Andrzej Owsiński
„Wikt i opierunek” dla uchodźców, czy tylko tyle?
Zajrzałem do informacji GUSu na temat stanu faktycznego zaludnienia w Polsce i okazało się że skrupulatnie wyliczone dane statystyczne mają się nijak do rzeczywistości. Niezmiennie mamy od lat 38 mln z niewielkim „hakiem” mieszkańców. Od wielu lat nie uwzględnia się ciągle znacznej liczby Polaków przebywających zagranicą. Jeżeli nawet ostatnio jest to mniej niż w poprzednich latach, to i tak faktycznie przynajmniej brakuje około 1,5 mln, a zatem jest nas „na okrągło” około 37 mln. Do tego należy doliczyć stale pracujących i przebywających w Polsce cudzoziemców. Według szacunków jest to minimum 1 mln. A zatem w sumie w Polsce stałych mieszkańców jest około 38 mln.
Na marginesie można postawić zarzut że całe takie wyliczenie nie ma większego sensu bo i tak wychodzi w przybliżeniu na to co demonstruje GUS. Tylko ze to nie jest identyczne merytorycznie.
Problem leży w tym, że do Polski napłynęło począwszy od 24 lutego tego roku ponad 5,5 mln uchodźców z Ukrainy. Znaczna część z nich powędrowała dalej lub wróciła na Ukrainę, ile jednak pozostało w Polsce? Brakuje dokładnych informacji, szacuje się jednak, że jest to około 3,2 mln osób.
A zatem mamy w Polsce przynajmniej 41 mln „gęb do wykarmienia”, czyli możliwe, że nawet o 10% więcej niż w latach poprzednich. Oczywiście potrzeby konsumpcyjne uchodźców są inne aniżeli stałych mieszkańców, ale „wiktu i opierunku”, a także dachu nad głową potrzebują jak wszyscy inni.
W pierwszej kolejności ulega zwiększeniu zapotrzebowanie na żywność, a mając na względzie liczbę uchodźczych małych dzieci, szacowaną na powyżej pół miliona, również na specjalne artykuły.
Sądząc ze zwiększonego importu produktów spożywczych nie jesteśmy w stanie wyżywić z własnych zasobów takiej liczby ludzi. Żywność importowana z UE jest bardzo droga i nie potrzeba wcale inflacji żeby wpłynąć na znaczny wzrost cen.
Paradoksalnie, ale o wiele taniej byłoby kupować żywność na Ukrainie, nie sądzę jednak żeby był tam odpowiednio duży wybór poza zbożami i olejem słonecznikowym.
Do tego dochodzi koszt wyżywienia uchodźców, udział w tym względzie UE jest symboliczny, a przecież wszyscy (poza sojusznikami Rosji) stwierdzają, że obrona Ukrainy toczy się też w żywotnym interesie całej Europy.
Na tym tle, mając na względzie możliwość przedłużenia tej wojny, nasuwa się uwaga o konieczności podjęcia przez Radę Europejską konkretnej decyzji w sprawie kosztów utrzymania uchodźców. Szczególnie Polska powinna zadbać o takie rozwiązanie, nie przygodne, ale systemowe. Właściwie to obowiązkiem Rady Europejskiej jest podjęcie stosownych decyzji w odniesieniu do wszechstronnej pomocy Ukrainie, a szczególnie wojskowej.
Niestety na pozytywne rozstrzygnięcie tego problemu nie można liczyć, warto jednak się o to pokusić, choćby dla wykazania jeszcze raz z jakimi partnerami mamy do czynienia.
Natomiast pomoc uchodźcom ma większe szanse powodzenia, przynajmniej dla uratowania twarzy dla wielu członków UE.
Trzeba się liczyć z faktem dłuższego czasu trwania wojny, a nawet po jej zakończeniu z koniecznością utrzymywania pewnej liczby uchodźców z Ukrainy, a nie wykluczone też, że i z Białorusi. Jeżeli wg standardów europejskich koszt utrzymania uchodźcy wynosi 50 euro dziennie to szacowany koszt pobytu 10 mln ludzi daje kwotę 15 mld miesięcznie. KE, wg dotychczasowych informacji, udzieliła pomocy w wysokości 1,3 mld euro czyli nawet nie 10 % wymienionej kwoty.
W praktyce należy liczyć się ze znacznym zmniejszeniem liczby osób pozostających na uchodźstwie. Wystarczy jednak połowa tej liczby, ażeby uzmysłowić sobie, że chodzi o wydatki rzędu blisko 100 mld euro w skali rocznej. A z takim okresem przebywania trzeba realnie się liczyć, mając również na względzie problem asymilacji znacznej części uchodźców.
Sprawy utrzymania uchodźców z Ukrainy nie można zostawić decyzjom KE, bo skutki tego będą katastrofalne, nie mówiąc o tym, że problem przerasta znacznie możliwości rozwiązania go przez kraje będące miejscem ich pobytu. Tylko stworzenie funduszu ogólnoeuropejskiego, obejmującego nie tylko kraje unijne może podołać zadaniom o tej skali.
Wg szacunków ONZ stale przebywa w Europie 6,3 mln uchodźców z Ukrainy, niezależnie od obaw, że jest ich więcej, trzeba podkreślić, że połowa z nich przebywa w Polsce. Jesteśmy zatem żywotnie zainteresowani rozwiązaniem tego problemu w skali europejskiej.
Dotychczasowe działania polskie w odniesieniu do problemu wojny na Ukrainie odniosły pewien sukces, niestety nie na miarę potrzeb i zamierzeń.
Poza oczywistymi sojusznikami Moskwy w niecnych zamiarach „przekupienia” UE za pomocą szantażu energetycznego, wiele krajów zachodnioeuropejskich uznaje „konflikt” na Ukrainie za zjawisko peryferyjne, coś na kształt stosunków Serbia i Kosowo, tylko na większą skalę. Obserwujemy też haniebną ucieczkę przed istotą problemu w sferę „stosunków handlowych”.
Tymczasem stan rzeczywisty przerasta swoim znaczeniem nawet wersję wojennego zagrożenia, chodzi bowiem o bezwzględny, a nawet zbrodniczy atak na naszą kulturę. Współczesna Rosja ożywiła stan zagrożenia wywołany spiskiem Hitlera ze Stalinem, licząc na powtórkę niemieckiego wsparcia, dążącego do dostarczenia jej niezbędnego leninowskiego „sznurka”. Pogrążenie UE w likwidowaniu podstaw naszej, europejskiej tożsamości, toruje drogę dla wprowadzenia „turańszczyzny” (wg Konecznego).
O tym oczywistym stanie zagrożenia (niektórzy uznają, że już funkcjonuje jako system rządzenia UE) nie da się wprost przekonać Europejczyków, podobnie jak w latach trzydziestych ubiegłego wieku, ale korzystając ze ścieżki problemu uchodźców można podjąć akcję uświadamiania.
W roku 1980 wielki ruch polskiej „Solidarności” obudził jednak uwagę Europy od dawna pogodzonej z istnieniem „imperium zła”. W chwili obecnej polskie wystąpienie, wsparte rozpaczliwym głosem milionów prześladowanych, a także nieugiętym stanowiskiem narodu polskiego i innych zagrożonych w pierwszej linii, ma szanse na obudzenie Europy.
Trzeba się tylko tego zadania podjąć na odpowiednią skalę i wstrząsnąć Radą Europejską w celu zmiany zasadniczej postawy, a nie chować głowę nie tyle w piasku, co w zabiegach o łaskawość KE.
Inne tematy w dziale Polityka