Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
912
BLOG

Jaki jest cel niemiecko-rosyjskiej zmowy?

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński Niemcy Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Andrzej Owsiński

Jaki jest cel niemiecko-rosyjskiej zmowy?

Prezes Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla „W sieci” podniósł problem rosyjskiej korupcji, rozpowszechnionej w zachodniej Europie, będącej, obok chęci zysku z transakcji surowcowych pochodzących z Rosji, główną przeszkodą w tworzeniu wspólnego stanowiska europejskiego wobec bestialskiej agresji putinowskiej na Ukrainie.

Polityczne rozgrywanie dostaw surowców energetycznych stało się specjalnością Putina, działającego w porozumieniu, a nawet na zlecenie Berlina, a szczególnie pani Merkel. Po jej odejściu szefowa KE z merkelowskiego nadania, zdobyła się na odwagę, zgłaszając propozycję wspólnych zakupów tych surowców z Rosji. Po tym zgłoszeniu zacichła jednak, jakby się wystraszyła „emerytki”.

Przy okazji mogę mieć drobną satysfakcję ze zgłoszenia przed przeszło dziesięciu laty propozycji powołania wspólnego. unijnego konsorcjum w sprawie obrotów zewnętrznych tymi produktami. Zamieściłem to nawet w liście otwartym do Jarosława Kaczyńskiego publikowanym w kilku mediach (14.2.2011 r., pkt 5). Niestety, nikt nie skorzystał z okazji polskiego przewodnictwa w UE, chociaż w telewizji zademonstrowano jak ówczesny premier Tusk zwraca się z nieśmiałą prośbą o rozważenie zmiany metody zakupów w Rosji. Został za to ofuknięty przez ramię w trakcie marszu pani kanclerki i natychmiast stuliwszy uszy zacichł, nie powracając już nigdy do tematu, a Polska pokornie płaciła za rosyjski gaz najwyższą cenę w Europie.

Prezes Kaczyński słusznie podkreślił, że faktycznym celem agresji Putina jest cała Europa, a nie tylko Ukraina, ze szczególnym uwzględnieniem tzw, „wschodniej flanki NATO”, z Polską na czele.

Te słuszne uwagi nie wyczerpują jednak całości problemu stosunków niemiecko-rosyjskich. Ich korzenie sięgają czasów bardzo odległych, ale szczególnego znaczenia nabrały w czasie procesu „europeizacji” Rosji za panowania cara Piotra I, który ten proces zaczął od nadania sobie zachodniego tytułu cesarza.

Napływ na dwór moskiewski, a później petersburski, masy niemieckich baronów kurlandzkich i wielu Niemców z samych Niemiec stanowił siłę pomocniczą Piotra w tym procesie, jednakże nie miał on większego wpływu na jego zasadnicze decyzje polityczne. Najlepszym dowodem było odrzucenie propozycji Augusta Mocnego, króla polskiego, dokonania wspólnego rozbioru Polski. Piotr I wprawdzie uznawał Sasa za dobrego kumpla do pijatyki i łajdackich rozrywek, ale politycznie nie traktował go poważnie, znając proporcję sił.

Jeszcze dalej posunęła się Elżbieta, która faktycznie wyeliminowała najbardziej aktywny i zaborczy kraj niemiecki – Prusy z możliwości odegrania jakiejkolwiek roli, okupując większość kraju od Królewca do Berlina. Dopiero śmierć Elżbiety, nie wykluczone, że z udziałem niemieckiego lobby na carskim dworze, otworzyła możliwości nie tylko „zmiany aliansów”, jak to jest historycznie oceniane, ale stworzenia trwałej pozycji niemieckich wpływów w Rosji.

Wielkim sukcesem niemieckim było obsadzenie na carskim tronie siostrzeńca Elżbiety prinza Karla Petera Ulricha von Gottorp-Holstein, któremu nadano imię Piotra III, a nawet zmieniono nazwisko na Romanow w celu stworzenia pozorów ciągłości dynastii. Jego pierwszym dziełem było uratowanie Prus przez wycofanie wojsk rosyjskich z okupacji kraju. Jeszcze większym sukcesem niemieckim było udane podsunięcie mu za żonę prinzessin Sophie Friederike Auguste Anhalt zu Herbst, córki pruskiego generała, sprawującego funkcję wojskowego komendanta Szczecina, z racji nieposiadania udzielnego księstwa. Świadectwem ubogiego stanu jest zachowany w Szczecinie spis jej wiana ślubnego. Normalnie mogła co najwyżej oczekiwać, że któryś z pomniejszych książąt niemieckich zwróci na nią uwagę, a tu niespodzianie trafiła na awansowanego jako następca tronu carskiego udzielnego księcia Gottorp-Holstein.

W 1762 roku, po śmierci Elżbiety, Niemcy odnieśli niesłychany sukces, obsadzili bowiem w pełni carski tron przez formalnie pół Niemca Piotra III i Niemkę Katarzynę II, bo takie imię wraz z prawosławną wiarą nadano jego żonie, księżniczce Anhaltu. O ile Paweł, jej syn, miał co najwyżej ćwierć krwi rosyjskiej, to następcy mieli coraz mniej z racji wszystkich carowych pochodzenia niemieckiego, z wyjątkiem żony Aleksandra III – księżniczki duńskiej.

Od Piotra III dynastia Romanowów faktycznie była dynastią niemiecką Gottorp, odbiło się to na stosunkach z Niemcami, a szczególnie z Prusami, które z rosyjskiej łaskawości przekształciły się z małego i ubogiego kraiku w cesarstwo niemieckie. Największa w tym zasługa Katarzyny, obdarowującej Prusy i Austrię wielkimi połaciami Polski, będącej, od obsadzenia przez nią tronu polskiego swoim faworytem, a szczególnie po upadku powstania kościuszkowskiego, całkowicie we władaniu rosyjskim.

Współdziałanie polityczne i gospodarcze obu krajów rozwinęło się szczególnie w czasie rządów Bismarcka, który widział w Rosji podporę potęgi Niemiec.

Dopiero car Mikołaj II, choć żonaty z niemiecką księżniczką heską, dał się skusić obietnicom francuskim i brytyjskim, przystępując na własną zgubę do ich koalicji. Sytuację na dobro niemieckie zmienił dopiero najlepszy od czasów Katarzyny niemiecki agent w Rosji – niejaki Uljanow, ksywa Lenin. Było jednak za późno i Niemcy wojnę przegrały, lecz natychmiast przystąpiły do odradzania spółki z Rosją (już bolszewicką) zawierając w 1922 roku pakt, a właściwie spisek z Sowietami w Rapallo.

Zawieszony przez Hitlera z racji jego antykomunistycznej retoryki, został ponownie odrodzony w następnym spisku, noszącym nazwę „paktu Ribbentrop Mołotow”. Poprzedzony był jednak aktami wzajemnej uprzejmości, tj. pomocą w likwidacji niechętnego Stalinowi czerwonoarmijskiego dowództwa i w zamian zrezygnowaniu ze strony Stalina z obrony komunistycznego reżymu w Hiszpanii i pozwoleniu na likwidację Czechosłowacji.

Ustalenie umową z 28 września 1939 roku niemiecko-sowieckiego podziału wschodniej Europy odtworzyło wspólną granicę rosyjsko-niemiecką. O ile jednak ta granica, będąca rezultatem „tańczącego Kongresu Wiedeńskiego”, przetrwała całe stulecie w postaci „świętego przymierza” i podziału ról z powierzeniem Rosji roli „żandarma Europy”, o tyle umowa z 1939 roku nawet nie dwa lata.

Co ciekawe, stało się to wbrew stanowisku niemal całego otoczenia Hitlera, jedynie na skutek jego chwilowego zdenerwowania po wizycie Mołotowa w Berlinie na jesieni 1940 roku. Chodziło szczególnie o zainteresowania sowieckie Bałkanami, które Hitler uważał za swoją domenę. Stalin bowiem wykonywał posłusznie wszelkie żądania niemieckie, a specjalnie dbał, ze szkodą dla własnych interesów, o zaopatrzenie Niemiec w strategiczne surowce.

Po ujawnieniu słabości czerwonej armii w wojnie z Finlandią i błyskawicznej klęsce Francji, wpadł w panikę i ostentacyjnie demonstrował swoją usłużność wobec Hitlera. Niemcy mogły wymusić od Sowietów dalsze ustępstwa, bazując na doświadczeniach pokoju brzeskiego z 1918 roku. Najlepszym na to dowodem może służyć fakt, że już po niemieckim ataku 22 czerwca 1941 roku Stalin przez kilka dni nie odzywał się, a przemówienie radiowe wygłosił żałosnym tonem Mołotow. Te kilka dni poświęcił na przygotowanie propozycji pokojowych, które złożył za pośrednictwem Bułgarii. Hitler jednak odrzucił możliwość zawarcia pokoju, będąc przekonany, że w ciągu zaplanowanych 80 dni podbije całe Sowiety.

Stąd Stalin był zmuszony do przyjęcia zaoferowanego mu przez politbiuro przewodnictwa radzie wojennej i dopiero wtedy odezwał się, ale nie do towarzyszy, tylko do „braci i sióstr”.

Tęsknota do Niemiec, odziedziczona po Leninie, pozostała mu jednak, zmieniając w trakcie wojny nastawienie propagandy. O ile w pierwszej fazie dominowało hasło: „Choczesz żyt’ ubiej Niemca”, a Niemcy były określane jako „proklataja strana”, to w końcowej fazie nie było już Niemców tylko hitlerowcy i stalinowskie powiedzenie, że hitlerzy przychodzą i odchodzą, naród niemiecki pozostaje. Marzyło mu się zajęcie Niemiec i stworzenie z nich ośrodka podboju całej Europy.

Niestety skutkiem celowej opieszałości pod Warszawą nie udało się tego osiągnąć i trzeba było w konsekwencji podzielić się Niemcami. Dla Stalina było to równoznaczne z klęską jego planów podboju, stanowiących spadek po Leninie, dał temu wyraz w gorzkim stwierdzeniu, że Aleksander I osiągnął większy sukces, gdyż był w Paryżu jako zwycięzca w wojnie z Napoleonem. Po nieudanej próbie zagarnięcia zachodniej części Berlina, okupowanej przez aliantów, zrezygnował z możliwości frontalnego ataku na zachód, obawiając się uczestnictwa Amerykanów, których się bał.

Następca Stalina –Chruszczow wykazał się większą odwagą, ale też i pomysłowością. Wyobraził sobie możliwość przejęcia całych Niemiec w drodze pokojowej, oferując im NRD z dodatkiem Szczecina. Adenauer jednak tej oferty nie przyjął, węsząc w niej podstęp. Działo się to pod koniec lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku i stworzyło w Polsce stan nerwowego napięcia.

Zdarzyło mi się przekonać, że chruszczowowska propozycja była całkiem na serio. Pierwszym sygnałem była niespodziewana wizyta u mnie sekretarza ekonomicznego komitetu wojewódzkiego w Szczecinie, Wita Drapicha. Kiedy go zapytałem czemu zawdzięczam jego wizytę, odpowiedział, że szuka pracy. Potraktowałem to jak żart, był bowiem nie tylko sekretarzem KW, ale regularnym członkiem KC i posłem na sejm, ja natomiast byłem członkiem ekipy bezpartyjnych fachowców, na czele której stał bezpartyjny minister Stanisław Darski, obwołany przez marynarzy na „październikowym” wiecu na ministra żeglugi i zatwierdzonym przez Gomułkę. W tym gronie zostałem zaproszony przez Darskiego do objęcia spraw rybołówstwa morskiego w ministerstwie żeglugi. W dalszej rozmowie z Drapichem okazało się, że nie jest już ani sekretarzem, ani członkiem KC, ani posłem, wszystko w ciągu jednego dnia. Dowiedziałem się później, nawet nie od niego, że przyczyną tych dymisji była wypowiedź do delegacji NRD w Szczecinie. Na jej utyskiwania, że Polska posiada aż trzy porty pełnomorskie, a NRD, suwerenny kraj nie ma ani jednego, a przecież Szczecin to „port Berlina” i za niemieckich czasów miał większe obroty i większą liczbę mieszkańców odpowiedź Drapicha była dość jednoznaczna, oświadczył bowiem: „drodzy towarzysze niemieccy próba zabrania Polsce Szczecina oznacza wojnę, tylko, że po tej wojnie granica polsko-niemiecka nie będzie na Odrze tylko na Łabie”. „Drodzy towarzysze niemieccy” pobiegli natychmiast do Moskwy ze skargą na polskiego nacjonalistę i jego wizyta u mnie była rezultatem tej skargi.

Drugi sygnał był już poważniejszy, zwrócił się do mnie Darski z prośbą, żebym mu jako człowiek „piszący”, a ponadto związany ze Szczecinem, napisał artykuł o polskim Szczecinie, zestawiając ze Szczecinem niemieckim. Ten artykuł ma być opublikowany w „Trybunie Ludu” według prośby Cyrankiewicza, wyrażającej decyzję biura politycznego. W związku z tym, że nie odmówiłem Darskiemu napisania mu artykułu, poprosił mnie o złożenie wizyty w Szczecinie, gdzie czekają z odpowiednimi materiałami. Zaznaczyłem wprawdzie, że nie potrzebuję żadnej wizyty gdyż wystarczy to, co ja na ten temat wiem, niemniej jednak minister prosił o chociażby grzecznościową wizytę. Wracając z niej w przedziale sypialnym natrafiłem na jakiegoś jegomościa wyposażonego w zachodnie ciuchy i walizki, ale z oblicza zajeżdżającego sowieckim wschodem. Odezwał się do mnie po rosyjsku, jakby zakładając, że muszę znać ten język, z prośbą o zamianę miejsc sypialnych, gdyż nie daje rady wleźć na górę.

Zgodziłem się na to i nawiązała się rozmowa, z której wynikało, że jest to sowiecki dyplomata wyższej rangi i miał ważną wizytę w sowieckim konsulacie w Szczecinie. Cel tej wizyty wyjaśnił się natychmiast po oświadczeniu, że port w Szczecinie jest bardziej potrzebny Niemcom niż Polsce, gdyż jego obroty były większe za niemieckich czasów. Wytłumaczyłem „dyplomacie”, że jest to oczywista nieprawda, nawet mając na względzie fakt, że Niemcy liczyli obroty portu podwójnie: raz jako portu morskiego, a drugi jako portu śródlądowego (stąd „port Berlina”). Zresztą zaopatrzenie Berlina odbywa się z portu w Szczecinie bez przeszkód, ale jest to margines obrotów Odrą ze Śląska, a to już są obroty polskie. Ponadto port szczeciński ma szereg nowych funkcji, których nie spełniał przy Niemcach. Rozmowa nabrała nieco ostrzejszego charakteru i się urwała. Po napisaniu artykułu oddałem go Darskiemu oczekując publikacji. Zamiast tego otrzymałem gruby list z numerem bodajże „Życia Warszawy” z wydrukowanym artykułem, mocno przykrojonym, ale pod moim nazwiskiem. Załączony był też przekaz z honorarium. Zdumiony takim obrotem sprawy zapytałem Darskiego, który przepraszał za zmianę, lecz nie była to jego inicjatywa, a decydentów na najwyższym szczeblu. Sprawa była jasna: z Moskwy przyszło stosowne polecenie.

Gdyby Adenauer dał się skusić to nie mielibyśmy Szczecina i bardzo niepewną granicę z zaprzyjaźnionymi z Sowietami Niemcami.

Może w drodze łaski oddano by nam Lwów, chociaż Stalin przyznał Lwów Sowietom na wyraźną prośbę Chruszczowa, wówczas „landleitera”, czyli I sekretarza kompartii na Ukrainie.

Cały ten przydługi opis uznałem za właściwe umieścić jako dowód, że w stosunkach niemiecko-rosyjskich chodzi o coś znacznie większego aniżeli biznes, którym zasłaniają się niemieccy politycy z Merkel ciągle na czele, mimo emerytury. Stworzenie niemiecko-rosyjskiego imperium (dzisiaj raczej rosyjsko-niemieckiego) jest zbyt wielką pokusą, żeby z niej rezygnować z powodu agresji na Ukrainie, która się przecież Rosji należy jak psu kość. A dokonywane przez Moskali bestialstwa to przecież drobiazg w porównaniu do osiągnięć stalinowsko-hitlerowskich.

Ciągle aktualne są przewidywania, że Ukrainę w ten czy inny sposób da się przynajmniej zneutralizować przy narastającym szantażu donieckim, a nie wykluczonym i charkowskim.

Na tym tle podskakiwanie polskiego rządu i domaganie się jakiejkolwiek niezależności wyglądają niepoważnie, ostatecznie można posłużyć współczesnym „żandarmem Europy”, który jest w stanie przekonać Polskę gdzie jest jej miejsce.

Chytry Orban już na taką okoliczność szykuje się, uważając, że szanse na uwolnienie się od tego układu są znikome.

Stany Zjednoczone, prowadzone słabą ręką, chciałyby, żeby Ukraina powstrzymała Rosję, ale tanim kosztem, nawet te nieszczęsne 250 czołgów, które mają wzmocnić Polskę w jej oporze w stosunku do rosyjskich planów ostatecznego wyrugowania Ameryki z Europy, to przecież faktycznie więcej biznes niż pomoc. Mamy Ameryce zapłacić ciężkie pieniądze za coś, czego nikt nie chce kupić i co w niedługim czasie będzie najdroższym na świecie złomem. I co najważniejsze, mamy zrobić to w celu obrony amerykańskiej bytności w Europie.

Erdogan doskonale wie, że sojusz z Moskwą może zakończyć się zrealizowaniem carskich marzeń o cieśninach śródziemnomorskich, ale stosuje taką zagrywkę w celu podbicia swojej ceny.

Historycznie toczy się walka o stworzenia nowego układu panowania nad światem, niestety, prowadzą ją małe ludziki, nie widzące dalej swego nosa. Stąd można spodziewać się najrozmaitszych rozwiązań, mimo ciągle kolosalnej przewagi amerykańskiej. Pewne kroki w tym kierunku podjął Trump, ale małe ludziki dla swoich szmatławych interesików obaliły go, w efekcie mamy stan najgorszy ze wszystkich możliwych. Zwykły rzezimieszek – Putin postanowił ukarać Ukrainę za niesubordynację i robi to po swojemu, czyli za pomocą mordu i pożogi. Liczy na, potwierdzoną tyloma historycznymi wypadkami, bezkarność swoich zbrodni. Ponadto wie dobrze, jak cenne jest dla Niemców marzenie o stworzeniu światowej siły na gruncie niemiecko-rosyjskiej wspólnoty. A zatem, niezależnie od swoich faktycznych zamierzeń, będzie to marzenie podtrzymywał.

Trudno uwierzyć w praktyczne amerykańskie kroki, zdolne do powstrzymania tych zapędów, najlepszym dowodem jest wstrzemięźliwość w stosunku do Polski, jedynego wiernego sojusznika w Europie. Cała nadzieja w tym, że Putin padnie pod ciężarem własnych zbrodni, lub jeszcze gorzej – własnych błędów, mimo rozpaczliwych wysiłków niemieckich utrzymania go przy władzy i życiu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka