Premier Tusk zaproponował zmiany w konstytucji. Zapragnął, by w Polsce ustanowić system kanclerski. Ponieważ propozycje nie mają szans na wejście w życie to w sumie nie warto by się nad nimi zastanawiać. Warto jednak zwrócić uwagę na to skąd koncepcja kanclerska pochodzi.
W historycznej Polsce była funkcja kanclerza. W I Rzeczpospolitej kanclerz wielki koronny (litewski także) pełnił funkcję jakie dzisiaj można przypisać ministrowi spraw zagranicznych, a także ministrowi sprawiedliwości. Z całą pewnością jednak nie był on nigdy szefem rządu. I słowo „kanclerz” po Polsku znaczy zupełnie co innego niż po niemiecku. Czy Polski premier, historyk z wykształcenia, o tym nie wie? Dlaczego więc w stosunku do rządzonych posługuje się językiem niemieckim?
Jeżeli Donald Tusk chciałby, wprowadzić system ze słabym prezydentem i silnym premierem, to taki system po polsku nazywałby się systemem premierowskim. Taki system w Polsce nigdy nie istniał. W oczach świty aktualnie nam panującej jest to za pewne potwierdzenie zapóźnienia cywilizacyjnego Polski, a które to opóźnienie godne jest pogardy. Donald Tusk idzie pod prąd Polskiej tradycji, ponieważ w niej główne miejsce zajmuje tradycja monarchii (ewentualnie dyktatury vide Piłsudski) która jest oczywiście powszechnie pogardzana, oraz dwie krótko obowiązujące tradycje: mieszana tj. z prezydentem i premierem oraz prezydencka. Systemu premierowskiego nie stwierdzono, a kanclerskiego to już w ogóle (chyba, że w prowincji Poznańskiej albo prowincjach Pruskich).
Wydaje się więc, że Donald Tusk nie pochodzi z Polskiej Tradycji. Wygląda na to, że mamy jakiś okupacyjny rząd z wolnego miasta Gdańska. Wielu mieszkańców Gdańska jest ponoć zafascynowanych niemieckością. W niejednej sprawie ta fascynacja mogłaby nam wyjść na dobre, ale nie musimy się na nią powoływać gdy sami nie mamy z nią nic wspólnego.
Inne tematy w dziale Polityka
