Andrzej Owsiński
Niemiecka zapowiedź możliwości rewizji granic
Wypowiedź Scholza w Poczdamie na temat możliwości podjęcia przez Niemcy problemu rewizji granic polsko niemieckich została potraktowana jako odpowiedź na polskie żądania odszkodowań wojennych. Poruszenie tego tematu przez kanclerza zjednoczonych Niemiec jest precedensowe, niezależnie od osobistego stosunku do utraty przez Niemcy posiadłości na wschodzie w wyniku II wojny światowej żaden z nich, z panią Merkel włącznie, nie wyraził możliwości zakwestionowania granic polsko niemieckich. Wprawdzie Kohl nie chciał formalnie potwierdzić umowy Brandta, ale na skutek oświadczenia pani premier Thatcher, że wobec tego nie ma zgody na zjednoczenie Niemiec, stulił uszy i uznał zobowiązania Brandta za wiążące połączone Niemcy. Sprawa została więc definitywnie załatwiona i wszelkiego rodzaju pogróżki Scholza są bez sensu. Stanowią tylko świadectwo złej woli i wrogości wobec Polski.
Niestety nie jest to takie proste, z winy po polskiej stronie. W swoim czasie pisałem, że przypisywanie Gomułce i Cyrankiewiczowi największego triumfu w polityce zagranicznej w postaci umowy z RFN o uznaniu granicy na Odrze i Nysie, jest błędem i jest świadectwem niemieckiego sukcesu.
Obawiam się, że do dziś nikt, a może niewiele osób w Polsce orientuje się, że niemieckie granice w Poczdamie ustalili alianci z nałożeniem na Niemcy, jakiekolwiek by nie były, obowiązku bezwarunkowego przestrzegania wszelkich decyzji, a w tym też dotyczących granic. Ewentualne odesłanie niektórych postanowień do ostatecznego rozstrzygnięcia w traktacie pokojowym, nie dotyczy Niemiec, a jest tylko wewnętrznym świadectwem zamiarów alianckich które już, ostatecznie, uznano za zbędne. Posługując się praktyką prawa powszechnego, można stwierdzić że po upływie przeszło ¾ wieku decyzje poczdamskie z całą pewnością uprawomocniły się.
Podpisując umowę z Brandtem PRL bezprawnie nadała Niemcom prawo wypowiedzi w sprawie granic i Scholz, zapewne nieświadomie, skorzystał z tego prawa. Tylko, że z tym prawem jest tak samo jak z Bierutowym zrzeczeniem się reparacji od Niemiec. Nie tylko, że nie uczynił tego w sposób formalny, ale przede wszystkim bezprawny, jako że PRL nie miała prawa reprezentowania Polski. Pamiętajmy że umowa poczdamska dotyczy Polski, a nie sowieckiego tworu.
Poza sprawą formalno-prawną jest jeszcze problem merytoryczny. Tytuł, dla którego przyznano Polsce około 90 tys.km2 ziem III Rzeszy nie nosi charakteru wymiaru historycznej sprawiedliwości zagrabionych przez Niemcy ziem należących niegdyś do Polski, lub do bratnich księstw rządzonych przez polską dynastię. Uznano jedynie, że Polakom należy się jakaś rekompensata za zagarnięte przez Sowiety terytorium państwa polskiego o powierzchni dwukrotnie większej aniżeli przyznane, nie mówiąc już o stopniu zniszczeń i sowieckiej grabieży na tych ziemiach..
Próby podniesienia strat terytorialnych zmuszą do stwierdzenia różnicy położenia Polski jako państwa napadniętego i praktycznego twórcy sojuszu wojennego, zwycięskiego i dyktującego warunki, w stosunku do Niemiec - winowajcy napaści, przegranego i poddanego karnemu sądowi za swoje zbrodnie.
Czy Scholz chciałby, aby te sprawy były ponownie podniesione z oczywistym stwierdzeniem, że do dziś nie została dokonana rekompensata choćby w przybliżeniu uwzględniająca rozmiar krzywd i zbrodni popełnionych w stosunku do Polski przez Niemcy.
Wypowiedź Scholza ani mnie nie dziwi, ani nawet nie oburza, jest jeszcze jednym świadectwem nie tylko złej, niemieckiej woli, ale też i typowej szkopskiej tępoty. Bowiem grzebiąc we wszelkich książkach historycznych w pierwszej kolejności można trafić na bezmiar niemieckich zbrodni nie wyłącznie przeciw Polsce, ale przeciw całej ludzkości i, jak dotychczas tylko w nieznacznym stopniu ukaranych i ciągle domagających się chociażby częściowego zadośćuczynienia, o czym przypomina Polska.
Ponadto Scholz powinien wiedzieć, że Niemcy same pozbawiły się prawa wszczęcia działań w sprawie rewindykacji granic.
Ubolewam natomiast, że ze strony polskiej omawiana wypowiedź nie doczekała się zdecydowanej i ostrej reakcji i to zarówno w postaci międzynarodowej publicystyki, jak przede wszystkim przez czynniki oficjalne.
„Bek jagnięcia rozjusza lwa”, żałosne zawodzenie, wygłaszane półgłosem, do tego prowadzą, wprawdzie nie chodzi tu o lwa, a raczej o głos na poziomie hieny.
Jeżeli w czasie tej wypowiedzi był obecny ktoś kto się mieni Polakiem, to jeżeli nie zareagował natychmiast to w tym momencie stracił wszelkie prawa do tego miana.
PS. Podobno nie ma żadnego oficjalnego zapisu wypowiedzi Scholza, ale to przecież nie ma żadnego znaczenia. Faktem jest, że wypowiedź została dokonana przy oficjalnej okazji i poszła w świat jako świadectwo stanowiska szefa niemieckiego rządu.
Takie naruszenie obowiązujących zasad współżycia krajów europejskich, a szczególnie UE, wymaga stosownej ekspiacji, najlepiej w postaci uznania polskich praw do odszkodowań za zbrodnie wojenne Niemiec.
Inne tematy w dziale Polityka