3 października w Bagdadzie zabity został funkcjonariusz BOR. Od zamachów 11. 09. 2001, czyli bezpośredniej przyczyny rozpoczęcia Inwazji na Afganistan minęło już 6 lat. Od tego czasu problem muzułmańskich sekt nie został rozwiązany. Można nawet powiedzieć, że terroryści mają się dobrze.
Zamachy na World Trade Center rozpoczęły wojnę, która w naszej cywilizacji zwana jest z terroryzmem, a w cywilizacji muzułmańskiej świętą. Wojna jest z naszej strony wojną obronną, ponieważ to nie my ją wywołaliśmy. Mamy, więc moralne prawo prowadzić wojnę w przeciwieństwie do terrorystów, którzy takiego prawa nie mają. Czy z tego prawa korzystamy? Korzystamy, ale w dość… specyficzny sposób.
Afganistan. Inwazja rozpoczęła się 9. października 2001 roku. Jest to misja przeprowadzana solidarnie przez całe NATO. Jeszcze w 2001 roku istniało dość duże poparcie dla tej akcji zbrojnej. Teraz jest już troszeczkę inaczej. Jakiś czas temu Amerykanie poprosili na forum NATO o wzmocnienie akcji stabilizacyjnej kolejnymi żołnierzami. Nie muszę chyba przypominać, że znaczna część państw nie odpowiedziała, pozytywnie, bądź odpowiedziała za słabo. Polska zgodnie ze swoją wielowiekową tradycją jest wiernym sojusznikiem i odpowiedziała pozytywnie.
Absolutnym i podstawowym błędem popełnionym po obaleniu rządzących tam talibów było wprowadzenie demokracji. Nie uspokoiło to sytuacji, a jednocześnie zmniejszył się wpływ USA i zachodniej cywilizacji (bądź resztek, które z niej zostały) na wydarzenia tam zachodzące. Najlepszym rozwiązaniem byłoby ustanowienie tam rządu marionetkowego, który formalnie pełniłby władze, ale realnie nie miałby nic do powiedzenia. Dodać trzeba, że nie powinien to być rząd z wyboru, tylko rząd np. króla, który - swoją drogą - był tam do 1973 roku.
Irak. Inwazja rozpoczęła się 20. marca 2003 roku. Ta wojna rozpoczęła się jest już nie tak solidarnie, jak wojna z Afganistanem. Nie jest to akcja NATO, co jednocześnie dowodzi, że – realnie - żadnego NATO już nie ma. Koalicje tworzyły głównie: USA, Wielka Brytania, Australia, Dania i Polska. Brak solidarności NATO wskazuje, że na początku poparcie dla tej akcji nie było zbyt duże, jak można zauważyć - teraz nie ma już prawie żadnego, co potwierdza zmniejszający się udział wielu dywizji. Polska zgodnie ze swoją wielowiekową tradycją jest wiernym sojusznikiem i z Iraku nie wyjedzie.
Oczywistym błędem było zbojkotowanie tej akcji przez Francję i Niemcy. Przyjdzie taki czas, że odczują to na własnej skórze (meczety się budują). Z demokracją popełniono taki sam błąd. Po obaleniu Saddama Husseina, trzeba było wprowadzić na tron jakiegoś nowego władcę, który byłby np. królem i jednocześnie byłby przychylny anty-saddamowskiej koalicji. Przecież wiadome jest, że przyjdzie taki moment, że naród iracki demokratycznie wybierze sobie wroga USA i wtedy miło nie będzie.
Iran vel. Persja. Główny ośrodek terroryzmu. Inwazja jeszcze się nie zaczęła, chociaż można powiedzieć, że wisi w powietrzu. Inwazję tę trzeba przeprowadzić solidarnie i na dużą skalę. Niestety wiadome jest, że tak to wyglądać nie będzie. Poparcie dla tej akcji jeszcze przed rozpoczęciem jest minimalne, co w demokracjach jest praktycznie dyskwalifikujące. Po przyszłym zwycięstwie w USA demokratów można zapomnieć o jakiejkolwiek wojnie. Oczywiście Polska zgodnie ze swoją wielowiekową tradycją powinna być wiernym sojusznikiem i inwazję USA na Iran (jeżeli się odbędzie) powinna wesprzeć.
Po wejściu do Iranu należy dążyć do podziału tego kraju. Jak wiadomo: dziel i rządź. Należałoby to także zrobić w pozostałych przypadkach. Klucz do sukcesu to małe kraje z marionetkowymi rządami niedemokratycznymi. Niestety dotychczasowe działania nie prowadzą do tego.
Błędem podstawowym ostatnich kampanii wojennych USA było to, że jedziemy wprowadzać demokrację. Niestety jest to jedyna jako tako powszechna idea w świecie zachodnim. Przecież nie pojedziemy walczyć z tyranią muzułmańskiego fundamentalizmu, bo powszechnie sądzimy, że wszystkie religie są równe i jeżeli oni maja coś zapisanego my to akceptujemy (tolerancja) i nie ma żadnego Bożego Narodzenia (relatywizm). Podstawową i najlepszą ideą wojny obronnej, jaką toczymy z tamtymi byłaby walka z innowiercami, ale nie żartujmy - część USA, pół Polski i Watykan nie da rady…
Jeżeli już doszliśmy do wniosku, że zachodowi się nie chce walczyć, a tych, którym się chce jest za mało to, co teraz? Oczywiście uważam, że powinniśmy siedzieć na bliskim wschodzie, aż do momentu całkowitego zwycięstwa (które nie nastąpi) albo do momentu, aż będzie trzeba bronić własnych granic (które mam nadzieje jeszcze będą, bo w UE nic nie wiadomo).
Dlaczego polskie granice mogą być w przyszłości zagrożone? W Europie zachodniej dominuje społeczeństwo stare, które ma, co raz większe problemy z pracą, nie mówiąc już o walce. Państwa europejskie ratują się emigrantami z Europy środkowej (głównie z Polski) i (a jakże) z bliskiego wschodu. Jestem pewien, że, gdy przyjdzie moment kapitulacji (a raczej tchórzostwa) wielonarodowych dywizji na bliskim wschodzie, muzułmańscy sekciarze fundamentaliści, którzy są zaprawieni w bojach i z duża grupą sojuszniczą np. we Francji (która też jest zaprawiona w bojach…) po prostu ruszą na Europę. I teraz pytanie, kto stanie do walki? Kto na kontynencie był wiernym sojusznikiem i nie bał się walczyć? Proszę Państwa, po raz kolejny mamy przed sobą misję dziejową.
P.S. A jest jeszcze Rosja…
Amor patriae nostra lex
Inne tematy w dziale Polityka