Salon spytał prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, a ten odpowedział. Wiedziałem mniej więcej, co mi się nie podoba w poglądach p. Jarosława Kaczyńskiego, ale odpowedzi na pytania blogerów absolutnie rozwiały jakiekolwiek nadzieje na zmienę w pożądanym przeze mnie kierunku. Okazało się po prostu, że nie jest to człowiek z mojej bajki. Zupełnie inny sposób myslenia...
Od początku. Traktat konstytucyjny. Nie widać różnic w sondażach a stanie w parlamencie więc ratyfikujemy przez parlament. Przecież tu chodzi o pewną zasadę, która mówi, że to naród Polski ma podjąć strategiczną decyzję, bo państwo Polskie należy do narodu i jest dla narodu. Dlatego nie wybrana (do tego w sposób mało jasny) elita ma decydować o tym, co się z państwem stanie na następne być może kilkadziesiąt lat tylko ludzie, którzy tu mieszkają. Co to kogo obchodzi jakie są sondaże i co do tego ma przeświadczenie?! Już nie mówiąc o ty, że dobrze byłoby gdyby społeczeństwo wiedziało co się dzieje z ich ukochanym państwem, a referendum spowodowałoby debatę na ten temat.
Ordynacja wyborcza. Jestem za finansowaniem partii z budżetu, bo mnożenie się i zmienianie partii nie jest żadną wartością z punktu widzenia demokracji – szczególnie jak się jest w parlamencie. Istnienie dwóch partii jest wartością, gdy te dwie partie mają wewnętrzną dyskusję i przedstawiają wiele nurtów. Gdy nie ma różnorodności jest marność po prostu, bierność intelektualna i oddalanie od ludzi. Wtedy poseł przestaje być posyłanym przez ludzi do władzy, a staje się takim, któremu się władza należy. Lokalne układy... nawet przez myśl panu premierowi nie przejdzie, że ludzie mogą pracować dla innych tak po prostu, bo mieszkają obok siebie i są życzliwi i wiedzą, że jak ja tobie pomogę to ty mi pomożesz. Przecież to nie możliwe – tak zdaje się mówić pan premier. Solorze, Waltery... znowu, przecież tu chodzi o zasadę. Solorzy i Walterów za 20 lat nie będzie, a cisza wyborcza zostanie, bo znajdzie się ktoś inny, kto może wpływać na wybory. Rozumiem, że jest to wyraz kapitulacji, uznaje pan premier, że nie jest wstanie poprowadzić ludzi, bo Solorze i Waltery zawsze mu przeszkodzą. Jeżeli tak to może po prostu p. Jarosław Kaczyński nie jest przywódcą.
Reprywatyzacja. Tutaj jest dramat! Ale w praktyce to sprowadza się do tego, że potomkowie biedniejszych Polaków mają zapłacić potomkom bogatszych. Czy pan premier zna pojęcie własności? Coś jest moje zostało mi ukradzione mam prawo domagać się zwrotu, a czy mi to ukradł jakiś Robin Hood i rozdał biednym, czy Pan Państwo i też rozdał biednym to nie ma znaczenia! Pan premier pozwala kraść biednym! Bo są biedni! Cóż za powód – kończący. No prawy sierpowy...
Samoobrona i Marcinkiewicz. Nie musiał Pan wchodzić w koalicje z Samoobroną. Tyle już razy było to powtarzane, że nie było innego wyjścia, że chyba naprawdę PiS w to uwierzył. Było wyjście. Mógł pan prezes rozwiązać parlament na początku 2006 roku przez spóźnienie złożenia budżetu i byłyby nowe wybory. Mogły się różnie skończyć, ale prawdopodobnie PiS miałby więcej głosów. Być może mógłby stworzyć rząd bez Samoobrony. W tym przypadku p. Jarosław Kaczyński wykazał się dwoma negatywnymi cechami: nieufnością i łamaniem danego słowa. Złamał słowo, bo miało nie być koalicji z Samoobroną (co oczywiście skończyło się w jedyny możliwy sposób i spowodowało, że cała nadzieja na zmiany poszła sobie na grzyby – i to p. Jarosław Kaczyński ją zmarnował!) i nieufnością, bo nie zaufał premierowi, którego sam wybrał. A o tych kontaktach premiera Marcinkiewicza z Panem Krauzem (za pewne o to tu chodzi) p. Jarosław Kaczyński dowiedział się od kogo? Od p. Gosiewskiego za pewne. A kto zyskał najbardziej na wyeliminowaniu premiera Marcinkiewicza? P. Gosiewski.
Do tego jeszcze uciekł od odpowiedzi na temat urzędników. Uznał po prostu, że jest dobrze, a nie uznał, że było lepiej. I zakończył geniuszem zarządzania jakim wykazuje się p. Urbański. Przecież, efekt jego działalności jest świetny. PiS zastał nędze i wysoką oglądalność zostawił też nędze i wysoką oglądalność, więc jest wszystko w porządku...
Pan Jarosław Kaczyński dostał w 2005 roku szansę od wyborców. Dostał też natchnienie od Ducha Świętego - wybierając prawie nikomu nieznanego p. Kazimierza Marcinkiewicza na premiera, który miał tak duże poparcie społeczne, że mógł zrobić nawet najtrudniejsze reformy. Zmarnował to. Zmarnował, bo p. Jarosław Kaczyński nie jest wizjonerem! Widzi tylko to co jest tu i teraz, a w związku z tym tu i teraz chce zmieniać - na chwilę. Zmian systemowych nie zrobi!!!
Inne tematy w dziale Polityka