Andrzej Owsiński
Jeszcze raz o genezie Powstania Warszawskiego
Prawie corocznie w okolicy rocznicy sierpniowej publikuję uwagi na temat tego wydarzenia, którego skutki ciągle przeżywamy.
Znaczenie jego dla współczesnego pokolenia i całej naszej historii jest, niestety systematycznie zamącane zawziętą polemiką, a właściwie kłótnią “za i przeciw”. Pomijając wadliwą nomenklaturę, traktuje się je jako izolowane zjawisko historyczne. Jest to błąd wpływający na jego merytoryczną ocenę, stąd mamy ciągle wykoślawiony obraz, niezależnie od stanowiska.
Na marginesie debaty na ten temat trzeba przyznać, że wytykanie błędów historycznych i polowanie na winnych stanowi polską specjalność i odnosi się do niemal każdego ważniejszego zdarzenia w naszej historii, Ale nawet na tym tle powstanie warszawskie z roku 1944 (bo były i inne) jest szczególnie wyróżnione.
Z punktu widzenia ściśle militarnego nie ma takiego zdarzenia jak “powstanie” w Warszawie rozpoczęte w dniu 1 sierpnia 1944 roku. Jest natomiast podjęta na podstawie rozkazu upoważnionego Komendanta Okręgu Warszawskiego AK bitwa o oswobodzenie miasta z niemieckiej okupacji, stanowiąca fragment większej akcji ofensywnej pod kryptonimem “Burza”. Formalnie tak jest, tylko czy to wyczerpuje znaczenie historyczne tego wydarzenia?
Walka z okupantem toczona była niemal od początku zajęcia Warszawy przez Niemców w 1939 roku. Taka kwalifikacja stanowi o odrębnych kryteriach oceny, aniżeli typowe “powstanie”. Ważne są związki wydarzenia z całością przebiegu wojny polsko-niemieckiej, a także alianckiej, z państwami “osi”.
Wszystko zaczęło się w ostatnich dniach obrony Warszawy w 1939 roku, powołanie Służby Zwycięstwa Polski nie zawierało żadnych, szczególnych planów w odniesieniu do Warszawy. Można było wprawdzie przewidywać, że uwolnienie miasta będzie wymagało odpowiedniego wysiłku zbrojnego, co pociąga za sobą określone decyzje, jak choćby w sprawach uzbrojenia,
W mieście było pełno broni i amunicji, gdyby chociaż część z tego udało się zachować to sytuacja z uzbrojeniem wyglądała by zupełnie inaczej.
Należało tylko skorzystać z patriotyzmu warszawskich kanalarzy, jednak do czasu kampanii we Francji w czerwcu 1940 roku liczono na zwycięstwo aliantów (“im słońce wyżej, tym Sikorski bliżej”).
W 1940 roku powstał, już w ZWZ, pierwszy plan otwartej walki o wyzwolenie kraju, a w 1942, w AK, drugi. W żadnym z nich Warszawa nie była niczym szczególnym wyróżniona.
W tym czasie uważano, że wojna powinna zakończyć się podobnie jak w czasie I wojny, czyli zwycięstwo ma iść od zachodu, przy pozostaniu frontu wschodniego w głębi Rosji. Pamiętam, że jak przyjechał z Warszawy z wizyty w KG AK szef okręgowego BiPu – “Oskar” (Władysław Bruliński) tuż po Stalingradzie, to przytoczył jako przyjętą w planach dowództwa AK taką optymistyczną wizję końca wojny. Najwyraźniej brakowało polskiemu “Londynowi” informacji na temat już wówczas podjętej przez Roosevelta decyzji o wspieraniu sowieckiego pochodu ma zachód i oddaniu Stalinowi przynajmniej części Europy.
Sprawa wkrótce wyjaśniła się przy okazji rzekomego “odkrycia” przez Niemców Katynia, zaś aresztowanie “Grota” i Gibraltar dopełniły dzieła eliminowania Polski jako głównego sojusznika w środkowej Europie.
A zatem w kwietniu 1943 roku nastała sytuacja nie budząca wątpliwości co do dalszych losów wojny i wymagająca radykalnej zmiany polskich planów.
Z faktów dokonywanych przez Stalina już wtedy wynikało, że nie chodzi tylko o zagarnięcie połowy Polski, ale o narzucenie jej sowieckich rządów. Teheran potwierdził to, uzyskując akceptację ze strony zachodnich aliantów.
Na tym tle przerażający był stan nieświadomości Sikorskiego na temat rzeczywistego stanu rzeczy i przekonanie o sile swojej pozycji w sojuszu.
Po Gibraltarze nie było najmniejszych wątpliwości, że nie mamy żadnych szans na przekonanie sojuszników, nie było już z polskiej strony nikogo, kto miałby możliwość prowadzenia pertraktacji, Mikołajczyk został sprowadzony do roli wykonawcy poleceń Churchilla i mimo prezentowania polskiego stanowiska tę rolę przyjął. Sosnkowski ograniczył się do negacji, a Raczkiewicz był nieobecny. Sytuacja wymagała podjęcia decyzji nagłych i dramatycznych.
Wobec oczywistej zdrady sojuszników można było wzorem Benesza udać się do Stalina, licząc przynajmniej na utrzymanie Lwowa kosztem przyjęcia jego warunków. Wywołałoby to oczywisty sprzeciw wojska,
Ewentualne wyjście z koalicji nie wchodziło w rachubę wobec grożących konsekwencji, pozostawała jedynie gra własnymi kartami, w stosunku do Roosevelta spowodowanie nacisku Polonii amerykańskiej, ale też i innych sił emigracyjnych z Europy, a przede wszystkim ożywienie uśpionego, ale ciągle istniejącego lobby antykomunistycznego. Tego typu działania nie mogły obalić koalicji, ale przynajmniej ograniczyć podporządkowanie Roosevelta Stalinowi.
Równocześnie musiałaby nastąpić rewizja planów z silną promocją koncepcji bałkańskiej. Możliwości wpływu bezpośredniego na działania aliantów były znikome, ale można było użyć dróg pośrednich z przekupstwem włącznie.
Prawdę mówiąc, to grę antykomunistyczną należało prowadzić już od 1939 roku, wykorzystując wsparcie dla Hitlera, jakie wykazywał Stalin.
Rozważano, a nawet poczyniono przygotowania dla militarnej pomocy Finlandii w wojnie z Sowietami występującymi jako niemiecki sojusznik.
W interesie Polski leżało spowodowanie praktycznego zaangażowania aliantów w tę wojnę. Zamiast tego Sikorski wystąpił z prosowieckim memoriałem, przygotowanym przez komunistycznych agentów Retingera i Litauera, wywołując konsternację u Brytyjczyków.
Wojna niemiecko-sowiecka była pożądana, ale nie musiała oznaczać bezwarunkowej pomocy udzielonej Stalinowi przez zachodnich aliantów, lecz jej odpowiedniego dozowania w zależności od sytuacji na froncie.
Argumentacja o możliwości zawarcia odrębnego pokoju była aktualna jedynie w momencie rozpoczęcia wojny, do czego zresztą zmierzał Stalin, i co nie udało się ze względu na przekonanie Hitlera o łatwym zwycięstwie. Później już nie było takich możliwości.
Rzeczywistość przekroczyła najgorsze prognostyki, Roosevelt świadomie, z całą premedytacją oddał Europę na łup Stalinowi przy bardzo słabym oporze Churchilla, który był świadom zagrożeń i dążył do wariantu bałkańskiego, odcinającego Sowiety od Europy. Zabrakło mu jednak zdecydowania, a przede wszystkim niedopuszczenia do Teheranu.
Dla Polski w tym momencie sprawa została definitywnie wyjaśniona, zostaliśmy wraz z całą środkową Europą oddani bolszewikom i odtąd wszystkie plany musiały być podporządkowane walce z tymi zamiarami.
Oczekiwany przez Goebbelsa rozłam wśród aliantów w wyniku ujawnienia zbrodni katyńskiej nie mógł nastąpić, zamiast tego powinna być dokonana skoncentrowana akcja antykomunistyczna w USA, szczególnie wobec nadchodących wyborów prezydenckich. Europejskie ośrodki emigracyjne, z polskim na czele, miały możliwość odegrania w niej istotnej roli.
Najważniejsze było przygotowanie kraju na przejście frontu i sowiecką okupację, wobec bolszewickiego żądania uznania ich stanowiska w sprawie Katynia niemożliwe było pójście śladem Benesza, nawet jeżeli była jakaś szansa na utrzymanie Lwowa. Próba samodzielnego uwolnienia Polski mogła się powieść tylko w jednym przypadku – przegrania Niemców na zachodzie i bezwładnego wycofywania się z frontu wschodniego.
Wobec rezygnacji z utworzenia frontu bałkańskiego w 1943 roku, przy znacznym zaangażowaniu niemieckich sił, a szczególnie najlepszego sprzętu na froncie zachodnim, bolszewicy uzyskali tak wielką przewagę, że powtórka sytuacji z I wojny nie była możliwa.
W tych okolicznościach, przy wyraźnych zamiarach ustanowienia podporządkowanych Sowietom rządów w Polsce, akcja “Burza”, poza demonstracją i wystawieniem ludzi na bolszewickie represje, nie mogła przynieść pozytywnych rezultatów.
Nawet nie można było pokazać światu naszego wysiłku zbrojnego, gdyż Sowieci go negowali, a zachodnie media starały się być usłużne wobec nich.
Wszystkie akcje, z “Ostrą Bramą”, Wołyniem, Lwowem i innymi, zakończyły się klęską zadaną przez bolszewickiego “sojusznika”.
Co w tej sytuacji można było zrobić?
Praktycznie nic, poza następną konspiracją i oczekiwaniem na nieuchronny, w powszechnym ówcześnie przekonaniu – konflikt zbrojny z zachodem.
Był jednak cień szansy na możliwość zaistnienia niezależnego polskiego ośrodka władzy państwowej, było nią zdobycie własnymi siłami odpowiedniej przestrzeni, na której mógłby zainstalować się polski rząd i prezydent wraz z naczelnym dowództwem wojskowym oraz nieodzowną obecnością sojuszniczych przedstawicielstw.
Takich miejsc w Polsce nie brakowało, tylko że żadne nie mogło aspirować do roli stołecznej, choćby tymczasowej. Bolszewicy skorzystaliby z okazji i po zdobyciu Warszawy ustanowiliby swój rząd, który przy pomocy sowieckiej aresztowałby “uzurpatorów”. Jedynym miejscem lokalizacji polskich prawowitych władz była Warszawa, uwolniona własnymi silami.
Nieodzownym warunkiem było dokonanie tego nie w ostatniej chwili, “witając Sowietów” jako gospodarze, gdyż mogło to się zakończyć podobnie jak w innych przypadkach – aresztowaniem i opublikowaniem zdobycia stolicy sowieckimi siłami przy pomocy komunistycznej partyzantki polskiej. Potrzebne było przynajmniej kilka dni na sprowadzenie władz polskich z Londynu wraz z akredytowanymi przedstawicielstwami sojuszniczymi, Warszawa musiałaby mieć odpowiedni garnizon zdolny do obrony przed zamachem.
Sądząc po niemieckich siłach, zaangażowanych w Warszawie, do opanowania miasta potrzebne było około 50 tys. uzbrojonych żołnierzy. Takim potencjałem ludzkim Warszawa rozporządzała, problem polegał na pozyskaniu broni i szkoleniu. Zaczątkiem zapasów powinny być pozostałości z 1939 roku, reszta ze zdobyczy, zrzutów i zakupów, a także produkcji własnej.
Jeszcze trudniejszym problemem było wyszkolenie tak znacznej liczby żołnierzy, w tym celu powinny być wykorzystane zarówno możliwości skupiania młodzieży w licznych warsztatach na terenie Warszawy i okolic, jak i kompleksy leśne – puszcza Kampinoska i puszcza Biała. Praktyka wykazała, że zwarte i skoszarowane oddziały miały znaczną przewagę nad rozproszonymi, stąd potrzeba organizowania szkolenia partyzanckiego.
Przedłużająca się okupacja stwarzała możliwości czasowe wyszkolenia odpowiedniej liczby ludzi, ale też i zatrzymania w Warszawie, lub stworzenia możliwości szybkiego ściągnięcia do stolicy najwyżej kwalifikowanej kadry, szczególnie przygotowanej do walk w mieście.
Decyzja o podjęciu walki o Warszawę nie mogła być przedmiotem improwizacji, rozbudowany wywiad musiał dostarczać precyzyjnych informacji. Cennym źródłem były różne formacje wojsk niemieckich oraz ich sojuszników, a z ośrodkami antyhitlerowskimi można było nawet nawiązać współpracę.
Cała ogromna praca organizacyjna wymagała znacznych nakładów i skupienia sił, ale się opłacała, mając na względzie cel.
Zamiar wyzwolenia miasta własnymi siłami musiał być poprzedzony odpowiednimi studiami na temat czasu i przestrzeni objętej akcją. Niezbędne były też odpowiednie przygotowania organizacyjne do przejęcia administracji miejskiej, a szczególnie mobilizacji sił policyjnych i służb miejskich.
Wybór momentu rozpoczęcia akcji zależał zarówno od sytuacji na froncie, jak i na jego zapleczu. Praktycznie w 1944 roku był to okres ostatniej dekady lipca w której Warszawa przeżywała niemiecką panikę, a także tłumy uciekinierów, ciągnące przez miasto. Tendencje do ucieczki należało podsycać przez produkowanie masowych poleceń ewakuacyjnych i rozsyłanie wszystkim instytucjom i prywatnym Niemcom.
Można było pójść dalej i zaproponować lokalnemu dowództwu Wehrmachtu przejęcie obrony miasta w zamian za usunięcie cywilnych i policyjnych władz, a także zapewnienie wojsku przejazdu wyznaczonymi trasami. Mając na względzie nastawienie niemieckiego dowództwa wojskowego takie rozwiązanie było całkiem możliwe. Dokonane, oczywiście, w trybie tajnym. Odpowiednio powiększona i podporządkowana policja powinna była przejąć ruch ewakuacyjny, a raczej ucieczkowy, przez Warszawę, rozbrajając przy okazji wszelkie pomocnicze oddziały, wyłączając Wehrmacht. Przejęcie poczty i telefonów stwarzało kolosalne możliwości sterowania ruchami Niemców w Warszawie.
Wszelkiego rodzaju “polecenia” natychmiastowej ewakuacji byłyby chętnie realizowane ze względu na możliwość oddalenia od frontu.
Ostatecznie chodziło o to, żeby jeszcze przed akcją zbrojnego zajęcia miasta jak najwięcej przejąć bez walki, w związku z tym inaczej powinna przebiegać mobilizacja wojskowa AK. Trzeba bowiem wiedzieć, że z chwilą ogłoszenia mobilizacji nie było już odwrotu z racji dekonspiracji oddziałów.
Takie wszechstronne przygotowanie do odzyskania stolicy dawało szanse na powodzenie przy odpowiednim wyborze czasu.
W 1944 roku optymalnym czasem były dni między 20 a 25 lipca, podczas apogeum paniki i ucieczki Niemców. Nie wykluczone nawet, że improwizacja w tym czasie mogła zakończyć się sukcesem.
Później było już tylko gorzej, głównie na skutek powstrzymania działań ofensywnych przez Stalina.
Muszę przyznać, że ja sam, prowadząc grupę uciekinierów z transportu do obozu w końcu lipca 1944 roku dążyłem do Warszawy, będąc pewnym podjęcia walki o jej wyzwolenie. Niestety nie udało się dotrzeć z powodu ujęcia nas przez Niemców.
Na tle niewątpliwie ostatecznej przyczyny Powstania Warszawskiego nie może być ono traktowane wyłącznie zgodnie z rozkazem akcji “Burza” jako jej fragment dotyczący Okręgu Warszawskiego AK, ale też jako zryw ku wolności i niepodległości Warszawiaków reprezentujących wolę narodu polskiego.
Cała późniejsza historia Polski, Europy i świata potwierdza słuszność stanowiska Polaków i ciągłą jego aktualność.
Mówiąc o błędnych decyzjach trzeba mieć na uwadze, że były one skutkiem błędu, a raczej ciężkiego przestępstwa, popełnionego w Wersalu w 1919 roku, gdzie pozostawiono bez zabezpieczeń możliwość wzniecenia wojen rewanżowych przez Niemcy i Rosję.
Inne tematy w dziale Polityka