Profesor Ryszard Legutko to postać niebagatelna. TVP postanowiło wyemitować film dokumentalny „Świat według profesora Legutki” właśnie na jego temat.
Sam pomysł stworzenia takiego filmu uważam za trafiony, warto robić filmy o nietuzinkowych osobach, a prof. Legutko taką bez wątpienia jest. Konstrukcja filmu (link) zbudowana jest na oprowadzaniu nas przez pana profesora po niektórych miejscach w Krakowie, Lwowie, Brukseli i Atenach. Motyw nawet ciekawy, ale o dziwo najwięcej czasu spędzamy we Lwowie. A co jeszcze dziwniejsze wysłuchujemy tam głównie rozpaczy nad utratą tego miasta przez Polskę. Oczywiście sentyment do Lwowa jest jakoś tam zrozumiały i nawet uroczy, ale sformułowania o polskim Lwowie w sytuacji wojny ukraińsko-rosyjskiej zalatują ciężką prowokacją. Czy Ateny albo chociaż biblioteka Uniwersytetu Jagiellońskiego nie powinny być tym miejscem, które ten „świat prof. Legutki” pokazałyby lepiej?
Tymczasem w filmie nie ma nic nt. nauki Platona o Ideach czy Duszy, ani nawet o platońskiej etyce. Nie ma nic o cnotach. Jest jeden fragment, w którym dowiadujemy się, że wielcy filozofowie krytykują człowieka demokratycznego, że demokracja to ustrój zakłamany, gdzie konieczne jest wyjaśnianie definicji, no i że współcześnie starożytną filozofię grecką traktuje się jako wehikuł rasizmu. Skoro tak się ją traktuje obecnie, to warto byłoby jednak wyjaśnić jej mądrość. Sprowokować może u prof. Legutki jakiś zachwyt, pasję, która mogłaby być jakoś pociągająca dla odbiorcy. Choćby ujęcie jak profesor siedzi nad starym greckim tekstem Platona i komentuje jakieś fragmenty Obrony Sokratesa, poprzeplatane z nieuczciwymi wypowiedziami przeciwników samego profesora. Raczej coś takiego pokazałoby rzeczywiście, że to postać ciekawa i wybitna. Tymczasem jak w „polskim filmie”, brawurowo skrytykowanym kiedyś przez Jacka Braciaka (link), słyszymy od wielu „przyjaciół”, że bohater jest wybitny, wyjątkowy i w ogóle, ale oglądając film trudno nie odnieść wrażenia, że profesor Legutko głównie „czuje się wyobcowany”.
Wątpię by właśnie tę stronę pana profesora chciano ukazać, ale taką właśnie pokazano. Jako człowieka sprzeciwu, czy też po prostu malkontenta, zrzędy. Być może taki właśnie jest i tłumaczyłoby to, że dotychczas nie doczekaliśmy się spod pióra prof. Legutki żadnego wielkiego szkicu nt. programu pozytywnego, ale wierzę, że nie. Szczerze mówiąc brakowało już chyba tylko by prof. Legutko przed Nowogrodzką w Warszawie wyrażał swoją krytykę nt. Rządu Mateusza Morawieckiego. Ale pewnie gdzieś w tych rejonach, póki co, przebiega jasna granica malkontenctwa i wyobcowania.
Chciałoby się powiedzieć: Zróbcie ten film jeszcze raz. Tylko za drugim razem już lepiej.
Inne tematy w dziale Kultura