Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
162
BLOG

Kłopot, ale też i dar niebios...

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Andrzej Owsiński

Kłopoty, ale też i dar niebios

Może nie tyle niebios, co Łukaszenki i ukrywającego się za jego plecami Putina. Masowe wpychanie na białorusko-polskiej granicy (daru Stalina) “imigrantów” jest niewątpliwie dużym kłopotem dla Polski. Można jednak potraktować go jako jeszcze większy kłopot dla UE, wystarczyło by przejmowanie go i przerzucanie na zachód, do którego ci imigranci dążą.

Stawia się przedstawicielom rządu zarzuty o nieestetyczne, a nawet traktowane jako nieetyczne, szafowanie drastycznym materiałem informacyjnym. Z pewnością razi to nasze poczucia granic przyzwoitości, ale jakoś nie uznano za równie, a może nawet bardziej drastyczne, wystąpienia harcowników LGBT. Jednego możemy być pewni, że tego rodzaju informacje o rzeczywistym charakterze tej celowo i na wielką skalę zorganizowanej dywersji ze strony Putina, zmierzającej do destabilizacji stosunków społecznych i politycznych nie tylko w Polsce i krajach bałtyckich, lecz w całej UE, wywołają odpowiedni nastrój na zachodzie Europy.

Stosunek Polski do problemu imigracji spoza Europy był dotąd uznawany za godną potępienia ksenofobię i był używany jako jedno z licznych narzędzi walki z obecnymi polskimi władzami, a tak na prawdę to z całą Polską. Tymczasem nagle okazało się, że Polska jest najważniejszym obrońcą Europy przed następnym etapem totalnego terroryzmu i groźnych zamieszek, burzących spokój kupowany dotąd złudnymi nadziejami appeasementu.

Mamy zatem odnowienie roli Polski jako “przedmurza”, chciało by się powiedzieć – chrześcijaństwa, tylko gdzie ono jest we współczesnej, europejskiej zgniliźnie. Niestety, nie wykorzystujemy tego odpowiedniego propagandowo oręża w walce z dyskryminacją Polski. Epatowanie obrazkami zoo-, czy pedofilii nikogo na zachodzie Europy nie wzruszy, z tymi i innymi zboczeniami są oswojeni, natomiast widok uzbrojonych terrorystów wywoła odpowiednie wrażenie. Nie mając wyboru, władze UE będą zmuszone do “wybaczenia” Polsce jej odstępstw od obowiązującej linii promocji wszelkiego paskudztwa.

W wiekach XVI i XVII nosiliśmy dumnie tytuł “przedmurza chrześcijaństwa”, wspierany czasem watykańskimi dukatami, dzisiejszej Europy nie stać na taką postawę, ale przynajmniej materialnie powinna włączyć się w obronę jej granic.

W wymienionych wiekach Polska nie zabiegała o uznanie, to na zachodzie ukuto taką ocenę, najlepszym tego wyrazem było potraktowanie bitwy pod Beresteczkiem w 1651 roku. Dla nas była to wojna domowa z kozakami, dla Europy i Watykanu, wojna z muzułmańskimi Tatarami i za zwycięstwo nad nimi okazywano nam wdzięczność, oczywiście w słowie i piśmie.

Dzisiaj możemy wymagać co nieco więcej, jak chociażby odczepienia się od sądów, czy służalczej wobec mocodawców napaści czeskiej na Turów. W przeliczeniu na powierzchnię kraju Niemcy zużywają dwa razy, a Czesi niemal dziesięć razy więcej węgla brunatnego niż Polska i to nikomu nie wadzi.

W takich i podobnych sytuacjach ze strony polskiej obserwuje się wyłącznie działania obronne, mało skuteczne, zamiast podniesienia głośnej ofensywy oskarżeń o oczywiste szykany, nadużycia i łamanie prawa.

Straszenie Polexitem z ilustracją brytyjskich kłopotów z paliwem po opuszczeniu Unii, jest zwykłym bluffem. Anglikom paliwa nie brakuje, a jedynie pozbawienie się kierowców cystern (zapewne polskich kierowców) spowodowało kłopoty zaopatrzeniowe.

To nie Polska, to UE, a szczególnie Niemcy, nie mogą dopuścić do naszego wyjścia z tego kołchozu. I to nie tylko ze względów gospodarczej współpracy, wspomagającej niemiecki eksport polskimi dostawami, ale przede wszystkim strachem, że może zagrozić to obecnością “zaprzyjaźnionych” rosyjskich czołgów nad Odrą, nie mówiąc już o masowej i niszczycielskiej fali “imigrantów”.

Tak się stało, że po obaleniu znienawidzonego Trumpa, przyjaciel Biden napompował jeszcze większego przyjaciela Putina petrodolarami przez śrubowanie ceny ropy, do tego stopnia, że mu urosły rogi i rozpoczął działania ofensywne. W tej sytuacji Polska nagle okazała się nie tylko potrzebna, ale i zbawienna, a co najważniejsze – niezawodna. To nie nas, to my możemy straszyć UE Polexitem.

Kiedy pisałem o polskiej dyplomacji, charakteryzującej się szczerością postawy, odniesiono to wyłącznie do przeszłości. Niestety, teraźniejszość niewiele zmieniła, najwybitniejszego podobno polskiego dyplomatę, który miał zadanie łagodzenie niewybrednych, a wręcz brutalnych ataków na Polskę w Izraelu, posłano obecnie do Waszyngtonu. Może tam uda się załagodzić nieprzychylny stosunek do Polski. W tym może pomóc znajomość hebrajskiego, chociaż raczej sądzę, że bardziej przydatny byłby jidisz.

W obecnej sytuacji budowy imperium od Lizbony po Władywostok, Polska pozostaje ostatnią deską ratunku dla powstrzymania przed tym, może jeszcze nie śmiertelnym, ale przynajmniej bardzo niebezpiecznym dla Stanów Zjednoczonych zagrożeniem. Stąd najlepszym polskim dyplomatą w Waszyngtonie byłby nieokrzesany facet walący im prosto w twarz: „Popierajcie Niemcy, a we wdzięczności otrzymacie trzecie supermocarstwo, które może wam zaoferować swoją pomoc w zwalczaniu tego drugiego, ale za cenę waszego podporządkowania. Może też z “drugim” wystąpić przeciwko wam i wtedy już nic was nie uratuje. Macie zatem wolny wybór, albo podporządkowanie, albo zagłada. Jedyną waszą szansą jest tworzenie w Europie związanego z wami układu. Oczywiście możecie liczyć na Wlk. Brytanię, ale ona sama pozbawiła się możliwości gry, izolując się od Europy. Pozostaje środkowa Europa, wspomagana krajami mającymi już dość niemieckiej hegemonii. Takie możliwości istnieją jeszcze, trzeba tylko w to się zaangażować, a nie przymilać się zdeklarowanemu konkurentowi. Zresztą macie doświadczenie, po pierwszej wojnie światowej zainwestowaliście w Niemcy z wiadomym skutkiem, podobnie po drugiej, hodując sobie, może nie żmiję, ale przynajmniej konkurenta.”

Nie ma się tu niczego do stracenia, jak im zależy to, niezależnie od naszych manier, pójdą na współpracę i jeszcze pozwolą na wyduszenie zaangażowania materialnego. Jeżeli uznają, że nie zależy, nie pomogą żadne zabiegi. Tak to wyglądało w przeszłości i tak jest dzisiaj.

Znaleźliśmy się w sytuacji, w której to my możemy straszyć, a nie nas, tylko czy my o tym wiemy?

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka