Andrzej Owsiński
Rzeczpospolita wyłącznie polska
Postanowiłem zrezygnować z poruszania tego tematu, ale portal “Do Rzeczy”, mimo chwilowego wycofania ponownie na moment do niego powrócił, niejako prowokując nieodzowne ustosunkowanie.
Można zastrzec się, że nazwa państwa nie musi oznaczać czegoś konkretnego, może też czasem być tylko hasłem propagandowym, jak w przypadku ZSSR, o której były komunista André Gide pisał: ”cztery litery, cztery słowa i cztery kłamstwa”.
Podobnie w stosunku do hitlerowskiego “Grossdeutschland”, kiedy na jakimś kursie dla młodych austriackich oficerów wcielonych do Wehrmachtu, wykładowca pokazał mapę świata demonstrując wrogów Niemiec: imperium brytyjskie, Stany Zjednoczone i Sowiety. Następnie zaś pokazując niewielki czarny znaczek: to Grossdeutschland, jeden ze słuchaczy zadał pytanie: „Bardzo interesujące, ciekawe tylko czy nasz ukochany fuehrer Adolf Hitler kiedykolwiek oglądał tę mapę?”
Użycie nazwy “Rzeczpospolita” w stosunku do państwa polskiego miało swój cel podkreślenia, że nie stanowi ono własności panującej dynastii jako wyraz rosnącej w Europie tendencji do absolutnej władzy monarszej (”l’Etat c’est moi”).
Polska nazwa nie jest dosłownym tłumaczeniem z łaciny – res publica, która ma odniesienie personalne, ale wiąże się raczej z powszechnością, a przy odpowiednim, polskim akcencie na przedostatniej głosce, z pośledniością. Na całe szczęście używa się jej z innym akcentowaniem, które nadaje wyrazowi charakter podniosły.
Od Unii Lubelskiej nazwa państwa rozszerza się, przybierając postać “Rzeczpospolitej Obojga Narodów”.
Jednakże nie nawiązuje ona do etnicznego składu mieszkańców państwa, ani do religijnego podziału, a raczej do uznania jako równoznaczności z pojęciem państwa. Taka zasada obowiązuje do dziś w niektórych państwach.
Opowiadał mi w Londynie jeden z wojennych emigrantów polskich, że kiedy był przymuszony przyjąć obywatelstwo brytyjskie, zamieszczono mu w paszporcie adnotację: “nationality by birth” – Russian. Na jego stanowczy protest, gdyż urodził się w Warszawie w roku 1916, kiedy już Rosjan tam nie było, wyjaśniono, że formalnie Warszawa należała do Rosji, była jedynie okupowana przez Niemców.
Zastosowanie pojęcia “obojga narodów” stwarzało możliwości zrównania praw i obowiązków wszystkich mieszkańców połączonego państwa, niezależnie od języka czy wyznania. Na owe czasy był to absolutny fenomen.
Autor, czy autorzy publikacji w “Do Rzeczy” informują, że podział na I i II RP był w Polsce przedwojennej używany i powszechnie znany. Jako człowiek “wiekowy” mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że jest to zwykłe kłamstwo. Przed wojną nikt takiego określenia nie używał ani potocznie, ani oficjalnie.
Nie jest to sprawa samej nazwy, ale łączy się z zasadniczą ideą historycznej tożsamości państwa polskiego, co zapisane jest w obu przedwojennych konstytucjach. Używany przez komunistyczne władze podział numeratywny państwa polskiego miał swój cel, którym było oderwanie od historii bolszewickiego tworu pod nazwą PRL, będącą zarówno pod względem formalnym jak i merytorycznym zaprzeczeniem niepodległego państwa polskiego i dlatego unikającą związków z nim.
Używana obecnie nazwa “IIIRP” nawiązuje formalnie i ciągłością wielu rozwiązań do PRL, co jest zapisane w konstytucji z 1997 roku stanowiąc kontynuację tego bezprawnego i antypolskiego tworu*.
Również powoływanie się na powstały z mocy obcych państw w 1945 roku rząd pod kłamliwą nazwą “jedności narodowej”, to powoływanie się na twór bezprawny, stanowiący przestępstwo. Jego uznanie przez inne państwa i organizacje międzynarodowe nie zmienia tego faktu, a fałszerstwo wyborów w 1947 roku jedynie to potwierdza. Praktyka oszustwa i stosowania przemocy znalazła swój wyraz w tworzeniu państwowości na gruzach PRL.
Zbiegowisko pod nazwą “okrągłego stołu”, w którym partnerzy wybrani przez władze PRL imitowali przedstawicielstwo formalnie zlikwidowanej “Solidarności”, zdecydowali o sfałszowanych w założeniu “częściowo wolnych” wyborach, co w samej nazwie zawiera oszukańczy kontrakt, zmierzający do faktycznego pozostawienia w rękach reżymu decydujących elementów władzy państwowej (resorty “siłowe” i finanse), a resztę powierzając swoim własnym, byłym dysydentom.
Ten twór istnieje dotąd jako “IIIRP” i dlatego obecny rząd afirmujący swoją niezależność od tego układu traktowany jest jako wrogi, mobilizując przeciwko niemu dyspozycyjne siły w kraju, a szczególnie podporządkowane niemieckiej hegemonii władze UE.
Trzeba bowiem zwrócić uwagę, że opisany system zmiany fasady PRL odbywał się w interesie naszych sąsiadów, czyli Niemiec i Rosji, którzy porozumieli się w odniesieniu do roli Polski i innych krajów, leżących między nimi, jako strefy buforowej, kontrolowanej w odpowiednio podzielonym układzie.
Liczę się z tym, że zostanie postawiony mi zarzut braku dokumentacji na opisane rozwiązanie. Otóż dla opisania tego faktu nie trzeba żadnej dokumentacji, która może nawet nie istnieć, wystarczą niemal codziennie dostarczane fakty, a szczególnie prześladowanie każdego objawu prób niezależności z polskiej strony. Dla mających jeszcze wątpliwości niech posłuży wojna na Ukrainie i stosunek do jej sprawcy Putina ze strony Niemiec i posłusznych im europejskich polityków.
Zakłamane przedstawianie historii służy konkretnemu celowi: nawrotowi do władzy w Polsce zaufanym swoim agentom. Wprawdzie i obecnemu rządowi można postawić zarzut uległości wobec niemieckiej hegemonii, ale jak na razie jest to ograniczone do zjawiska drugorzędnego w zestawieniu z całokształtem rządów, ale też i objawem naiwności z polskiej strony. Chyba że traktuje się ją jako sprawdzian wiarygodności obecnej europejskiej władzy. Jedno jest w tym wszystkim pewne i bardzo szkodliwe, a mianowicie brak rzetelnej informacji na temat naszego położenia w Europie.
Ostatnio jedynie Jarosław Kaczyński wypowiedział się na ten temat otwarcie.
Jak dotąd moje publikacje w tym względzie ogłaszane od kilkudziesięciu lat są głosem wołającego na puszczy, a ostatnie wystąpienie w “Do Rzeczy” stanowi potwierdzenie powszechnego, haniebnego zakłamania.
Brak działań w kierunku otwarcia oczu polskiemu społeczeństwu może odbić się kolejną klęską w nadchodzących wyborach, a to prowadzi wprost do klęski na miarę rozbiorów.
Kto w to nie wierzy, niech przyjrzy się temu co dzieje się na Ukrainie. Putin słusznie mówi, że nie jest to wojna, ale celowe niszczenie Ukrainy do poziomu, z którego już nigdy nie ma się podnieść.
Da Bóg jednak że szatańskim sprawcom nie wyjdzie plan zagłady Ukrainy i Polski..
* Przedstawia się jako fakt ciągłości prawnej z władzami Polski na Uchodźstwie, przekazanie insygniów prezydenckich przez prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego nowoobranemu prezydentowi “IIIRP” Lechowi Wałęsie. Samo przekazanie insygniów nie ma żadnego znaczenia prawnego, zgodnie z art. 24 konstytucji z 23 kwietnia 1935 roku, przekazanie władzy prezydenckiej w czasie wojny (stan wojny z III Rzeszą trwa do dziś) wymaga wręczenia następcy oryginału konstytucji i zaprzysiężenie jej wg roty zapisanej w konstytucji. Uczestnicy żałosnej, haniebnej, a nawet przestępczej maskarady z 22 grudnia 1990 roku powinni byli ponieść za nią odpowiedzialność karną.
Inne tematy w dziale Polityka