Andrzej Owsiński
Co jeszcze nam grozi oprócz przegranych wyborów
Wybory przegraliśmy jako naród, a nie jako określone ugrupowanie polityczne. Widoczne jest to w „obrazie po bitwie” na jaki bardziej wygląda oficjalna scena polityczna, a nie na normalny w takich przypadkach podział na zwycięzców i przegranych.
Głównym przegranym jest formalny zwycięzca, który nie jest w stanie znaleźć sojusznika na trzydzieści parę mandatów poselskich, żeby skonstruować bezwzględną większość w sejmie, nawet za niebotyczną cenę stanowiska premiera. Dla niewielkiej partii to okazja niesłychana, bez precedensu na światową skalę.
Pomijam sprawę wydawało by się zasadniczą dla ugrupowania politycznego, w postaci okazji dla realizacji swojego programu politycznego, chociażby w jakiejś części, bo najwyraźniej nie o to chodzi tym partiom, ale o fakt zdobycia władzy i korzystania płynących stąd beneficjów.
Ciekawą ilustracją tego stanu jest informacja o „zdobyczach” majątkowych młodych polityków o kilkuletnim stażu tej działalności, bez jakiejkolwiek innej.
Mamy zatem do czynienia z „arytmetycznym” zwycięstwem zbiorowiska koterii (żeby nie użyć niekiedy słuszniejszej nazwy – gangów), lub nawet nie fatygującym się do udawania partii politycznych, ale posiadającym jedno wspólne zadanie: pozbawienia Polski odruchów sprzeciwu wobec budowy europejskiego imperium zarządzanego z Berlina.
Jakiego rodzaju jest to towarzystwo, najlepszym dowodem jest fakt, że jedynym ewentualnym kandydatem na sojusznika zwycięskiej prawicy, jest popłuczyna po komunistycznym reżymie używająca bezprawnie zagarniętej nazwy w miejsce prawdziwego „ZSL”.
Winę za klęskę narodową ponoszą w pełni ci którzy przypisali sobie prawo do wyłączności reprezentowania niezależności politycznej, angażując dla celów wątpliwej dekoracji mającej świadczyć o rozległości sojuszniczego forum, bardzo kłopotliwych partnerów. Przeżywamy historyczny moment w którym tego rodzaju błędy grożą klęską narodową znacznie przekraczającą skalę normalnych wyborów parlamentarnych.
Pominięcie tej sprawy na rzecz jarmarcznej licytacji: „kto da więcej”, jest czymś znacznie gorszym niż zwykły błąd polityczny.
Na domiar złego grozi nam coś, co może się okazać w skutkach jeszcze gorsze.
Formalnie od przeszło trzydziestu lat nie istnieje podział świata na „socjalistyczny” i „kapitalistyczny” wg nomenklatury bolszewickiej, lub „wolny świat” i „imperium zła” wg Reagana. Aktualna jest jednak stała walka o stworzenie orwellowskiego podziału w zmienionej konfiguracji.
Potencjalnych grup jest kilka, wszystkie jednak noszą stan najwyższego zagrożenia wolności, a nawet bytu narodów.
Współcześni władcy Europy usiłują nas wepchać do niemiecko-rosyjskiego układu „od Gibraltaru po Władywostok”, w którym nie ma miejsca dla państwa polskiego, ale też i dla wielu innych z Europy.
Gorsze rozwiązanie trudno sobie wyobrazić, ale może nim być zarysowujące się, lub de facto już istniejące chińsko-rosyjskie z udziałem płn. Korei, dążące do anektowania Europy.
Europa, która wbrew swojej kulturze i dorobkowi materialnemu nie potrafi obronić się przeciwko hegemonii germańskiej, staje się w zestawieniu z takimi perspektywami jedynie przedmiotem rozgrywki.
Istnieje wprawdzie szansa na zmianę położenia pod warunkiem uzyskania partnerskiej pozycji w porozumieniu ze Stanami Zjednoczonymi.
Objawy chęci zza oceanu są widoczne, ale nie dość zdecydowanie akcentowane, a dodatkowo jeszcze narażone na osłabienie przez wyraźną dywersję w Izraelu, służącą interesom putinowskiej Rosji.
Na dobitek przegrana jedynego w Europie bezwzględnie proamerykańskiego obozu politycznego może wpłynąć zniechęcająco na wysiłki w kierunku zwiększenia zainteresowania z amerykańskiej strony przyciąganiem do wspólnego działania zarówno UE jak i europejskich krajów pozaunijnych.
Jako szczególnie niebezpieczny rezultat obecnej sytuacji może się okazać rezygnacja z obrony Ukrainy, przywracająca status satelitarnych „Russia’s border countries” całemu wianuszkowi otaczających Rosję państw.
Dla Polski byłby to cios z nieodwracalnymi skutkami, stąd brak jakichkolwiek oznak samodzielności ze strony „zwycięskiej opozycji” świadczyć może o mierze upadku, lub stopniu zaangażowania agenturalnego z jej strony.
Inne tematy w dziale Polityka