Andrzej Owsiński
Zakończenie wojny na Ukrainie
Są dwa skrajne przypadki definitywnego zakończenia tej wojny, ciągnącej się w formie obecnej rosyjskiej napaści przeszło pół roku, a od początku aneksji Krymu już osiem lat. Są to: całkowity podbój Ukrainy przez Rosję, lub całkowite oswobodzenie jej od rosyjskiej okupacji.
Z tego, co dzieje się obecnie, nie zanosi się na żadne z tych rozwiązań, przynajmniej w najbliższej przyszłości. Wojna toczy się ze zmiennym szczęściem, w tej chwili przeżywamy kontrofensywę ukraińską, ale na umiarkowaną skalę, na jaką stać mocno nadwyrężone państwo ukraińskie. I tak długotrwały opór w stosunku do jednej z najpotężniejszych armii świata musi budzić podziw. W jego konsekwencji powstała nadzieja na ogólne zwycięstwo ukraińskie w tej wojnie, co z porównania potencjałów wojennych i państwowych obydwu krajów wydaje się całkowicie nieprawdopodobne.
Rosja jednak, mimo całej swej wielkości odnotowała w XX wieku aż cztery klęski, począwszy od wojny japońskiej, przegranej I wojny światowej z Niemcami, klęski z Polską w 1920 roku i rejterady z Afganistanu pod koniec wieku. Wszystko to w okolicznościach znacznej przewagi ilościowej swoich armii, nie wykluczone zatem, że na Ukrainie może nastąpić podobny przypadek.
Prezydent Ukrainy, najwyraźniej podbudowany sukcesami kontrofensywy swojej armii, ogłosił, że rozmowy pokojowe z Rosją mogą być prowadzone jedynie pod warunkiem całkowitego oswobodzenia okupowanych przez nią obszarów ukraińskich. Jest to prawdopodobne w odniesieniu do wszystkich ziem za wyjątkiem Krymu i to nie tylko z powodu jego strategicznego położenia, ale przede wszystkim słabości ukraińskiej floty wojennej na Morzu Czarnym. Bez jej udziału nie da się zająć krymskich portów, a przede wszystkim Sewastopola – głównej rosyjskiej bazy wojennej. Ponadto, odnosi się wrażenie, że w odróżnieniu od innych terenów okupowanych, włącznie z „niezależnymi republikami”, Rosjanie na Krymie są znacznie lepiej usadowieni.
Do roku 1954 Krym należał do RFSR, a po stalinowskim wysiedleniu Tatarów i innych narodowości została nasłana tam ludność z Rosji, czyniąc zeń kraj praktycznie rosyjski. Zezwolenie na powrót rdzennej ludności Krymu niewiele w tym względzie zmieniło i dominacja Rosjan pozostała. Stan ten pogłębiło pozostawienie Sewastopola jako wyodrębnionego miasta i bazy wojennej Rosji.
W tych okolicznościach oświadczenie Żeleńskiego oznacza, że pokój na Ukrainie nie może szybko nastąpić, chyba, że zaszłyby zmiany we władzach wojujących stron.
Jak na razie jeszcze się na to nie zanosi, wprawdzie Putin choruje od dawna, ale nie wpływa to jakoś na zmniejszenie jego agresywności, a ewentualna zmiana też nie wiadomo w jakim kierunku pójdzie, prowojenna frakcja trzyma się we władzach Rosji mocno.
Dla rosyjskiego państwa ta wojna jest niedogodna, obok rzeczywiście poważnych strat wojennych, zaistniały istotne straty dla gospodarki na skutek różnorakich sankcji. Nie są one jednak tak duże, jak się spodziewano, gdyż sama UE od początku inwazji dokonała zakupów w Rosji na blisko 100 mld euro. Ten stan Rosja może przetrzymać jeszcze przez lata, gorzej jest z Ukrainą niszczoną systematycznie przez najeźdźców.
Poza stratami materialnymi, liczonymi w grube setki miliardów euro, znacznie groźniejsze są ubytki ludności. Głównie z powodu wielomilionowej masy uchodźców. Z Ukrainy zbiegło około 10 mln mieszkańców, z czego, jeżeli nawet połowa powróci, to i tak zostanie niedobór uniemożliwiający powrót do stanu wyjścia.
Ukraina, zawdzięczając głównie stalinowskim grabieżom i chruszczowowskim „prezentom” terytorialnym, uzyskała kraj o powierzchni 603 tys./km2, co było działaniem celowo zmierzającym do jej rusyfikacji, szczególnie przez masowe wysiedlanie i nasyłanie w to miejsce ludności z głębi Rosji.
Zagospodarowanie tak wielkiego obszaru, kraju większego od Francji, wymaga zaludnienia przynajmniej w granicach 50 mln, tymczasem grozi jej spadek do około 30 mln. a w miarę upływu czasu ubytek ludności będzie się zwiększał. Jest to ważniejszy powód do jak najrychlejszego zakończenia wojny aniżeli straty materialne.
To są kłopoty ukraińskie, które zresztą rykoszetem odbijają się też i na nas.
Niezależnie od tego Polska ponosi koszty, związane z pomocą wojenną Ukrainie, a szczególnie z utrzymaniem uchodźców. Ponadto ponosimy dodatkowe koszty dozbrojenia armii ze względu na obawy rozszerzenia rosyjskiej agresji na Polskę. Wojna na Ukrainie powoduje pośrednio redukcję naszych obrotów zagranicznych i wzrost cen na rynku wewnętrznym. W sumie możemy oszacować że przynajmniej 50 mld zł kosztuje nas ta wojna nie licząc nawet dodatkowych kosztów dozbrojenia.
Praktycznie nie otrzymujemy znikąd pomocy w naszym szczególnym udziale, zarówno w kosztach, jak i w ryzyku, związanym z zaangażowaniem w pomoc Ukrainie, mimo że czynimy to również w interesie innych krajów NATO i UE. Stąd Polska powinna być specjalnie zainteresowana w zakończeniu tej wojny.
Jest tylko jeden warunek: nie może być to jakikolwiek sukces rosyjski, lub niemiecko rosyjski.
Licząc na pomyślne zakończenie wojny musimy mieć na względzie dalsze jej skutki. Przede wszystkim umożliwienie powrotu uchodźców, co pociągnie za sobą nasz udział w kosztach, a w dalszej kolejności pomoc w odbudowie.
Wprawdzie niektórzy liczą na zarobek przy tej okazji, ale jak znam doświadczenia, my nie jesteśmy do tego przeznaczeni, naszym udziałem są koszty i straty, zyski zbierają inni. Podobnie jak to miało miejsce w przypadku odbudowy Iraku.
Może lepiej powiedzie się w wymianie towarowej, nasz eksport na Ukrainę wynoszący nieco ponad 4 mld dolarów rocznie w lepszych czasach, jest skromniutki w zestawieniu z ponad 54 mld ukraińskiego importu, to niewiele ponad 7 % i to mimo dobrosąsiedzkich stosunków. Uznałbym za całkowicie osiągalne i pożądane nawet dziesięciokrotne jego zwiększenie przy odpowiednim wzroście importu towarów do przetworzenia.
Można również postarać się o atrakcyjniejszy udział w odbudowie i rozwoju gospodarki Ukrainy, a przede wszystkim zwiększenie polskich inwestycji.
Wciągnięcie Ukrainy do Europy to nie tylko starania o uczestnictwo w UE i NATO, ale przede wszystkim podniesienie poziomu gospodarki i ożywienie wymiany handlowej.
Cały ten opis stoi pod wielkim znakiem zapytania:
Co będzie się działo z wielkim krajem pozbawionym ludzi, kapitału z olbrzymim ciężarem odbudowy, szacowanym na 350 mld dolarów (w moim przekonaniu będzie to o wiele więcej, bowiem jest to proces stale rosnący)?
Ukrainie brakowało dotąd podstawowych elementów niezbędnych do stworzenia samodzielnego i chociażby z minimum dostatecznego poziomu życia mieszkańców - państwa. Czy obecny zapał w obronie przed napaścią przerodzi się w podobny stosunek do dzieła odbudowy i rozwoju kraju? Może się bowiem okazać że zwycięska w wojnie Ukraina nie jest w stanie podołać wyzwaniom pokojowego życia, jej dotychczasowa, trzydziestoletnia historia samodzielnego bytu nie napawa optymizmem.
Podobne nastawienie było jednak w stosunku do jej zdolności obronnej, może więc i w tym przypadku nastąpi niezbędna zmiana nastawienia nie tylko społeczeństwa, ale też i warstw rządzących Ukrainą.
Potrzebna jest jej wszechstronna pomoc materialna i intelektualna ze szczególnym uwzględnieniem uwolnienia od marnotrawstwa i korupcji. Dotychczasowe doświadczenia współpracy z Polską w tej dziedzinie nie napawają optymizmem, może jednak sięgnie się po ludzi z dużo lepszą reputacją nie tylko dla naszego wizerunku na Ukrainie, ale przede wszystkim dla jej, a też i polskiego pożytku.
Nie można też pozwolić żeby Ukraina wpadła z „deszczu pod rynnę”, czyli pod dominację niemiecką, grozi to bowiem nie tylko skierowaniem jej przeciwko Polsce, ale w dalszej perspektywie oddaniem pod wpływy rosyjskie. Do tego dopuścić nie wolno i dlatego ze strony polskiej już dziś powinny być podjęte starania o organizację powojennej pomocy Ukrainie i zabezpieczenie przed powrotem do stanu sprzed wojny.
Najważniejsze jest to, że zakończenie tej wojny obejmuje swoimi skutkami przynajmniej całą Europę i musi przynieść w rezultacie zasadnicze zmiany w organizacji życia politycznego, gospodarczego i społecznego w skali całego kontynentu. Pierwszym skutkiem jest stwierdzenie, że istniejąca obecnie struktura organizacyjna UE, ale też i w dużej mierze i NATO nie odpowiada potrzebom i kulturze europejskich narodów. Musi skończyć się tworzenie sztucznych i nieludzkich tworów i otworzyć się możliwość normalnej ludzkiej współpracy z poszanowaniem dotychczasowych zdobyczy naszej kultury.
Jeżeli z tej krwawej, kolejnej lekcji nie wyciągniemy twórczych wniosków będzie to oznaczać że wydaliśmy wyrok śmierci na siebie i na przyszłe pokolenia Europejczyków.
Przy okazji zwracam uwagę na wystąpienie pani von der Leyen przyznające Polsce rację w sprawie Rosji, a szczególnie roli Putina. Niestety, w ślad za tym oświadczeniem nie poszły żadne konkretne zobowiązania, zarówno w stosunku do Polski i Ukrainy, jak też i w odniesieniu do relacji unijno-rosyjskich.
Po raz kolejny zwracam uwagę, że cała administracja UE ma charakter fasadowy i musi prezentować stanowisko swoich mocodawców, którzy nie wyrzekli się dochodowego dla nich spisku niemiecko-rosyjskiego.
Stąd niezbędne są zmiany zasadnicze w układzie europejskim, a nie tylko kwiatki w rodzaju wzruszających słówek.
Inne tematy w dziale Polityka