Andrzej Owsiński
Przedwyborcza czkawka z rolnictwem
Incydent z importem ukraińskiego zboża zwrócił uwagę na sprawy polskiego rolnictwa nie tylko z tytułu konkurencji ukraińskiej na polskim rynku. Jak miałem okazję pisać na ten temat niejednokrotnie, sprawa położenia polskiego rolnictwa stanowi przedmiot politycznego zainteresowania tylko przy specjalnych okazjach, a szczególnie kampanii przedwyborczej, później natychmiast zostaje pozostawiona swojemu własnemu biegowi. I nie ma się czemu dziwić, bowiem w zestawieniu z ewentualnym zyskiem politycznym, rozwiązanie problemu gospodarki rolnej stanowi zadanie gigantyczne.
Tak się złożyło że przez cały PRL zajmowano się jedynie fragmentami gospodarki rolnej, nie chcąc narażać się na ewentualny konflikt z sowiecką ideą kolektywizacji, lub też wywołanie nieprzewidywalnego w skutkach oporu polskiego chłopa w przypadku ponownej próby zapędzania go do kołchozu. Najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji było zaniechanie jakiejkolwiek poważniejszej inicjatywy i w ten sposób „nie wychylanie się”.
Ten stan trwał przez ponad pół wieku, dopiero wejście do UE zwróciło uwagę na fakt, że w organizacji polskiego rolnictwa mamy wiekowe opóźnienie w stosunku do krajów EWG. „Odrabianie” zaległości idzie niemrawo, głównie z powodu kosztów, a także skutków społecznych. W rezultacie mamy stan, w którym istnieje na tym samym areale co w Niemczech trzykrotnie większa liczba gospodarstw i zatrudnionych przy zaledwie 40 % wydajności. Mimo to Polska ciągle uchodzi za kraj rolniczy, ze względu na udział w narodowym PKB wynoszący 8%, w odróżnieniu od niemieckiego 1%, niezależnie od znacznie większej wartości bezwzględnej.
Polskie rolnictwo pracuje w niesłychanie trudnych warunkach, przede wszystkim z powodu niskiej wartości gleb, charakteryzującej się ponad jedną trzecią gleb najniższej klasy (5 i 6) i silnym zakwaszeniem, niedostatku wody i trudnych warunków pogodowych. Rozdrobnienie gospodarstw i brak komasacji gruntów powodują zacofanie techniczne, a w rezultacie niską wydajność nawet tam gdzie są lepsze warunki naturalne.
Przebudowa struktury polskiego rolnictwa to zadanie na pokolenia. Przede wszystkim trzeba umożliwić zatrudnionym w rolnictwie zmianę zawodu dla tych, którzy nie posiadają odpowiednich zasobów ziemi. Dla chętnych uprawiania ziemi, których jest coraz mniej, trzeba dostarczyć dodatkowe ilości gruntu. Tego procesu nie da się załatwić z dnia na dzień, mając szczególnie na względzie jego skutki społeczne.
Nie ma innego wyjścia jak tylko stopniowa likwidacja karłowatych gospodarstw i uzupełnianie zasobami ziemnymi tych perspektywicznych. Część małych gospodarstw może przestawić się na ogrodownictwo, co wymaga znacznych nakładów inwestycyjnych.
Największym problemem inwestycyjnym polskiego rolnictwa jest woda. Budowa i odtworzenie zniszczonych zbiorników retencyjnych ma bardzo ograniczone możliwości z racji braku stałych i sezonowych zasobów wodnych. Trzeba budować ujęcia głębinowe i deszczownie, a niezależnie tworzyć sieć wiejskiej infrastruktury, a jeżeli doda się do tego bezpośrednie inwestycje produkcyjne, to może się okazać, że wymaga to wielu lat z zastrzeżeniem, że efektywność gospodarcza w sumie będzie wielokrotnie niższa niż inwestycje w przemysł i usługi.
Taka jest specyfika współczesnego rolnictwa, chyba, że odda się grunty rolne w ręce fabrykantów żywności, którzy dążąc do maksymalizacji zysków będą tworzyć zupełnie nowe produkty.
Tradycyjne metody produkcji rolnej powodują wzrastanie różnicy w efektywności pracy w stosunku do innych dziedzin, stąd trudno jest określić jak będzie się dalej ta dziedzina rozwijać. Dla Polski pewną nadzieją może być rozwój gospodarstw ekologicznych.
Można też spodziewać się zastosowanie rewolucyjnych zmian, wykorzystujących najnowsze osiągnięcia nauki dla wytwarzania zastępczych, lub całkowicie nowych produktów rolnych, a szczególnie spożywczych.
Odrębnym zagadnieniem jest wykorzystywanie gospodarstw rolnych dla innych celów niż produkcja rolna. Rozwój działalności usługowej może doprowadzić do zmiany charakteru całej gospodarki, nie tyle rolnej, ile wiejskiej. Jest to jednak sprawa, która nie musi się wiązać z produkcją rolną, może natomiast wpłynąć na zmianę oblicza polskiej wsi, przyczyniając się do jej awansu cywilizacyjnego. Jak na razie dobrze by było uzyskać te 300 tys. nowoczesnych i wydajnych gospodarstw rolnych, o których w swoim czasie pisałem. I to już byłby wielki sukces, wymaga on jednak, obok inwestycji, stworzenia odpowiednich warunków ekonomicznych, a przede wszystkim właściwej relacji cen.
Na ”wolnym rynku” powinny się one układać na zasadzie gry podaży i popytu. Tylko, że taki rynek nie istnieje, a UE, wbrew wszelkiej logice, utrzymuje sztuczny system dotacji i ograniczeń, czyniący z europejskiej gospodarki rolnej twór karykaturalny, w którym relatywnie największymi producentami rolnymi są kraje najbardziej uprzemysłowione i zagęszczone. Nietrudno przewidzieć, czym zakończy się ten system, podobnie zresztą jak i stosunki w UE w innych dziedzinach.
Inne tematy w dziale Gospodarka