Tytuł nawiązuje oczywiście do tzw. 100 dni Napoleona. Jarosław Kaczyński po swej śmierci politycznej w 2007 roku, która uwidoczniła się w kolejnych wyborach do europarlamentu był już na krzywej malejącej. Partia, w zasadzie, sprowadzała się do grupki potakiwaczy. Katastrofa smoleńska zdawała się tę polityczną niemoc odmienić. Jarosław Kaczyński najpierw w ogóle się nie wypowiadał, a gdy dłużej już się tak nie dało, starał się być bardzo umiarkowany. Głównymi współpracownikami prezesa stali się tzw. liberałowie z panią Kluzik-Rostkowską oraz panem Poncyliuszem na czele. Jarosław Kaczyński zaczął swój marsz po władzę.
Marsz trwał 86 dni i zakończył się niepowodzeniem. Przy jego końcu nie można było jednak powiedzieć, aby była to klęska. Biorąc pod uwagę przestraszone twarze czerwono-różowych elit można było przed nadchodzącymi wyborami być wręcz optymistą. Niestety, prezes PiSu sam zgotował sobie Waterloo. Jego decydującą bitwę odkryć można dopiero po przyjrzeniu się problemowi krzyża spod Pałacu prezydenckiego.
Wygląda, że PiSowski wódz stał się głównym obrońcą wiary i tradycji, ale jakże to cyniczne! Tak jak Napoleon swego czasu więził papieża, przywracając jednocześnie ład po rewolucyjnej sieczce, jak Piłsudski razem ze swoją sanacyjną, wojskową mafią mówiąc, że idzie na ratunek ukradł Polakom Polskę, tak Jarosław Kaczyński niegdyś nie zdolny do niczego, będący na politycznym aucie, ukradł Polsce prawicę, a teraz stał się obrońcą krzyża. Ci wszyscy przywódcy, którzy swym wyznawcom jawią się jako Królowie z Bożej łaski zesłani światu przez Opaczność, w rzeczywistości więcej mają wspólnego z faszystowskim Duce uwielbianym przez lud i stającym jednocześnie, jak równorzędny podmiot, obok Boga i żądający takich samych hołdów.
Tłumy padają przed krzyżem, na którym już w zasadzie nie wiadomo czy umarł Jezus Chrystus czy brat prezesa PiSu. I krzyczą: „Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem, Polska jest Polską, a Polak Polakiem”. I walczą o symbol, powtarzają za Jarosławem Kaczyńskim: „Krzyż ma tam stać!”. Walczą bohatersko, chciałoby się powiedzieć za prezesem, z nadchodzącym w postaci Komorowskiego Zapateryzmem. Jakże to złudne i jakże szkodliwe! Czy ktoś jeszcze pamięta, że na Jarosława Kaczyńskiego głosowało dużo więcej młodych ludzi niż się spodziewano? Czy myślicie państwo, że widząc sympatyczną, ale jednak grupkę wariatów broniących krzyża, która chcąc nie chcąc, stała się wizytówką PiSu dalej by to zrobili?
Według mnie nie. Według mnie zachowanie prezesa jest jawną zdradą interesu narodu. Wybory prezydenckie pokazały, że nowe młode pokolenie było do uratowania, nie musiało stać się wykształciuchami. Oni mogli wyjść na ludzi. Tymczasem p. Kaczyński wybrał na swoich reprezentantów… tych, których wybrał. Za nimi nikt nie pójdzie! Co więcej były premier wykorzystuje krzyż i Kościół do walki politycznej, za co Kościół, który od wieków i na wieki winien być spoiwem jednoczącym naród, musi wystawić Jarosławowi Kaczyńskiemu rachunek. Sekta żałobników ze swym guru powinna się nad sobą poważnie zastanowić.
Po tym krótkim felietonie zapewne znów podniosą się negatywne opinie – czemu nie piszesz o nieudaczniku Komorowskim, o złodzieju Tusku, nędzny pisarczyku. I ja na to odpowiem: ponieważ mam ich głęboko w poważaniu. Niczego dobrego się po nich nie spodziewam, żal mi czasu na zastanawianie się nad losem salonowo – kawiorowego towarzystwa. Tymczasem Jarosław Kaczyński jest postacią ważną. I jednocześnie już w zasadzie postacią umarłą. Polską zdają się teraz rządzić dwie trumny. Trumna Adama Michnika i trumna Jarosława Kaczyńskiego. Tak, trumna.
Inne tematy w dziale Polityka