Andrzej Owsiński
Na czym polega „partnerstwo”?
Do mojej publikacji na temat polskiego partnerstwa otrzymałem uwagę, że niepotrzebne jest nam jakiekolwiek „partnerstwo” skoro jesteśmy członkami NATO i UE. Wymaga wyjaśnienia to, na czym polega różnica pojęć przynależności do organizacji międzynarodowych, a współpracą poszczególnych krajów w określonych dziedzinach.
Można utrzymywać bliskie stosunki handlowe z krajami należącymi do różnych układów międzynarodowych. Partnerstwo powstaje wtedy, gdy strony współpracy są zainteresowane w jego kontynuowaniu na zasadach przynoszących korzyści wszystkim uczestniczącym. Podstawowym warunkiem jest równorzędność w traktowaniu uczestników. Organizacje, do których należymy z całą pewnością nie są organizacjami partnerskimi.
Już samo przystąpienie do nich jest obarczone narzuconymi obowiązkami, od których nie ma odstępstwa, nawet w przypadku istnienia racjonalnych przesłanek dla ich zastosowania. W praktyce najbardziej dotkliwe jest nierównorzędne traktowanie ich członków w obydwu organizacjach, wbrew ich statutom, a zatem nie są to organizacje partnerskie.
Niezależnie od przynależności do wzmiankowanych organizacji, Polsce, ale też właściwie wszystkim krajom na świecie, potrzebne są partnerskie stosunki z innymi krajami w wielu dziedzinach. Dotyczy to szczególnie spraw gospodarczych i obronnych.
Jaskrawym przykładem partnerstwa są stosunki niemiecko-rosyjskie. Oba kraje należą do różnych, nawet antagonistycznie nastawionych organizacji międzynarodowych, a mimo to ich wzajemne relacje są najwyraźniej traktowane nadrzędnie w stosunku do innych związków. Z drugiej strony Polska, mimo krępujących zobowiązań wobec NATO i UE, stara się pomagać walczącej Ukrainie. W każdym z tych przypadków stosunki partnerskie mają dla ich uczestników szczególne znaczenie.
Dla Polski najważniejsze jest posiadanie niezawodnego sojusznika na wypadek agresji ze strony Rosji. Wprawdzie ze względu na naszą przynależność do NATO na ogół uznaje się taką agresję za pozbawioną jakiejkolwiek logiki, gdyż starcie z całą potęgą zachodu jest dla Rosji czynem samobójczym. Przypomnijmy jednak, że podobnie przedstawiały się perspektywy agresji niemieckiej w 1939 roku, ale zanim doszło do dosłownego samobójstwa Hitlera, my ponieśliśmy największe straty, z utratą niepodległości na czele.
Po doświadczeniach ukraińskich można z rosyjskiej strony spodziewać się wszystkiego najgorszego. Stąd waga naszego partnerstwa z Ukrainą, ale na tym nie kończą się nasze potrzeby, słabością naszego położenia jest brak gwarancji wymaganego, natychmiastowego wystąpienia zbrojnego ze strony sojuszników na wypadek ataku na Polskę.
Mimo dużego sukcesu reprezentacji polskiej w Madrycie nie możemy być pewni, że poza wsparciem moralnym, a nawet materialnym, uzyskamy natychmiastową interwencję zbrojną na skalę odpowiadającą sile ataku. Najpewniejszym zabezpieczeniem byłoby wyposażenie Polski w taką siłę obronną, żeby jakiemukolwiek ewentualnemu napastnikowi odpadła chęć jej atakowania.
Podobna sytuacja była w 1939 roku, gdyby Francuzi i Anglicy realnie dopomogli Polsce dozbroić się do poziomu potrzeb, to Hitler musiałby z bólem zrezygnować z napaści w 1939 roku wiedząc, że nie ma szans na pokonanie Polski. Dla naszych zachodnich „sojuszników” byłby to czysty zysk, przy kosztach nieporównanie niższych, aniżeli końcowe „zwycięstwo” w 1945 roku. Niestety nie uznali oni polskiej gotowości do poświęcenia na rzecz wspólnej sprawy, licząc na pomoc sowiecką.
I doczekali się jej, ale za cenę, którą jeszcze dziś płacimy.
Na tym tle ciekawe jest na kogo dziś liczą Francuzi?
A może im wcale na tym nie zależy, niech wchodzą gdzie chcą, bo żadnej wojny nie chcemy. Ostatecznie jak Amerykanom się chce, to niech się biją w Polsce, czy gdziekolwiek, byle jak najdalej od Francji.
W politycznych i biznesowych kołach niemieckich natomiast panuje przekonanie, że Rosja Niemiec nie zaatakuje, bo to narusza interesy rosyjskiej oligarchii z Putinem na czele.
To co się dzieje na Ukrainie obecnie to tylko zaprowadzanie „porządku” w rosyjskiej części strefy buforowej. Można im tylko zazdrościć skuteczności, bowiem Ukraina jest doprowadzana do stanu likwidacji, a Niemcy ze swoją strefą nie potrafią sobie poradzić i taka Polska, a nawet ostatnio i Litwa im podskakuje.
Najwyraźniej trzeba sięgnąć po bardziej skuteczne środki. Może nie na skalę ukraińską, bo to nie wypada, nie mówiąc już o braku środków na tego typu działania, ale „przygłodzić” to by się przydało.
Rozumowanie naszych sąsiadów w stosunku do krajów buforowych, a szczególnie do Polski opiera się na stwierdzeniu ze strony rosyjskiej: czarnej niewdzięczności za „wyzwolenie”, zaś ze strony niemieckiej również haniebnej niewdzięczności za dopuszczenie do pełnego żłobu. Może zapełnionego odpadkami ze szkopskiego stołu, ale i tak będącego luksusem po sowieckim korycie.
W naszym położeniu staje się szczególnie aktualne pytanie: jakich mamy szukać partnerów dla wyrwania się z tych kleszczy?
Oczywiście nasuwają się Stany Zjednoczone, wypchnięte z Europy układem niemiecko rosyjskim.
Próby powrotu do sowiecko-amerykańskiego nadzoru nad stosunkami europejskimi nie powiodły się z uwagi na rosyjską zależność od sterowanego przez Niemcy europejskiego rynku zakupów surowców i półfabrykatów. Stany Zjednoczone nigdy nie będą w stanie zrekompensować rosyjskie, a szczególnie ich plutokracji, dochody z tego tytułu.
Pozostaje im jedyna droga: stworzenie w Europie układu niezależnego od spisku niemiecko rosyjskiego i obalenie jego hegemonii. Mają ku temu wyjątkową okazję, ale ciągle wahają się z jej wykorzystaniem. Są w tym wpływy określonych, ciągle jeszcze silnych lobby prorosyjskich i proniemieckich w Stanach, ale też i uleganie łatwiźnie myślowej na zasadzie bilansu sił.
Z naszej strony brakuje tego, co zawsze, próby tworzenia własnego lobby, opartego na współpracy środowisk imigranckich w Ameryce z rejonu Europy środkowej, oczywiście z polskim na czele, ale też poszukiwania kontaktów z nastawionymi niechętnie, zarówno do Niemiec jak i do Rosji, organizacjami społeczeństwa amerykańskiego.
Brakuje przychylnych środków przekazu informacji, mimo sprzyjającego nam nastawienia społecznego. Nie wykorzystujemy możliwości inspiracji podatnych kół politycznych, a szczególnie wpływowych postaci ze środowisk kształtujących opinię publiczną. Amerykańskie koła biznesu zachowują szkodliwą wstrzemięźliwość w konkurowaniu z agresywnym działaniem proniemieckiego lobby. Brakuje na przykład, wyraźnie kampanii przeciwko nachalnemu promowaniu niemieckiego przemysłu samochodowego. W amerykańskich filmach królują niemieckie samochody, demonstrowane jako wyraz popytu wyższego szczebla.
Z tego, ale też i z innych, powodów należy szukać sprzymierzeńców w celu tworzenia nacisku na władze ulegające aktywniejszym. Stworzenie nowego układu politycznego nie dokona się samo tylko na zasadzie logicznego rozumowania, trzeba go budować z wielkim trudem nie żałując środków. Argumentacja przy stole obrad to jedynie drobna cząstka całości dzieła.
Mając na względzie fakt zależności naszego bytu, a nawet bytu całej Europy, od zmiany rządzącego nią układu, warto poświęcić wiele temu wysiłki nie tylko na terenie samej Europy, ale też i poza jej granicami ze Stanami Zjednoczonymi na czele. Podkreślam jednak, że jeżeli chcemy być szanowanym i cenionym partnerem musimy też zadbać o nasz status jako państwa, organizmu gospodarczego i militarnego. Brakuje nam autonomicznej gospodarki, co jest swego rodzaju fenomenem jak na kraj czterdziestomilionowy i posiadający określone tradycje w rozwoju polskich firm. Przed wojną hiszpańską mieliśmy dochód na jej poziomie, a teraz nominalnie nie sięgamy połowy.
Pogłębianie roli dostawcy i usługowca to stanowczo za mało, szczególnie w czekającym Europę zadaniu odbudowy po pandemii i wojnie. Potrzebne są polskie materiały, urządzenia i maszyny budowlane, rolnicze, transportowe i wyposażenie zakładów wytwórczych, a także całego sektora socjalno-bytowego.
Obserwujemy wprawdzie próby praktycznego wyeliminowania Polski z działań w odbudowie Ukrainy, ale możemy być przekonani, że sposoby i zakres prac oraz uczestnictwo w nich będzie się układać według zasad konkurencji biznesowej. Jednakże do tego potrzebne są prężne i należycie wyposażone przedsiębiorstwa, a nie urzędnicy. Niestety nam takich przedsiębiorstw ciągle brakuje, wystarczy przyjrzeć się budowie autostrad, czy innych większych przedsięwzięć inwestycyjnych w Polsce. Polskie firmy spełniają przeważnie rolę podwykonawców. Dla spełnienia partnerskich zadań potrzebny jest odpowiedni potencjał wytwórczy, który musimy dopiero stworzyć.
Nie wchodząc w dyskusję na temat celowości budowy CPK, czy przekopu Mierzei, można jedynie stwierdzić, że jest to stanowczo za mało dla uczynienia z Polski pożądanego partnera w dziele przebudowy Europy.
Inne tematy w dziale Polityka