Andrzej Owsiński
Czego nam brakuje do poczucia bezpieczeństwa?
Ocena naszego położenia jako państwa jest bardzo różna, od twierdzenia, że z racji udziału w UE i NATO możemy czuć się bezpiecznie jak nigdy w historii, do obaw przed bezpośrednimi zagrożeniami związanymi z wojną w sąsiedztwie, a nade wszystko nieprzychylnym, a nawet nieukrywanie wrogim nastawieniem ze strony Rosji i Niemiec. Obserwacja poczynań szefostwa obu wymienionych organizacji prowadzi do wniosku, że nie zasługują one na pełne zaufanie i mogą w chwili kryzysu zawieść, podobnie jak nasi alianci w 1939 roku. Najwyraźniej trzeba się zabezpieczyć przed ewentualnymi niespodziankami w reakcjach naszych współczesnych sojuszników.
Najgorszym rozwiązaniem obecnej sytuacji byłoby zmuszenie Ukrainy do zakończenia działań wojennych bez zmiany położenia na froncie. Oznaczałoby to praktyczne zwycięstwo Rosji bez potrzeby zwycięstwa militarnego. Mielibyśmy zatem powrót do najgorszej dla nas sytuacji na wschodniej granicy.
Polsce pozostałaby konieczność ustosunkowania się do takiego stanu, alternatywą jest bowiem oddanie się bez reszty pod protektorat niemiecki, bo o rosyjskim ze względu na stopień polskiego zaangażowania raczej trudno nawet wspominać. Jest to rozwiązanie całkiem prawdopodobne i powinniśmy być na nie przygotowani. Dużo będzie zależało od stanowiska ukraińskiego rządu, bowiem nie wyobrażam sobie możliwości pozostania Zełeńskiego u władzy przy tego typu rozwiązaniu problemu Ukrainy.
Łatwo sobie wyobrazić, że nowe władze ukraińskie będą chciały wszystko co najgorsze zwalić na Polskę i oczywiście nikt nie stanie w jej obronie. Będziemy zmuszeni do poniesienia znacznych kosztów tej operacji, chociaż wbrew sugestiom Putina z Łukaszenką oglądającym nie bez kozery mapy z „prezentami” od Stalina dla Polski, Niemcy nie będą zainteresowani odzyskaniem utraconych ziem. Powód jest jasny, mają ciągle kłopot z zasiedleniem poenerdowskich terytoriów z rodzimym landem pani Merkel, w którym zaludnienie spadło już poniżej 50 osób na 1 km2.
Przed półwiekiem przeczytałem informację, że Niemców ubywa w tempie 400 tys. rocznie, a ponieważ ludność Niemiec stale wzrasta, to oznacza, że na przeszło 80 mln ludności Niemiec, przynajmniej 30 mln to imigranci i ich dzieci i wnuki. Jak w tych warunkach zasiedlać nowe ziemie?
Z tego co obserwuję wyłania się inny obrazek, a mianowicie Czechy, a może w dalszej kolejności Słowacja, Węgry, a nawet Bułgaria będą poddani „landyzacji”, a dla Polski przeznaczona jest Generalna Gubernia z niemieckim kierownictwem. Nawet nie będzie w niej potrzeba wyznaczania tramwajów „nur fuer Deutsche”, bo Niemcy w Polsce będą wyłącznie jeździć Mercedesami i BMW, chyba podobnie jak obecnie. Na tyle to Niemców wystarczy.
Miejmy jednak nadzieję, że, zawdzięczając w dużej mierze naszemu wsparciu, Ukraina się obroni i to nas ominie, niemniej powinniśmy być przygotowani na najgorsze, żeby nie przeżywać po raz kolejny bolesnych rozczarowań.
Nie oznacza to jednak, że w przypadku najpomyślniejszego dla Ukrainy zakończenia wojny wszystko będzie się układało po naszej myśli. Zaczynając od gospodarki, wiele będzie zależało od losów gospodarki niemieckiej. Dzisiaj jesteśmy w zbyt wysokim stopniu od niej zależni, jesteśmy bowiem bezpośrednio lub pośrednio „dostawcami dworu” i jeżeli ten dwór padnie to zostajemy bez odbiorcy.
Chyba, że się zabezpieczymy na taką okoliczność, szukając innego odbiorcy, lub zastąpimy go sami. Nie jest to niemożliwe, polski rynek jest już na tyle chłonny, że można próbować lokować na nim polskie produkty. Warunkiem jest jakość i konkurencyjna cena. W pierwszej kolejności znajduje się zaopatrzenie rolnictwa i .budownictwa.
Zapewne trudniej będzie wejść na rynek samochodowy, chyba, że uda się skonstruować lepszy i tańszy samochód elektryczny, oparty np. na bezprzewodowym przesyle energii, zamiast ciężkich, kosztownych i niebezpiecznych akumulatorów. Odnosi się wrażenie, że lobby naftowe celowo wpycha w tym kierunku elektryfikację transportu.
Poszukiwaniem innych rozwiązań nikt na skalę przemysłową dotąd nie zajmował się, a ruszyć je skutecznie mogą tylko ci, którzy są zmuszeni brakiem dostępu do tradycyjnych paliw. W każdym razie gra jest warta świeczki.
Wielkie rezerwy ma też polskie rolnictwo i przemysł spożywczy, chemiczny, a także przetwórcze wykorzystanie polskich surowców i półfabrykatów.
Nasze położenie w samym sercu Europy powinno określać skalę roli usługowej, niestety wyraźne tendencje omijania Polski, objawiane przez Rosję i Niemcy, stoją temu na przeszkodzie. Dopóki nie uda się tego usunąć, trudno liczyć na sukcesy w tej dziedzinie, ale dobrze zorganizowane ośrodki w rodzaju CPK mogą zmienić sytuację na naszą korzyść.
Przypomina to osiągnięcie dokonane przez trasę węglową przed wojną, która okazała się szybsza i wydajniejsza od znacznie krótszych tras do portów w przypadku węgla niemieckiego i angielskiego.
Ogólnie, obok zwiększenia autonomii polskiej gospodarki, potrzebny jest udział polskich firm na światowym rynku, a to wymaga zarówno podniesienia jakości produktów, jak i wyposażenia wysokiej klasy możliwości sterowania.
Jest to czołowe zadanie inwestycyjne, a przede wszystkim przygotowania kadry specjalistów. W tej dziedzinie mamy dużo do odrobienia, z powstrzymaniem pędu do ich ucieczki z Polski włącznie.
Potrzebna jest też poprawa infrastruktury i zwiększenie dostaw energii elektrycznej, umożliwiające poziom produkcji powyżej 200 TWh rocznie.
Niezbędna jest też „polonizacja” polskiej gospodarki, udział w niej w 37%, a w budownictwie nawet 41% kapitału zagranicznego jest zbyt wysoki. W Niemczech jest to 22%, a w krajach zachodnich podobnie. Nie znaczy to, że wartość globalna udziału zagranicznego kapitału musi być zredukowana, tylko, że uczestnictwo polskiego kapitału znacznie podniesiona.
Jak dotąd, Polacy niechętnie inwestują w polską gospodarkę, a jak nawet osiągają sukces, to przedsiębiorstwo sprzedają zagranicznikom.
Mamy nawet instytucję, której zadaniem jest promocja polskiej przedsiębiorczości, ale de facto pomaga w zbyciu obcym (exemplum „Polaris”).
Zadań jest mnóstwo, jeżeli jednak chcemy osiągnąć poziom zachodniej Europy, muszą one być wykonane.
Poza gospodarką i przygotowaniem kadr powinniśmy zadbać o podniesienie poziomu cywilizacyjnego, mamy w tym względzie znaczne zaległości do nadrobienia w jak najkrótszym czasie.
Podobnie wygląda nasze położenie pod względem zdolności obronnych, zarówno militarnych, jak i powszechnego bezpieczeństwa.
Maksymalne włączenie do tego społeczeństwa wymaga odpowiedniego przygotowania, a przede wszystkim rozszerzenia zakresu i rozmiarów akcji „Terytorialsów” (przy okazji warto sięgnąć do przedwojennej tradycji „Obrony Narodowej”, co nadałoby tej57 instytucji szlachetniejszy i szerszy charakter). Nieodzowna jest w tej dziedzinie współpraca z różnymi organizacjami społecznymi z harcerstwem na czele, które wreszcie musi być zjednoczone z wyeliminowaniem jakichkolwiek pozostałości po PRL.
W ścisłym związku z ruchem „Obrony Narodowej” powinna funkcjonować profesjonalna armia, zorganizowana na najwyższym poziomie uzbrojenia (ze zwiększonym udziałem polskiej produkcji) i wyszkolenia, a przede wszystkim świadoma godności swojej misji i gotowości do poświęceń dla obrony Ojczyzny, nawiązując swoją postawą do najpiękniejszych tradycji Wojska Polskiego.
W obecnej sytuacji europejskiej Polska musi zademonstrować gotowość do odparcia wszelkich ataków, a w pierwszej kolejności ataku na naszą tożsamość narodową i kulturową. Jest to wielkie i powszechne zadanie wymagające zaangażowania wszystkich ludzi dobrej woli i wiary.
Tak przygotowana Polska nie powinna obawiać się o swoją przyszłość, a rozporządzając odpowiednim potencjałem ideowym może wpłynąć, nie po raz pierwszy, na uratowanie Europy przed zagładą.
Jesteśmy ciągle przedmurzem chrześcijaństwa i dlatego musimy wykazać się szczególnie silną i solidarną postawą, tego wymaga pierwsza linia frontu, na którym postawiła nas historia. Tę naszą dziejową rolę muszą zrozumieć wszyscy, a komu to się nie podoba, niech lepiej wyjedzie z Polski zamiast szkodzenia nam wszystkim, ale też i swoim rodzinom i sobie w końcowym rachunku.
Wróg chętnie skorzysta z dywersji, ale nie oszczędzi nikogo, o czym mogli tragicznie przekonać się redaktorzy libertyńskich publikacji.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo