Andrzej Owsiński
Najważniejsze dla nas czerwcowe rocznice
Czerwiec nie jest wprawdzie dla Polaków tak jak listopad – przynajmniej według słów poety – „niebezpieczną porą”, ale mamy w nim do odnotowania rocznice zarówno wielkich zwycięstw, z Cedynią w 972 i Trzciannem w 1629, jak i klęsk – pod Szczekocinami w 1794 i Waterloo w 1815. Ta ostatnia była naszą w minimalnym stopniu, ale zdecydowała o naszych losach na całe stulecie.
Do dziś są aktualne skutki wybuchu wojny niemiecko sowieckiej 22 czerwca 1941 roku i alianckiego lądowania w Normandii 6 czerwca 1944 roku.
Wojna z 1941 roku była nieuchronnym rezultatem zetknięcia dwóch intryg, a mianowicie:
- francuskiej, wspieranej przez inne zachodnie kraje, zmierzającej do znalezienia ochotnika gotowego do obrony przed rosnącą potęgą bolszewicką. Miał im to zapewnić Hitler i dlatego dopuszczono do niemieckich zbrojeń. Wmawiał nam to Wołoszański w jednej ze swoich opowiastek ciągle jeszcze demonstrowanych w telewizji. Miało to być wynikiem wrażenia jakie wywołały demonstrowane zagranicznym obserwatorom ćwiczenia czerwonej armii. Jedynym udokumentowanym pośrednim dowodem na tę intrygę jest francuska zgoda z sierpnia 1939 roku na wejście do Polski sowieckich wojsk jeszcze przed wybuchem spodziewanej wojny.
- Stalinowskiej, wyrażanej przez niego osobiście kilkakrotnie, między innymi w sierpniu 1939 roku na międzynarodowym spotkaniu z przedstawicielami związków zawodowych (?). Polegała na wywołaniu wojny rewanżowej za zachodzie Europy i wkroczeniu Sowietów w ostatniej fazie w celu dokonania rewolucji „z zewnątrz”, gdyż Stalin nie wierzył rewolucjom wewnętrznym, czego dał dowód w stosunku do rewolucji hiszpańskiej.
Hitler, który był pilnie obserwowany, podziwiany, a nawet wspierany przez niego jako „lodołamacz” działał raczej w myśl stalinowskich zamiarów. Miał w pierwszej kolejności rozprawić się z Francją, a potem podporządkować sobie resztę Europy.
Była wprawdzie możliwość powstrzymania Niemiec przy okazji zarówno anschlussu Austrii, a szczególnie awantury sudeckiej, i to niedrogim kosztem, wybrano jednak „hańbę” jak powiadał Churchill, która nie uchroniła przed wojną.
Hitlerowi nie udał się wariant skuszenia rządu polskiego wyprawą przeciwko Sowietom i w ten sposób zapewnienia sobie zaplecza dla odwetu na Francji, stąd między innymi taka osobista wściekłość w stosunku do Polaków.
Triumfował Stalin, czego nie ukrywał w czasie wizyty Ribbentropa w Moskwie i to on, a nie figurujący formalnie Mołotow był głównym autorem bandyckiej zmowy z 23 sierpnia 1939 roku.
Dostarczenie jej treści ambasadzie amerykańskiej mogło być aktem dobrej woli, jak to jest przedstawiane powszechnie, ale mogło być też niemiecką prowokacją zmierzającą do spowodowania rezygnacji z obrony straconej pozycji Polski przez zachodnich aliantów. Hitler najwyraźniej nie wiedział o podjętej już w kwietniu ich decyzji zaniechania obrony Polski, potwierdzonej 12 września w Albertville. Najlepszym dowodem na to było odwołanie 25 sierpnia po południu rozkazu ataku na Polskę wyznaczonego na 26 sierpnia jako reakcji na podpisanie sojuszu wojennego Wlk. Brytanii i Polski w Londynie.
Polska nie została przez aliantów powiadomiona o treści tajnego załącznika do sowiecko niemieckiego paktu o nieagresji z 23 sierpnia, co było formalnie aktem zdrady. Są jednak symptomy posiadania, przynajmniej przez niektórych przedstawicieli polskich władz, informacji na ten temat. Wiem, że goszczący w Młynowie na Wołyniu ówczesny wojewoda pomorski i prezes światowej Polonii, a następnie prezydent RP na uchodźstwie – Władysław Raczkiewicz zaproponował Chodkiewiczowi wyjazd razem z nim ostrzegając przed wejściem bolszewików. Pośrednich informacji udzielili też Niemcy, nagłaśniając triumfalny powrót Ribbentropa z Moskwy, niewspółmierny do oficjalnej treści paktu.
Daleko posunięte obawy o wiarygodność sojuszników nakazywały szczególną ostrożność w postępowaniu, Rydz wykazał ją w „politycznym” rozmieszczeniu wojsk w celu uniknięcia sytuacji szybkiego zajęcia przez Niemców ziem dawnego zaboru pruskiego, zachęcając aliantów do rozmów pokojowych zamiast przystąpienia do wojny. Beck natomiast nie zażądał nie budzącego wątpliwości natychmiastowego demarche ambasadorów krajów sprzymierzonych w Berlinie jako „conditio sine qua non”. Pozbawiło by to możliwości krętactwa brytyjskiego, które przedstawił Ribbentrop Hitlerowi jako dowód na nie przystąpienie Anglii, a w ślad za nią i Francji, do wojny w Polsce.
Przy okazji można zwrócić uwagę na to, że w Norymberdze oprócz Niemców powinien usiąść na ławie oskarżonych Chamberlain jako współodpowiedzialny za wybuch wojny, tylko że wtedy musiał by się na niej znaleźć Stalin i to jako główny inicjator i organizator.
Na wstępie nie wspomniałem o jeszcze jednym wydarzeniu czerwcowym, ważnym dla Polski, a mianowicie o kampanii na zachodnim froncie w 1940 roku i kapitulacji Francji. Runęły wtedy nasze nadzieje, że „im słoneczko wyżej tym Sikorski bliżej”, a niestety spełniła się uwaga niemieckiego cenzora z Oflagu w którym byli polscy oficerowie. Na wiadomości napisanej do jednego z jeńców, że na wiosnę spodziewamy się wizyty „cioci Frani i cioci Ani”, napisał: „ciocia Frania i ciocia Ania dostaną tak samo w d… jak ciocia Pola”.
Te dramatyczne dla nas chwile były poprzedzone wydarzeniami, w stosunku do których potrzebna była aktywna postawa rządu polskiego we Francji, wypędzonego z Paryża do Angers, żeby nie zawracał głowy rządowi francuskiemu.
Przede wszystkim należało użyć wszelkich wpływów na przyśpieszenie udziału alianckich wojsk w obronie Finlandii przeciwko Sowietom – sojusznikom niemieckim.
Nic takiego nie nastąpiło, a wręcz odwrotnie, wbrew wyrażonemu stanowisku, że znajdujemy się w stanie wojny z ZSSR, Sikorski podpisał przygotowany przez sowieckich agentów memoriał o konieczności nawiązania z nim współpracy na wypadek spodziewanej wojny niemiecko sowieckiej. Fatalna w skutkach była błędna ocena sytuacji na froncie w czerwcu 1940 roku skazująca polską armię we Francji na zniszczenie.
W sumie okres pobytu we Francji nie został należycie wykorzystany dla polskiej sprawy i wybuch wojny niemiecko-sowieckiej właściwie zaskoczył nasz rząd, całkowicie nie przygotowany do rej sytuacji.
Sikorski oddał inicjatywę w ręce brytyjskie, a w dalszej konsekwencji poddał się rooseveltowskiej idei wspierania bezwarunkowego Sowietów.
A przecież obowiązkiem ze strony polskiej było promowanie stanowiska dwóch wrogów czemu służyła intensywna współpraca niemiecko-sowiecka w latach 1939 – 1941. Jak się wówczas mówiło: „na sowieckiej benzynie Niemcy bombardowali Londyn”.
Nie należy przesadzać z możliwościami wpływu polskiego rządu na uchodźstwie w stosunku do aliantów, jednakże ze stanowiskiem amerykańskiej Polonii Roosevelt musiał się liczyć jako swoim elektoratem. Można było do tego celu użyć wpływów wśród emigracji środkowo-europejskiej w USA i silnej pozycji ugrupowań antykomunistycznych. Należało również wesprzeć nieufne wobec Sowietów środowiska brytyjskie, zamiast tego Sikorski bez oporu poddał się dyktatowi Churchilla i podpisał umowę z Majskim. Na znak protestu opuścili jego rząd Sosnkowski i Seyda.
Bezwarunkowe popieranie Stalina Anglosasi tłumaczyli obawą przed możliwością sowieckiej kapitulacji wobec Niemiec na wzór Brześcia z 1918 roku.
Tymczasem zgłoszoną przez Stalina za pośrednictwem Bułgarii propozycja udzielenia daleko idących ustępstw została przez Hitlera odrzucona w przekonaniu odniesienia szybkiego zwycięstwa i całkowitej likwidacji państwa sowieckiego.
Klęska polskiej sprawy została poniesiona nie w Teheranie, czy Jałcie, ale już w 1941 roku i to przy udziale Sikorskiego. Tragiczne położenie Sowietów na froncie i nieudana stalinowska próba zawarcia pokoju z Niemcami spowodowały możliwość zmuszenia ich do zawarcia umów z aliantami, a w tym i z Polską na znacznie dogodniejszych dla nich warunkach. Poza protestem niektórych członków polskiego rządu nikt nie oponował przeciwko nadmiernej gorliwości służenia Stalinowi.
Postępowanie Roosevelta wykazywało większą dbałość o interesy Kremla niż o amerykańskie, niestety wtórował mu w tym Churchill, w pełni świadomy bolszewickiego zagrożenia wobec brytyjskiego imperium. Przykrą niespodzianką był fakt braku aktywności tych, dość licznych środowisk anglosaskich nie mających zaufania do Sowietów, nie mówiąc już o „wojujących antybolszewikach”, do których należało zaliczyć większość amerykańskich mediów.
Przynajmniej duża ostrożność w postępowaniu, a szczególnie dozowaniu pomocy wojennej, było nieodzowne. Tego jednak zabrakło i umożliwiło Stalinowi dyktowanie warunków pokoju.
Możemy zatem podsumować, że obecny stan w Europie jest rezultatem sowieckiego władania w znacznej jej części przez prawie pół wieku. Stalin umarł ponad 70 lat temu, a my wciąż nie możemy wyzwolić się od spadku po nim, począwszy od wyznaczonych granic, przez układ, a raczej kontynuowanie antyeuropejskiego spisku rosyjsko-niemieckiego, aż po agresje putinowskie.
Jeszcze jedna czerwcowa data zaważyła na naszych losach, a jest nią lądowanie aliantów 6 czerwca 1944 roku w Normandii. Przede wszystkim było spóźnione o rok i chybione o tysiące kilometrów. Utrzymywanie Niemców w przekonaniu, że lądowanie nastąpi we Francji i to w Calais udało się znakomicie. Włożyli ogromne środki w przygotowania obronne, zgromadzili najlepsze siły i to całkowicie wystarczyło. Fałszywa armia Pattona stanowiła w przekonaniu Hitlera największe zagrożenie i zmuszała do gromadzenia środków obronnych.
Tymczasem po zakończeniu kampanii afrykańskiej, w maju, a nawet już w kwietniu 1943 roku sami Włosi zaproponowali przejście do obozu alianckiego. Podobnie uczynili to w I wojnie światowej, tylko, że wówczas zdążyli jeszcze przed jej wybuchem.
Przyjęcie oferty włoskiej przy wycofaniu armii z frontu wschodniego, uzasadnione wobec Niemców koniecznością obrony Włoch, możliwości wykorzystania portów tureckich, rumuńskich, a nawet zdobytych przez Jugosłowian wysepek na Adriatyku, stwarzały możliwości otworzenia ogromnego frontu ma „miękkim podbrzuszu Europy” jak mawiał Churchill.
Mimo jego znacznych wysiłków, z prowokacją szpiegowską włącznie, nie udało mu się przekonać Roosevelta do tej koncepcji, nie mówiąc już o wielu błędach poczynionych przez niego. Stalin nie życzył sobie konkurencji na Bałkanach, chociaż oszczędziło by to wiele ofiar sowieckiej armii. Z ofiarami oczywiście się nie liczył, zależało mu jedynie na zagarnięciu dla siebie Bałkanów i środkowej Europy i zmuszeniu aliantów do ponoszenia wielkich ofiar na oddalonym francuskim froncie.
Roosevelt posłusznie wykonał stalinowskie polecenie, skazując aliantów na ogromne wysiłki i straty zarówno przy lądowaniu we Francji i Włoszech, jak i w krwawych walkach na tych frontach, dogodnych dla niemieckiej obrony. I tak miał duże szczęści,e że Hitler wstrzymał marsz niemieckich dywizji pancernych ku normandzkim plażom, gdyż mogło zakończyć się to masakrą desantu.
Przebieg wypadków wygląda tak, jakby ktoś celowo nimi sterował, zawsze w interesie Stalina.
Począwszy od Rapallo, które było oczywistym naruszeniem traktatu wersalskiego, wprowadzenie Sowietów do Ligi Narodów, wykorzystywanej przez nich dla propagandy i intryg, zezwolenie na bezkarną dywersję i grabież Hiszpanii oraz sterowanie ruchami rewolucyjnymi i terrorystycznymi w różnych krajach z powszechnie uprawianym szpiegostwem.
W odniesieniu do okoliczności wybuchu i prowadzenia wojny w interesie sowieckim nasuwa się uwaga do paktu Ribbentrop-Mołotow, że Niemcy nie skorzystały z ostrzeżenia Becka i stworzyły na swoją zgubę wspólną granicę z Sowietami. Stan zagrożenia ze strony bolszewików dotyczył wszystkich.
Żaden pakt zawarty z nimi nie gwarantował bezpieczeństwa, mogli równie dobrze skorzystać z okazji i przez Polskę zaatakować Niemcy wykorzystując swoje wpływy we Francji do podjęcia ofensywy. Po wszystkim znanym oświadczeniu francuskim w czasie sierpniowych negocjacji w Moskwie, takie rozwiązanie było całkiem prawdopodobne.
Rozpoczęcie ataku niemieckiego w czerwcu było o miesiąc spóźnione. Wprawdzie sowieckie straty w sile żywej i sprzęcie mogły być mniejsze ze względu na mniejsze skupienie wojska na granicy, ale zdobycze terytorialne włącznie z Moskwą, Kaukazem i Leningradem – znacznie większe, a to mogło przesądzić losy wojny.
Kapral (Unterfeldfebel) Hutler prowadził tę wojnę ma tym poziomie, wyznaczył równocześnie osiągnięcie kilku celów nie bacząc na zbyt szczupłe siły. Zresztą osiągnięcie zdobyczy strategicznych znacznie mniej go interesowało aniżeli zabijanie jak największej ilości przeciwników. Bezmyślna obrona straconych pozycji powodowała ogromne straty już w kampanii zimowej 1941/42 roku i klęskę stalingradzką, podobnie jak podjęcie ofensywy kurskiej. Bezwarunkowa, kolosalna pomoc anglosaska była udzielana nawet po zakończeniu działań w Europie.
Szczególnie perfidnie przedstawiana jest grabieżcza akcja w wojnie z Japonią (Kuryle.płd Sachalin, Mandżuria) jako pomoc decydująca o wygraniu wojny przez sojusznika.
Zresztą po wojnie robiono Sowietom znaczne awanse, mimo ich agresywnego postępowania w stosunku do większości krajów. Otrzymali szczególne przywileje w ONZ, swobodę poruszania się ich dyplomatów, mimo ograniczeń stosowanych w Sowietach. Z reguły nie spłacali długów, a jak to twierdził Sołżenicyn, Amerykanie pozwalali im przetrwać dostarczając stale po niskiej cenie zboże w ilości do 30 mln ton rocznie.
Akty sowieckiej agresji, począwszy od Grecji, Berlina, przez Koreę, Wietnam, Kubę i wiele innych nie spotkały się z właściwą reakcją zachodu. Odwrotnie, podjęto z ochotą oszukańczą inicjatywę bolszewicką w postaci OBWE i wiele innych przedsięwzięć tego typu.
Dziś spożywamy owoce tego rodzaju zachowań, rozzuchwalony Putin, bazując na przywilejach uzyskanych od Niemców, rządzących UE, przeszedł do jawnej wojny, podobnie jak Hitler po stwierdzeniu, że go się boją.
Jest nadzieja że skuteczny opór na Ukrainie powstrzyma wreszcie agresywne zapały Moskwy, czy tylko wystarczy determinacji?
Inne tematy w dziale Polityka