Pojawiła się w polskich mediach dyskusja o parytetach na listach wyborczych. Postulat feministek był roztrząsany przez wielu publicystów, jedni (konserwatywni) go wyśmiewali, a inni (nowocześni) go popierali. Tymczasem nikt nie zachował się jak prawdziwa męska szowinistyczna świnia. Nikt nie zapytał: Dlaczego kobiety powinny mieć prawo wyborcze?
Kobieta różni się do mężczyzny. I to różni się zasadniczo. Jeżeli dodamy do tego jeszcze, że wybory są elementem pewnej walki wyborczej, w której stosowane są różnorakie kłamstwa i oszustwa to branie w tym udziału przez kobiety, według mnie, wręcz im uwłacza. Już nie mówiąc o tym, że kobiety z natury swej są usposobione dość pokojowo, przynajmniej tak mi się wydaje i walka nie jest ich przyrodzoną pokusą. Z wyjątkiem oczywiście feministek, które walkę - głównie z mężczyznami – wyssały z mlekiem matki.
Zrównywanie płci nie jest specjalnie wartościowe. Specjalizacje kobiety i mężczyzny są zdecydowanie inne, a lepiej jest, jeżeli ci którzy w jednym są słabsi godzą się z tym i rozwijają swoje zalety w innych dziedzinach. Tak jest też z mężczyznami i kobietami. Nie sądzę, aby kobiety specjalnie cieszyły się na myśl o wewnątrzpartyjnych gierkach, wzajemnym podkładaniu świń i ogólnie rzecz biorąc sejmowej naparzance. Tymczasem wielu mężczyzn o znalezieniu się w takim kotle wręcz marzy.
Oczywiście główna niechęć wobec prawa wyborczych wobec kobiet wynika z historycznych konfliktów. Głównie z tego,że to w rewolucyjnej Francji postulaty praw wyborczych dla kobiet się zrodziły, a takich rzeczy się nie wybacza. Tylko, że ja jakoś nie mam w sobie tyle woli, abym realnie o odebraniu co najmniej biernego prawa wyborczego dla kobiet marzył. Jednakże biorąc pod uwagę równie irracjonalny postulat feministek o parytetach przyzwoitość wymaga, aby symetrycznie zareagować.
Inne tematy w dziale Polityka
