Andrzej Owsiński
Strachy na Lachy
Pamiętam sprzed wojny przerażające relacje z moskiewskich procesów, a szczególnie masowe przyznawanie się oskarżonych o całkowicie nieprawdopodobne przestępstwa wobec sowieckiej władzy i osoby Stalina. Władysław Siła-Nowicki twierdził, że to niemożliwe, ażeby ludzie, którzy wykazywali się odpornością na metody wydobywania stosownych zeznań przez carską Ochranę tak nisko upadli; uznawał, że to raczej przebrani aktorzy, a nie rzeczywiści oskarżeni dokonywali takich zeznań.
W moim pojęciu prawda była znacznie prostsza: wymęczonym torturami i warunkami więziennymi, lecz wciąż odmawiającym potwierdzenia wymyślonych oskarżeń, przedstawiano propozycje „nie do odrzucenia”, a mianowicie skazania ich rodzin z małymi dziećmi włącznie w przypadku odmowy przyznania się do winy. Metoda okazała się skuteczna, chociaż nie było żadnych gwarancji dotrzymania słowa przez czekistów i w praktyce było to najczęściej zwykłe oszustwo.
Posługiwanie się kłamstwem jako normalnym narzędziem działalności politycznej rozpowszechniło się w miarę coraz szerszego zasięgu społecznego partii politycznych.
Partie konserwatywne, reprezentujące zamożniejsze warstwy, nie muszą niczego dodatkowego obiecywać poza normalnym obowiązkiem obrony istniejącego stanu. Natomiast głoszący walkę o wyrównanie położenia prawnego i materialnego upośledzonych warstw społecznych traktują obiecanki poprawy warunków bytu jako podstawowe zadanie niezależnie od szans osiągnięcia realnych sukcesów.
W praktyce weszło to w normalny zwyczaj stosowania licytacji obiecanek ze strony konkurujących ze sobą partii. Współcześnie nawet nie próbuje się tłumaczyć z kłamliwych obietnic, traktując je jako nieodzowny rytuał walki o władzę.
W dobie „ustrojów parlamentarnych” trzeba jakoś kupować poklask tłumu, w starożytnym Rzymie było to „panem et circenses”: obecnie znacznie taniej: wywoływanie przychylnych nastrojów zapowiedziami dobrodziejstw.
Budowanie na tego rodzaju obyczajach życia politycznego i wzajemnych stosunków społecznych prowadzi do nieuchronnego załamania całego systemu współczesnej demokracji.
Jej słabości, ujawnione największą katastrofą wojenno-rewolucyjną w dziejach ludzkości w XX wieku, ciągle znajdują miejsce we współczesności, grożąc nie tylko powtórką, ale może jeszcze gorszymi skutkami.
A zaczyna się, jak zwykle, na pozór niegroźnymi kłamstwami, uwodzącymi ciągle naiwne masy ludzkie. I nie dotyczy to wyłącznie namawianych do agresji i łatwo ulegających prymitywnej propagandzie Niemców i Rosjan, ale też uchodzących za „cywilizowane” narody zachodniego świata.
Współczesne ich zachowane przypomina mi oglądane w 1938 roku po „Monachium” kroniki filmowe PATa, ukazujące nie tylko tłumy triumfujących Niemców, ale, o zgrozo – Francuzów i Anglików, wykazujących bezmiar naiwnej głupoty.
Za to zbrodnicze oszustwo powinni byli ponieść karę zarówno Hitler i Mussolini, jak i też Daladier, a szczególnie Chamberlain. Na zbrodnię składają się bowiem nie tylko sama napaść, ale też jej przyzwolenie.
Ci sami winowajcy dokonali w następnym roku zbrodni w stosunku do polskiej gotowości poświęcenia dla obrony nie tylko swego kraju, ale i całej ludzkości, obiecując, a nawet podejmując traktatowe zobowiązania do udziału w zbrojnej obronie, podczas gdy nie tylko 12 września w Abbeville, ale już w kwietniu 1939 roku ustalając, że nie włączą się aktywnie do wojny rozpoczętej atakiem na Polskę.
Skutki tej zdrady i najpodlejszego tchórzostwa okazały się straszliwe i pokutują do dziś, głównie jako rezultat kontynuacji oszustwa przez Roosevelta.
Cały układ stosunków międzynarodowych osadzony jest na kłamstwie i oszustwie.
Począwszy od zamierzonego na wstępie ubezwłasnowolnienia ONZ i jej agend, przez takie związki jak UE, WNP, traktaty „obronne”, gospodarcze i inne, pełniące zupełnie inną rolę aniżeli zapisaną formalnie.
W tej sytuacji najlepiej poruszają się agresorzy, gotowi na każdego rodzaju podstęp i oszustwo i, co najgorsze, znajdując sojuszników między tymi, którzy formalnie znajdują się po drugiej stronie barykady.
Najstarsi ludzie, niewielu ich jest, ale ci, którzy jeszcze pozostali, powinni pamiętać i przypominać młodszym pokoleniom jak zbudowano podstawy współczesnej rzeczywistości.
Kiedy obydwaj bandyci, którzy rozpętali II wojnę światową wzięli się za łby, to zamiast pozwolić im zagryźć się na obopólną śmierć, uczyniono z jednego z nich sztandarowego obrońcę „wolności i demokracji”.
Amerykańskie społeczeństwo, nastawione uprzednio wrogo do bolszewizmu jako podstawowego zamachu na największe dobro tego społeczeństwa – wolność wyboru, zostało poddane kampanii propagandowej na rzecz Sowietów. Głównym atutem tej kampanii była „oszczędność krwi” amerykańskiej, kupowana u Stalina za pomocą land leasu. Prosowieckie lobby, a raczej agentura, wymyśliła też groźbę zawarcia odrębnego pokoju przez Sowiety z Niemcami w przypadku niedostatecznego zaspakajania ich wojennych żądań. Nikt nawet nie zadał pytania: na jakich warunkach ten pokój miałby być zawarty i jaka była jego wzajemna wiarygodność?
Podobnie było z tą „oszczędnością” krwi, Roosevelt na żądanie Stalina zrezygnował z najdogodniejszego miejsca lądowania w Europie, czyli bałkańskiego wariantu z przyjęciem włoskiej propozycji przejścia do obozu alianckiego, na rzecz zdobywania Włoch. Oznaczało to poniesienie najcięższych strat na najłatwiejszym do obrony górzystym i wąskim półwyspie apenińskim. Podobnie jak miało to miejsce w stosunku do lądowaniu we Francji na najbardziej uzbrojonym wybrzeżu, bez dostępu do portów. Nawet nie dogadano się odpowiednio wcześnie z Darlanem w celu wyciągnięcia francuskiej floty z Tulonu dla rzekomej obrony przed amerykańską inwazją w północnej Afryce.
Wszystkie te, pociągające za sobą kolosalne ofiary decyzje zostały podjęte przez Roosevelta pod oszukańczym tytułem zmniejszenia strat. Interes Stalina polegał na wpakowaniu zachodnich aliantów w wykrwawiające walki na zachodzie, co było podstawowym celem wywołania całej tej wojny, ujawnionym zresztą jeszcze przed jej rozpoczęciem jako zapowiedź paktu Ribbentrop – Mołotow.
Na nasze szczególne nieszczęście udało się go zrealizować tylko w odniesieniu do Europy środkowej i to wyłącznie za zezwoleniem i pomocą Anglosasów.
Dlaczego ta zdrada nie tylko sojuszników, z „natchnieniem świata” jak mawiał Roosevelt, czyli z Polską na czele, ale też i całej ludzkości, wystawiając ją na terror i przemoc „imperium zła”, czego stwierdzenia trzeba było czekać aż do Reagana, czyli niemal pół wieku?
Otóż i współcześnie strona zachodnia, reprezentowana głównie przez Niemcy i Francję, usiłuje wmówić jakie niebezpieczeństwa grożą nam ze strony rozdrażnionej oporem na Ukrainie Rosji, w odróżnieniu od dobrodziejstw płynących z akceptowania rosyjskich agresji.
Ostatnio sięgnięto nawet po broń nuklearną, strasząc nią szczególnie Polskę i najprawdopodobniej licząc na wpływ w wyniki wyborcze. Nie wiemy ilu wyborców w Polsce przekonano tą metodą, nie sądzę jednak żeby było ich wielu.
Przypomina to sytuację sprzed wprowadzenia stanu wojennego w Polsce, kiedy grupa ustosunkowanych biznesmenów z Polski i Niemiec zachodnich umyśliła zrobić wspólny interes. Zwrócono się do mnie o opracowanie „feasibility reportu” w tej sprawie, co wymagało wizyty w Niemczech. Na moją uwagę ze właśnie zostałem .pozbawiony paszportu w związku z wygranym konkursem na stanowisko dyrektora programu afrykańskiego FAO, załatwiono mi jednorazowy paszport do jednego kraju.
W Niemczech rozmowa w Hamburgu z niemieckimi biznesmenami poświęcona była z ich strony głównie problemowi spodziewanego wkroczenia Sowietów do Polski. Zdziwiłem się, że bardziej się tego obawiają niż bezpośrednio zagrożeni Polacy. Wówczas wyjaśnili, że sytuacja na granicy NRD-NRF jest ustabilizowana obecnością 25 sowieckich dywizji i odpowiednią siłą (głównie amerykańską) po zachodniej stronie Łaby. Okupacja Polski będzie wymagała 50 sowieckich dywizji, co oznacza znalezienie się w pobliżu ich granicy łącznie 75 dywizji, a temu już nie są w stanie przeciwstawić się.
W związku z tym już niektórzy Niemcy przenoszą swoje interesy do Ameryki, a na lotniskach czekają wyczarterowane samoloty, żeby zabrać ich czym prędzej z Europy.
Jak wiadomo „goły rozboju się nie boi”, natomiast ci, którzy mają i to wiele, trzęsą się ze strachu utraty wszystkiego, niewykluczone, że i z własnym życiem. Stąd użycie straszaka nuklearnego z pewnością wywoła większe wrażenie na zachodzie Europy niż na wschodzie.
I o to główne chodzi., wywołać kolejny raz uczucie przerażenia perspektywą zagrożenia stanu posiadania, a nawet tak wygodnego bytu.
Od czasów upadającego Egiptu, Aten, Rzymu czy Bizancjum stosuje się ten sam model: kupić u bandyty chwilę pokoju, tylko, że teraz, ze względu na szantaż nuklearny, cena jest wielokrotnie wyższa.
Na pocieszenie – nie jest, jak na razie, ponoszona z własnej kieszeni, ale to, podobnie jak w roku 1939 czy 1945 tylko do krótkiego czasu. Miejcie to na uwadze, szczególnie ci którzy mają wiele do stracenia.
Inne tematy w dziale Kultura