Czy na początku XX wieku endecy uniemożliwili utworzenie wielkiej i wspaniałej Rzeczpospolitej? Do zadania tego pytania skłania mnie tytułowy artykuł red. Piotra Zychowicza „Wielkość utracona” z najnowszego numeru "Uważam Rze Historia" (4/2012).
TAK
Po przeczytaniu artykułu w pierwszej chwili wydaje się, że na wspomniane pytanie należy odpowiedzieć TAK. Wszak red. Piotr Zychowicz to nie byle fachowiec, czołowy dziennikarz historyczny najlepszego polskiego tygodnika opinii. Jego artykuł napisany jest z werwą i pasją. Poza tym powołuje się w nim nie tylko na Romana Dmowskiego (który w 1919 roku powiedział: „skróćmy tę Polskę”) jako niszczyciela potężnej Rzeczpospolitej, ale także na nacjonalistów ukraińskich i litewskich wskazując, że największą winę ponosi idea nacjonalizmu. Dodaje przy tym, że i tak najbardziej destrukcyjni w tej materii byli oczywiście komuniści.
W tym gronie nikczemnych łotrów jedyną pozytywną postacią okazuje się być J. Piłsudski, który rozumiał, że przeciwko Sowietom trzeba się zjednoczyć i razem z nowo utworzonymi państwami narodowymi stworzyć federację pod przewodnictwem Polski. Dzięki temu Wielka Rzeczpospolita powróciłaby na mapę Europy. Urzeczywistniony zostałby wielki mit wielu pokoleń – Rzeczpospolita Trojga Narodów.
NIE
I teraz należy zadać to fundamentalne pytanie: A może by tak na te wydarzeni spojrzeć z drugiej strony? Żeby uargumentować pogląd przeciwny należy zacząć od analizy ówczesnej rzeczywistości. Mamy już wspomniane cztery podmioty: Polacy, Litwini, Ukraińcy i Sowieci. Wszyscy chcą być samodzielni. Dla Polaków oznacza to wyrwanie się z rosyjskiej niewoli i powrót do państwa, które posiadali, dla Litwinów z kolei oznacza wyrwanie się nie tylko z rosyjskiej niewoli, ale i z polskiej tradycji, dla Ukraińców podobnie, przy czym Polaków postrzega się jak Rosjan jako okupantów – trochę łagodniejszych, ale jednak. Sowieci wszystkich pozostałych traktują jako ziemie do podbicia. Mamy więc Sowietów, którzy wszystkich chcą zniszczyć, mamy Polaków, którzy pragną powrotu do swego imperium i mamy Litwinów i Ukraińców, którzy nie chcą ani jednych ani drugich.
I teraz należy określić cel. Jako, że dyskutujemy o kresach naszym celem na wschodzie jest pozyskanie dla naszej sprawy Litwinów i Ukraińców. Dochodzimy do tego kluczowego momentu. Chodzi nam o to by wielu było takich, którzy jak Stanisław Orzechowski będą mówić „gente Ruthenus natione Polonus”, czyli „z pochodzenia Rusin, narodowości Polskiej”, dotyczy to oczywiście – analogicznie – także Litwinów. Mamy jednak pewien problem. Ani Ukraińcy, ani Litwini tak nie mówią. I to jest fakt. Zorientowawszy się więc dokładniej w sytuacji możemy z naszego uroczego pomysłu zrezygnować albo nie. I okazuje się, że tymi, którzy nie chcieli z tego rezygnować byli – „co jeszcze gorsze” – endecy.
Polonizacja
Red. Zychowicz broni się przed tym rękami i nogami, ale nie da się uciec przed faktem, że „gente Ruthenus natione Polonus” mówili spolonizowani Rusini. Celem jest więc polonizacja. Nikt nikomu nie każe wyrzekać się „swoich rodzinnych krajów” tak jak ja, jestem spolonizowanym Lublinianinem i nie mam z tym żadnych problemów, a wręcz przeciwnie jestem z tego dumny. Litwin i Rusin ma być na tym samym poziomie, co Wielkopolanin czy Mazur i nie jest to bynajmniej poziom niski. Cel endecji nie oznacza niczego innego, jak tylko to, aby można było używać obok siebie określeń Polak i Litwin i aby te pojęcia się nie wykluczały, a uzupełniały, tak jak nie wykluczają a uzupełniają się określenia Polak i Lublinianin.
W przyszłości pojawił się problem sposobu, w jaki można i należy tego dokonać. Sanacja postanowiła – zgodnie ze swoją logiką – realizować polonizację działaniami przymusowymi i administracyjnymi, mówiąc wprost – tępą machiną państwa. I być może ten fakt, tak bardzo oburza red. Zychowicza, gdy myśli o endecji. To prawda, istnieje popularny pogląd głoszący, że swą politykę sanacja prowadziła będąc pod przemożnym wpływem odsuniętego od władzy i będącego w systemowej opozycji Stronnictwa Narodowego, ale powiedzmy, że jest to jednak pogląd kontrowersyjny. Pewnym jest natomiast, że I RP dokonywała polonizacji w inny sposób, przyciągała swą republikańską wolnością. Przy czym to jest kwestia sposobu, a nie celu. Celem jest polonizacja, która w szerszej perspektywie ma nas wzmocnić w walce z Sowietami.
Jako, że dzięki sprzyjającym okolicznościom międzynarodowym i sile Polaków jedynymi, którzy mają moc zmieniać na tym terenie rzeczywistość są właśnie Polacy, to do nas należy decyzja, co robimy. Efektem był traktat ryski (dla red. Zychowicza „nieszczęsny traktat ryski”), który nie dał szans Ukraińcom na ustanowienie własnego niepodległego państwa. Warto też wspomnieć, że koncepcja Dmowskiego sformułowana podczas konferencji pokojowej w Wersalu, wykluczała niepodległość także dla Litwy, oferując jej autonomię w ramach państwa polskiego, prawdopodobnie podobną do Śląska.
Błędna idea Piłsudskiego
Skoro udało się wykazać, że to właśnie endecy tak naprawdę dążyli do stworzenia Wielkiej Polski, na koniec warto dostrzec błędy w koncepcji Piłsudskiego. Pierwsze, co się rzuca w oczy to ciekawostka w postaci utworzenia państw narodowych, czyli spełnienia celów nacjonalistów ukraińskich i litewskich. Koncepcja federacyjna była dla nich jak wyciągnięcie ręki, szczególnie dla Ukraińców. To, że tego nie rozumieli krytykując ją świadczy o ich poziomie myślenia politycznego, nie zmienia to jednak faktu, że była jedynym z ich punktu widzenia możliwym do zrealizowania projektem.
Mamy państwa narodowe. A gdzie one są? Zostają utworzone kosztem Polski (!), ale tego zdaje się autor artykułu nie dostrzegać. To endecy mieli wg niego chcieć „małej etnicznej Polski bez żadnych mniejszości” tymczasem Piłsudski, jakiej Polski pragną? Większej? Mniejszej. W imię błędnej idei chciał utracić kresy wschodnie znacznie wcześniej i oddać je nowo utworzonym państwom.
Ostatnim pytaniem bez odpowiedzi pozostaje kwestia następująca: jak państwa narodowe podporządkowują się przewodnictwu Polski? Jak to przewodnictwo miałoby wyglądać? W Kijowie będzie stale stacjonowała dywizja pod dowództwem gen. Roja, a w Kownie pod dowództwem gen. Żeligowskiego? Czy może Ukraińcy i Litwini, tak po prostu z szacunku do Piłsudskiego, będą uznawać Polskie przywództwo? Nie wiadomo.
Z perspektywy lat można zauważyć, gdzie była mądrość, a gdzie ideologia.
Inne tematy w dziale Kultura