE w sprawach poprawności, mamy pełen powrót do najgorszych tradycji PRL, z jednoczesnym pogrzebaniem tych nie najgorszych.
Stosowanie tego prawa jest typowym przykładem „pływania w kisielu”. Na przykład pracując w laboratorium państwowym chcę zamówić syntezę chemiczną, odczynnik, enzym, urządzenie lub część do niego i zgodnie z tym prawem może to trwać miesiącami, a wykorzystanie zamówionego towaru potrwa powiedzmy dwa tygodnie. Czas czekania jest tu znacznie dłuższy od czasu spieszenia się, a projekt musisz wykonać czas. Czas jest dla urzędnika z Ministerstwa bardzo ważny, wydatki także, ale wynik projektu i jego wykonanie już trochę mniej. Oczywiście Ministerstwom w to graj – krótki termin realizacji, oznacza, że nie zdążysz wydać pieniędzy, a zatem część z nich oddasz, dzięki czemu ministerstwo będzie je mogło w przyszłym roku budżetowym przeznaczyć na rozwój nauki ponownie. Ach cóż za magiczna, kreatywna gospodarność! Dajemy więcej na to, dajemy na tamto….
Jak żyć normalnie i normalnie pracować Panie Premierze?
Założenia PZP powinny być prostsze:
1. Zatwierdzamy kosztorys projektu – to z niego wynika co ile będzie kosztowało. Kropka.
2. Zakupu dokonujemy na podstawie porównania ofert najlepsza to najlepsza i nie koniecznie najtańsza. Piszemy uzasadnienie. Jeśli wykonawca musi wykonać całość projektu, w jego interesie jest, żeby kupować i zamawiać rozsądnie. Jeśli ktoś ma tu mieć pierwszeństwo jako oferent, to tylko ktoś, kto płaci podatki w Polsce.
3. Wynagrodzenie szefa projektu powinno zależeć od jego wykonania: 100% wykonania = 100% zakładanego wynagrodzenia. Mniej wykonał – część oddaje.
Aktualnie kontrola wykonania zamówień przeważa nad kontrolą wykonania projektu.
Dlaczego?
Otóż, żeby ocenić wykonanie projektu organ kontrolujący musiałby zatrudniać fachowców, a jeśli państwo ocenia i kontroluje przede wszystkim zakupy – wystarczą księgowi.
Jak być powinno?
Jeśli projekt nie zostanie bardzo dobrze oceniony (przez niezależnych fachowców z branży), a twoje zamówienia będą budziły wątpliwości pod względem zasadności wydatku przy realizacji projektu, albo ceny usług lub towarów będą dziwnie wysokie, w następnych latach nie możesz ubiegać się o państwowe pieniądze, ani nimi zarządzać. To proste.
Spodziewałem się po dobrej zmianie, że ma na ławce rezerwowych, (doradców) którzy są dobrymi ekonomistami i prawnikami, i że potrafią pisać ustawy bez wyjątków: „proste jak spojrzenie w oczy i jasne jak podanie ręki”. Czas nam ucieka z powodu złej organizacji.
Inne tematy w dziale Polityka