Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
620
BLOG

Jakie pożytki z UE

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

68 lat temu w Paryżu został podpisany traktat o utworzeniu Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali – prekursora obecnej UE. 

Traktat miał na celu zjednoczenie wysiłków w budowie europejskiej potęgi gospodarczej przez organizację wspólnego rynku z poszanowaniem suwerenności państw członkowskich.

Znalazło to wyraz w strukturze władz w której decydującą rolę odgrywała Rada Ministrów, a także w stosunku do sytuacji poszczególnych członków, bowiem Włochy które miały największe zaległości rozwojowe otrzymały czteroletnią karencję we wprowadzeniu obowiązków traktatowych.


Poza celem ściśle gospodarczym powstaniu Wspólnoty przyświecała idea przeciwstawienia się rosnącemu zagrożeniu ze strony sowieckiego imperium, ale też i wyrównania parytetów ze Stanami Zjednoczonymi.

Ze strony francuskiej była to też droga do uniknięcia niemieckiej hegemonii gospodarczej i powstania nowego rewanżyzmu.


Sukces gospodarczy Wspólnoty spowodował dalsze kroki w kierunku integracji europejskiej, niestety natchnienie chrześcijańskim duchem wzajemnego wspomagania i unikania objawów przemocy ustąpiło wraz z odejściem z polityki „ojców wspólnoty” Alcide de Gasperiego, Roberta Schumana i Konrada Adenauera – gorliwych katolików i patronów europejskiej chrześcijańskiej demokracji. Dwóch pierwszych zostało objętych procesem beatyfikacyjnym.

Dojście do władzy lewicowych ugrupowań przyniosło w rezultacie dążenie do swego rodzaju powtórki ze Związku Sowieckiego i zwalczania suwerenności krajów europejskich.

Żeby jednak konsekwentnie zastosować orwellowski model „folwarku zwierzęcego” wprowadzono faktyczny podział państw członkowskich nowej formuły UE na „równych” i „równiejszych”.

Temu podziałowi nadano cechy trwałości, ale nawet i to nie decyduje o losach krajów należących do UE, faktycznym wielkorządcą są Niemcy dla których reszta członków Unii to poddostawcy dla niemieckiego przemysłu i odbiorcy gotowych produktów.

O charakterze tego związku decyduje zarówno niemiecki dyktat gospodarczy, ale też apodyktyczność w stosunku do innych krajów.


Niemcy w historii próbowały kilkakrotnie tworzyć swoje imperium, jednakże ze względu na brak zdolności do organizowania układów partnerskich nigdy im się to nie udawało. Podobnie jest dzisiaj, typowo pruskie domaganie się ślepej dyscypliny, próby regulacji najdrobniejszych przejawów życia unijnego za pomocą nakazów i zakazów, terroryzowanie „praworządnością” pod pojęciem której ukrywa się żądanie wykonywania własnych poleceń – taki obraz UE został stworzony w XXI wieku.

Niemcy nie rozumieją że tego nie da się utrzymać na dłuższą skalę, tym bardziej że jest to sprzężone z równoczesnym niszczeniem zdobyczy europejskiej kultury i autonomii narodowej w wyraźnym celu stworzenia na kształt „sowieckiego narodu” - „narodu europejskiego” wywodzącego się w znacznej mierze z pozaeuropejskiej imigracji.


Dla krajów które zostały wciągnięte w tę pułapkę, a szczególnie byłych poddanych imperium sowieckiego lepszym rozwiązaniem byłby inny układ europejski, jednakże pozostawienie jako straszaka postsowieckiego – „Federacji Rosyjskiej”, gotowej do odtworzenia imperium, zmusza do trzymania się UE chociażby jako zła znacznie mniejszego.       

Trzeba bowiem przyznać że dola poddanego niemieckiego imperium w obecnym kształcie jest znacznie lepsza od doświadczeń rosyjskiego imperium wydaniu sowieckim.

Widać to najlepiej po różnicy w poziomie życia sąsiadujących krajów ze wschodnich granic UE i to zarówno pod względem poziomu materialnego jak i osobistej swobody i bezpieczeństwa.

Niekwestionowaną zdobyczą UE jest traktat z Schengen umożliwiający swobodne poruszanie się niemal po całej Europie, wprawdzie dobrodziejstwa tego traktatu nie muszą być wiązane z UE gdyż należą doń kraje pozaunijne, powszechnie jednak uznaje się go za sukces UE.


Czynnikiem decydującym o ocenie rezultatów naszej przynależności do UE jest sytuacja materialna większości Polaków.

Przy ocenie tego problemu należy mieć na uwadze specyficzne dla Polski zjawisko masowej emigracji zarobkowej. Nie podlega wątpliwości że zarobki tych emigrantów są przeciętnie wyższe aniżeli pozostających w kraju, czy rekompensuje to inne dolegliwości wynikające częstokroć z wyboru wymuszonego brakiem pracy w kraju?

Inaczej bowiem należy oceniać wyjazd na wysoko płatny kontrakt przy którym wszelkie niedogodności są łagodzone zarówno dobrymi warunkami bytu, jak łatwo dostępną możliwością kontaktu z krajem, a inaczej wyjazd na byle jaką pracę i dość nędzne warunki życiowe.

Niestety w wydaniu polskiej emigracji zarobkowej ten drugi wyjazd zdecydowanie przeważa.

W sumie emigrację zarobkową nie możemy uważać za sukces unijny, gdyż poza niską płacą wiążą się z nią negatywne skutki dla życia rodzinnego, społecznego

i narodowego.

Kierownictwo UE mając pełną świadomość tych skutków nie zrobiło niczego ażeby

przeprowadzić stosowne zmiany w rozmieszczeniu miejsc pracy na obszarze Unii.

Raczej odwrotnie, postępuje proces koncentracji przemysłu, ośrodków usługowych, a nawet rolnictwa. W tym ostatnim przypadku dochodzi do zjawisk karykaturalnych jak choćby rozmieszczenie hodowli bydła: w Polsce na jednostkę powierzchni rolnej przypada 25 sztuk bydła, w Niemczech 45, w Holandii 125, a w Belgii nawet 150.

Pomijając nonsens ekonomiczny takiego układu trzeba zwrócić uwagę na skutki w postaci zatrucia gleby.

Dzieje się tak za sprawą premiowania przez UE nadmiernej intensyfikacji upraw w krajach najwyżej uprzemysłowionych i o największym zagęszczeniu ludnościowym.

Należą do nich kraje Beneluksu, północno zachodnie Niemcy i północno wschodnia Francja. Na tym obszarze zamieszkałym przez ponad 200 osób na km2 powinna być ograniczona produkcja rolna, a także zmniejszona produkcja przemysłowa w drodze odpowiedniej deglomeracji i wstrzymania osadnictwa.


Są to sprawy pilne, rzutujące na jakość życia w całej Unii, tylko że nie ma kto się tym zająć bowiem „90 % pary idzie w gwizdek” czyli w przekształcenie narodów europejskich w jedną bezwolną masę podatną na lewacką indoktrynację.

Ideałem obywatela UE jest „homo sovieticus” wykonujący ślepo każde polecenie władzy, która oczywiście wie najlepiej co jest dla niego dobre. 

Pod sztucznym hasłem równości różnych wyborów seksualnych promuje się powszechną demoralizację począwszy od wieku dziecięcego. Cel tych działań jest oczywisty – wskazanie jako celu życia swego rodzaju hedonizmu i osłabienia odporności na sterowanie osobowością, a ludzie z odmiennymi skłonnościami od powszechnych stanowią nieświadome ofiary tych złowrogich zabiegów. 


Władze UE z własnej inicjatywy nie zrobiły niczego w kierunku promocji pożytecznego trybu życia, a szczególnie wsparcia życia rodzinnego, stworzenia odpowiednich wzorców wychowawczych i zapewnienia warunków materialnych.

Przy obecnym składzie władz unijnych może to i dobrze że nie zajmują się problemami europejskich rodzin, natomiast bez działań na skalę całej UE a nawet więcej, na skalę całej Europy, nie da się dźwignąć europejskiej gospodarki.

Powodów dla których jest ona znacznie mniej wydajna niż amerykańska, jest wiele.

300 mln Amerykanów wytwarza PKB w wysokości prawie 19 bilionów dolarów rocznie, podczas gdy przeszło 500 mln mieszkańców UE około 17 bilionów.

Podstawowym problemem europejskiej gospodarki są sztuczne ograniczenia ze strony biurokracji unijnej powodujące brak rzeczywiście wolnego rynku, wybiórcze działania na korzyść jednych kosztem drugich, jak choćby zawłaszczenie przez Niemcy dostaw ropy i gazu z Rosji itp. niedostatek koncentracji wysiłków w dziedzinie postępu technicznego i oddanie inicjatywy współpracy z innymi układami gospodarczymi w ręce niemieckie.


Problemem wyjściowym europejskiej gospodarki są sztucznie zawyżone ceny energii.

Według raportu KE ceny energii elektrycznej są w UE dwukrotnie wyższe niż w USA, ceny gazu 2,5 razy wyższe, a ceny benzyny i oleju napędowego 3 razy wyższe.

W tych warunkach nie tylko koszty utrzymania rodziny są znacznie wyższe, ale i konkurencyjność cenowa własnej, europejskiej produkcji – obniżona.

Władze UE wiele czasu poświęcają na gadulstwo na temat integracji gospodarczej, a nie potrafiły załatwić spraw podstawowych w postaci obniżonych cen zakupu nośników energii, a także ukrócić fiskalne zapędy nadmiernego opodatkowania energii.

Fałszywie pojęty system promocji i brak skutecznego zwalczania protekcjonizmu powoduje zacofanie i niemożność szerszego wyjścia na rynek światowy.

Mimo wysokiego eksportu niemieckiego Europa ustępuje konkurentom w globalnym udziale na światowym rynku. Dotyczy to nawet dziedzin w których firmy europejskie posiadają uznaną markę, jak w branży samochodowej czy obrabiarek.

Są dziedziny w których znikła całkowicie ze światowego rynku jak przemysł okrętowy, elektroniczny, lekki, mimo posiadania niemal monopolu na modę odzieżową.

Niedostatek zasobów ropy i gazu ziemnego Europa pokrywa importem z różnych kierunków. O ile import ropy nie nasuwa zastrzeżeń w związku z giełdową kontrolą cen i ustabilizowanym wydobyciem, a wahania cen są głównie wynikiem rozgrywek politycznych, o tyle import gazu ziemnego przez kraje europejskie został zmonopolizowany przez układ niemiecko rosyjski i chociaż obowiązuje zasada indeksowania cen gazu w stosunku do cen ropy, to i tak praktycznie decyzje cenowe są podejmowane przez wymieniony układ. 

Dopiero w ubiegłym roku na skutek akcji podjętej przez Polskę powstała możliwość złamania monopolu i uzyskania lepszych warunków dostawy.

Władze UE obciąża w tym względzie wieloletnia bezczynność i uległość wobec niemieckiej dominacji.

Powszechnie obciąża się Rosję odpowiedzialnością za polityczne rozgrywanie handlu gazem, ale to Niemcy są organizatorem istniejącego systemu dostaw rosyjskiego gazu.


Sterowanie europejską gospodarką przez unijną biurokrację jest czynnikiem hamującym jej rozwój. Jest to zresztą w dużej mierze celowy kamuflaż dla faktycznych rządów niemieckich, które nie życzą sobie wzrostu konkurencji dla swojej dominacji. Niemcy jako jedyny kraj w UE mają wysoki eksport / następna w rankingu Francja osiąga zaledwie połowę wartości eksportu niemieckiego/ i duży – sięgający 200 mld euro dodatni bilans handlowy.

Te różnice powinny być zniwelowane nie przez zmniejszenie niemieckiego poziomu, ale przez zwiększenie udziału innych krajów dotyczy to szczególnie krajów nowo przyjętych do UE, którym narzucono redukcję potencjału wytwórczego.

W ogóle ograniczanie produkcji stanowi ulubione zajęcie brukselskiej biurokracji, natomiast w historii UE nie spotkamy ani jednego wypadku działań w kierunku jej zwiększenia. W rolnictwie stosuje się ciągle zmiany w systemie dotacji powodujące powstanie całej sieci polujących na przechwytywanie profitów z tego tytułu nie oglądając się na jakikolwiek sens, a przeważnie bezsens tego rodzaju przedsięwzięć.


Oblicza się ciągle wszystkie dobrodziejstwa jakie spotkały Polskę po wejściu do UE 

Ze szczególnym uwzględnieniem funduszy europejskich otrzymywanych przez Polskę. Wymienia się imponujące kwoty 160 – 200 mld euro, które natychmiast ludzie złośliwi redukują o wpłacone dotacje i koszty pozyskania pieniędzy z unijnego budżetu. Niektórym wychodzi nawet że w bilansie ogólnym dopłacamy do tego interesu.

Nie będę się tym rachunkiem zajmował w końcu istnieje olbrzymi aparat obsługujący nasze związki z UE i jego obowiązkiem jest dokonanie precyzyjnej analizy rachunku kosztów i zysków w tej dziedzinie.

Natomiast znacznie ważniejszy rachunek dotyczy alternatywy rozwoju gospodarczego Polski w stosunku do tej operacji jaką zastosowano.

Sądzę że sam niewykorzystany potencjał produkcyjny i jego likwidacja przyniosły znacznie większe straty niż wszystkie dobrodziejstwa unijne.

Straty materialne jednak nie są najgorszym skutkiem bezwzględnej operacji przygotowania i wejścia do UE jakiej poddano nasz kraj.

Znacznie gorsze były skutki społeczne, które poza przysłowiowymi PGR’ami objęły też duże miejskie skupiska, 

Wyglądało to niekiedy na absurd i bezmyślność, jednakże sądząc po skutkach należy ocenić całość zjawiska przejęcia spadku po sowieckim imperium jako przemyślanej akcji polegającej na pozbawieniu możliwości istnienia na tym obszarze samodzielnej gospodarki.

Wyznaczono mu rolę poddostawcy i rezerwuar taniej robocizny. Wprawdzie wyłączono z tego dawne NRD wprowadzając dlań specjalne przywileje, ale i to nie uchroniło przed masową ucieczką ludności „ossis” do zachodnich landów RFN.

Stosunkowo obronną ręką wyszła z tej operacji Czechosłowacja, której oszczędzono brutalnego procesu likwidacji i włączono do niemieckiego obszaru gospodarczego jako niemal równorzędnego landu. Coś na kształt „protektoratu”. 


Na tym tle ocena „pożytków” płynących dla Polski z faktu przynależności do UE nie jest łatwa, jedno jest pewne: - nie osiągnęliśmy w naszych dochodach nawet średniej unijnej, wleczemy się w końcu tabeli.

Jest to o tyle zaskakujące że przygotowanie Polski do zmian ustrojowych było najwyższe ze wszystkich krajów byłego sowieckiego imperium.

Mieliśmy największą strefę gospodarki prywatnej w rolnictwie, drobnym przemyśle i rzemiośle, handlu i usługach. 

Nawet w wielkim przemyśle mieliśmy prywatne koncerny i „Inco” na czele.

Okazało się jednak że to nie sektor prywatny okazał się beneficjentem przemian ustrojowych, ale skorumpowani biurokraci zaangażowani w proces wyprzedaży i likwidacji przedsiębiorstw państwowych i spółdzielczych.

Można zgodzić się z oceną że wiele z tych przedsiębiorstw nie było w stanie funkcjonować w warunkach konkurencji rynkowej, ale przecież nie dano im szans na przystosowanie, tak jak postąpiono w NRD i Czechosłowacji.

A przecież były i też przedsiębiorstwa bardzo dobrze przygotowane do nowej roli, ale one podległy w pierwszej kolejności totalnej wyprzedaży.

Powstaje oczywiście pytanie: - z czyjej inicjatywy zastosowano tak gorliwie niszczycielski proces?

Nasuwa się nieodparcie odpowiedź że stroną inicjującą były ośrodki rządzące w EWG, które potraktowały polska gospodarkę jako konkurenta.

Balcerowicz i inni byli tylko wykonawcami morderczych dla polskiej gospodarki poleceń, stąd opinia Friedmana że Balcerowicz to tylko „technik”. 

Redukcja polskiego potencjału wytwórczego, stała nadwyżka importu, szczególnie konsumpcyjnego, nad eksportem musiały odbić się na poziomie dochodów Polaków.

Niedostateczną rekompensatą okazały się zarobki „na saksach” i malejące ich transfery wskazujące na coraz większą liczbę pozostających na stałe poza granicami Polski.

Wg „Eurostatu” średnie zarobki w Polsce w roku 2017 to 27 zł/godz. podczas gdy w UE /28 krajów/ - 97 zł. Nie mamy zatem nawet jednej trzeciej średniej unijnej.

Za nami w niewielkim odstępie już tylko Rumunia i Bułgaria, małą pociechą jest fakt że mamy stosunkowo wysoki przyrost zarobków – około 5 % rocznie, ale nawet w tym tempie osiągniemy średnią dopiero za pół wieku.


Oczywiście w stosunku do stanu przed wejściem do UE, a szczególnie końcówki PRL, możemy zanotować znaczny postęp, jednakże w stosunku do zapowiadanego dobrodziejstwa z tytułu członkowstwa w UE, jesteśmy daleko w tyle.

Próby tworzenia układu alternatywnego, lub przynajmniej broniącego interesów najbardziej pokrzywdzonych, jak dotąd nie powiodły się.

Przyczyną jest zbyt słaba pozycja zainteresowanych krajów, a także zwykła obawa przed restrykcjami.

Nie znaczy to że należy rezygnować z takich prób, tylko trzeba do tej akcji włączyć większą ilość krajów i sformułować wyraźnie cel do jakiego się dąży, a jest nim przede wszystkim wspólny rynek oparty na równorzędnych warunkach dla wszystkich członków.

I to jest jedyna droga do skutecznego zwiększenia pożytków ze zjednoczenia Europy.  

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Polityka