Andrzej Owsiński
Czyżby było aż tak źle?
Do mojego wpisu na temat Polskiego Ładu otrzymałem sporo komentarzy, w tym wiele intersujących, za co niewątpliwie należą się podziękowania.
Niestety, zarysował się silnie wspólny ton pesymistyczny dla znakomitej większości wypowiedzi. Tym gorzej, że źródłem tego pesymizmu jest w większym stopniu postawa naszych rodaków niż nie sprzyjający nam układ “konstelacji zewnętrznych”. Na podstawie moich obserwacji przebiegu wydarzeń główną przyczynę naszych niepowodzeń widzę w zamierzonych działaniach zespolonych sił zewnętrznych posługujących się zwerbowanymi w Polsce najmitami. Skala tego przedsięwzięcia jest tak wielka że ewentualny “wkład” w nie z polskiej strony nie ma istotnego znaczenia.
Można wprawdzie postawić zarzut, że polscy “jurgeltnicy” współcześni mają większy “dorobek” niż ich poprzednicy z XVIII wieku, ale trzeba mieć na uwadze fakt zupełnie innej pozycji startu. Tamci startowali w państwie niepodległym, jakim jeszcze na początku wieku była Rzeczpospolita Obojga Narodów i ich udział w procesie rozbiorów nie miał decydującego wpływu na bieg wypadków, ustalony głównie w Petersburgu. Natomiast współcześni nie mieli do czynienia z państwem niepodległym, ale z różnymi siłami, które do tej niepodległości dążyły. Mieli zatem w swojej dyspozycji wszystkie elementy, decydujące o losie państwa, przejęte po sowieckiej rezygnacji z rządzenia podległymi państwami. Nie wiemy wprawdzie jakie były warunki owego przejęcia, ale sądząc po wynikach w innych krajach następcy rozporządzali dużym zakresem swobody działania.
Możemy uznać że w 1989 roku zaistniały warunki dla powstania niezależnego państwa, ale na skutek zorganizowanej akcji wewnętrznej pozbawiono się tej możliwości. Istotna była selekcja sił dopuszczonych do wyborów “kontraktowych” w 1989 roku, które nie powinny być uznane jako akt wyborczy, a jedynie jako selekcja z ustalonym z góry wynikiem. Następne wybory parlamentarne też zawierały ograniczenia dyskwalifikujące je jako wolny akt narodu. Szczególnie haniebne było pozbawienie praw wyborczych polskiej emigracji politycznej, a także uprzywilejowanie partii wywodzących się z reżymu peerelowskiego.
Ostatecznie wybory te zakończyły się skandalem w postaci ordynarnego oszustwa odebrania legalnie zdobytych mandatów niezależnemu komitetowi wyborczemu “Chrześcijańska Demokracja”. Zostało to dokonane w sposób jawnie łamiący prawo wbrew orzeczeniu Sądu Najwyższego o uznaniu za zgodne z prawem zdobycie mandatów przez chadecję.
Liczne protesty powyborcze, związane z nadużyciami i oszustwami, dokonywanymi przez wypróbowane w PRL komisje wyborcze, zostały potraktowane jako nie mające wpływu na ich wynik. Mamy zatem dowody na bezprawne początki ustanawiania państwa pod kłamliwą nazwą “III RP”. Jest to działanie typowe dla reżymu bolszewickiego, skąd zostało przejęte przez nową formę władania narodem.
Z uczestnictwa w tym procesie zwanym “transformacją” zostały wyłączone różnymi metodami organizacje niepodległościowe, a przede wszystkim formalna reprezentacja niepodległego państwa polskiego w osobie prezydenta RP na uchodźstwie i powołanego przezeń rządu. Pozbawiono się w ten sposób ciągłości państwowej rezygnując z należnych praw.
Dla niektórych, nawet rzekomo wybitnych prawników, wystarczył fakt przekazania insygniów prezydenckich, mimo że obowiązująca (zresztą do dziś nie uchylona) konstytucja z 23 kwietnia 1935 roku zawiera szczegółowe postanowienia w zakresie przekazania władzy prezydenckiej. Należy tylko wyrazić ubolewanie, że poległy w Smoleńsku prezydent Ryszard Kaczorowski wziął udział w tym żałosnym widowisku, (jeżeli nie użyć wyrażenia dosadniejszego – haniebnym).
Ogromną stratą dla Polski była rezygnacja z dorobku emigracji, a przede wszystkim udziału zasłużonych i obdarzonych odpowiednimi kwalifikacjami ludzi z emigracji. Dotyczy to również działaczy niepodległościowych w kraju, którym udało się przeżyć, a nawet działać na rzecz niepodległości.
“III RP” stała się zatem nie tylko formalnie, ale też i praktycznie kontynuacją PRL, co zresztą zostało zapisane w konstytucji tego państwa z kwietnia 1997 roku. Mieliśmy wobec tego przez 7 lat ciągle obowiązującą stalinowską z pochodzenia konstytucję peerelowską, przyfastrygowaną jedynie do nowych potrzeb.
Z punktu widzenia samej organizacji zarządzania, obecnie stosowana jest jeszcze gorsza od swojej poprzedniczki. Najgorsze było to, że faktyczna władza, pozostająca w rękach pogrobowców PZPR jest kontynuatorem zależności od sił zewnętrznych, z tą różnicą, że oprócz Moskwy doszedł jeszcze Berlin.
Sądząc na podstawie przebiegu wydarzeń, a szczególnie kształtowania rządów w Polsce i ich poczynań, Niemcy praktycznie wyeliminowały Rosję z wpływu na Polskę, co jest powodem putinowskich ataków na wszystko co polskie. Można też w tym widzieć działanie celowe na rzecz niemieckich interesów. Nie wchodząc w niuanse podziału ról na zasadzie: “dobry i zły czekista” widoczne są wyraźnie skutki tych wpływów.
I to właśnie jest przyczyna tak rozpowszechnionego w Polsce nastroju pesymistycznego.
Mamy zatem do czynienia z bardzo niekorzystnymi i niebezpiecznymi objawami w postaci:
- likwidacji autonomicznej gospodarki na rzecz usługowej wobec Niemiec,
- fali bezrobocia jako skutku likwidacji wielu zakładów zmuszającej do emigracji zarobkowej milionów Polaków,
- bezwzględnego ataku na odwieczne polskie obyczaje, które pozwoliły nie tylko na przetrwanie naszej kultury, ale również na podjęcie walki z sowiecką hegemonią zakończonej sukcesem w postaci upadku sowieckiego imperium,
- na skutek działań gospodarczych, socjalnych i celowego niszczenia podstaw moralnych spowodowanie ujemnego przyrostu naturalnego, czyli zapoczątkowanie procesu wymierania narodu,
- intensywnego zwalczanie każdego, chociażby najmniejszego, objawu oporu ze strony polskiej w stosunku do zamierzeń redukcji i podporządkowania Polski dyktatowi niemieckiemu reprezentowanemu głównie przez administrację UE.
Jest to dostateczny powód do nastrojów pesymistycznych, przypominających nastroje po kolejnych, przegranych powstaniach narodowych. Może być jednak potraktowane jako powód do podjęcia walki o uratowanie narodu i odzyskanie jego państwowej niezawisłości. Potrzebna jest tylko powszechna świadomość sytuacji i nie uleganie fałszywej propagandzie o “sukcesach obecnego stanu Polski”.
Na tym tle zdumienie, a nawet ostry sprzeciw, może wywoływać natrętna propaganda prowadzona rzekomo w imieniu obecnych rządów “dobrej zmiany” przez prymitywnych agitatorów rodem z PRL, odnotowująca wyolbrzymione osiągnięcia i pomijająca niepowodzenia. W naszym położeniu właśnie owe “niepowodzenia” czyli totalne ataki na Polskę ze strony zespolonych w tym dziele różnych źródeł, powinny być przedmiotem budowania więzi narodowych w walce o zwycięstwo prawdziwej Polski. Propaganda “sukceu” nie służy dobrej sprawie, powoduje jedynie uśpienie czujności i pogrążenie się w biernym stanie bezbronności.
Przy okazji nasuwa się mała dygresja: w czasie konferencji prasowej Tuska jakiś “dziennikarz” z TVP zadał mu pytanie o pracę i zarobki jego syna. Otrzymał cios w nos w postaci szczegółowego opisu i oczywiście nieprawdopodobnej niskiej płacy. Cała sprawa wyglądała na wyraźnie ustawioną, gdyż ów “dziennikarz” wyszedł jak zmyty. Mamy zatem do wyboru, albo facet jest beznadziejnie głupi, albo sprawa była umówiona. I to wszystko za 15–20 tys. zł miesięcznie z naszych pieniędzy.
A równocześnie ludzie o najwyższych kwalifikacjach w ciężkiej pracy zarabiają niewielki ułamek takich apanaży.
Co jest potrzebne w obecnej sytuacji?
Pełne uświadomienie narodu o stanie w jakim się znajdujemy, a każdy sukces jaki odnosimy trzeba skomentować jako uzyskany zawdzięczając naszej niezłomnej postawie wbrew nieprzychylnym, a często wręcz wrogim posunięciom zewnętrznych sił sprawczych.
Najlepszym przykładem może służyć sprawa obalenia zamysłu wpuszczenia Putina do otwartego rządzenia w UE (dotychczas może to robić jedynie za pośrednictwem Niemiec, a pani Merkel, możliwe iż działając w obawie, że jej następcy nie będą tak przychylni Rosji, postanowiła to sformalizować wykorzystując haniebną usłużność Macrona).
Są zatem określone objawy możliwości przezwyciężenia podłej kondycji całej Europy rządzonej nieformalnym układem niemiecko rosyjskim. Równie nerwowym posunięciem pani kanclerki jest przysłanie do Warszawy swego wysłannika w celu odzyskania “straconego śmietnika”, jak żartował Kaden. Jeżeli odpowiednio spokojnie i rzeczowo wyjaśni się jego rolę to i na tym odcinku pani Angela może ponieść bolesną porażkę.
Mamy zatem możliwości uwolnienia się od ciążących nam sąsiedzkich nacisków przynajmniej na tyle, żeby móc rozpocząć kontrofensywę w sprawie organizacji europejskiej wspólnoty. Możemy nawet podjąć się roli kontynuatorów jej twórców, De Gasperiego, Schumanna i Adenauera, których wielkie dzieło, będące wyrazem chrześcijańskiej kultury europejskiej, zostało nie tylko wypaczone, ale wprost zniszczone przez obecnych władców UE. Mimo potężnych nacisków nie udało się Polski, ale też i kilku innych krajów podporządkować terrorowi nihilizmu kulturowego, tak jak nie udało się to bolszewikom.
Sądzę że to dopiero początek drogi prowadzącej do odrodzenia Europy w duchu jej rodzimej kultury. Jak będzie wyglądać w przyszłości postępowanie ze strony polskiej będzie zależeć od postawy społeczeństwa. Obecnie wszystkie media usiłują wplątać Polaków w wewnętrzne rozgrywki partii, a raczej koterii, a może merytorycznie lepiej – “gangów’ wzajemnie się zwalczających. Typowym objawem tego stanu są ciągłe awantury personalne i maglarska tematyka sporów (można uznać że już nie maglarska, a rynsztokowa).
W Polsce znikła już dyskusja polityczna na rzecz chamskich pyskówek i konkurencji kto komu więcej “dołoży”. Najlepszą reakcją na ofensywę chamstwa i głupoty byłoby całkowite ignorowanie i przedstawianie w postaci choćby wpisów w internecie rzeczywistych problemów z żądaniem rzetelnych odpowiedzi od polityków. W obecnych warunkach nie widzę innej drogi do osiągnięcia dojrzałości politycznej naszego społeczeństwa.
Ludzie instynktownie odczuwają że mają do czynienia nie z prawdziwą troską o dobro publiczne, lecz ze zwykłym oszustwem lub bezdenną głupotą. Najlepszym tego wyrazem jest ciągle niska frekwencja wyborcza, brak bowiem zaufania do całej kasty politycznej.
Stan rezygnacji odbija się też na stosunku do państwa, własnego narodu i perspektyw naszej egzystencji. W tym przedmiocie mamy już dwa pokolenia jakby stracone, mam jednak nadzieję na odrodzenie się w trzecim pokoleniu, które obserwuję na przykładzie moich wnuków i ich środowiska. Ich nastawienie przypomina nieco postawę powojennego pokolenia polskiego, które będąc świadome beznadziejności kontynuowania oporu zbrojnego wobec oczywistej zdrady aliantów, zdecydowało się działać na rzecz polskiej sprawy nie angażując się w haniebną kolaborację z siłowymi i politycznymi przedstawicielstwami sowieckiego władania w Polsce.
Z obecnego, młodego pokolenia najbardziej wartościowi ludzie stronią od angażowania się w polityczną akceptację tej formy życia państwowego z jaką mamy do czynienia, poświęcając się natomiast pracy organicznej na wzór pokolenia pozytywistów. Mimo trudnych warunków życia, niskich zarobków, a szczególnie braku mieszkań dostępnych na przeciętną kieszeń, ludzie ci zakładają rodziny i mają dzieci (moje wnuki już zdążyły mieć po troje).
Natomiast ci, którzy zawdzięczając odziedziczonemu po PRL nepotyzmowi otrzymali w darze wysokopłatne synekury, nie tylko że dzieci nie mają, ale jeszcze traktują Polskę jak dojną krowę lub sienkiewiczowski “postaw sukna”. Podobnie jak ich nomenklaturowi rodzice i dziadkowie.
Dźwigamy ogromny ciężar pozostawiony nam w “resortowym” spadku w postaci mnóstwa pasożytniczych etatów, do czego dochodzą jeszcze posady w spółkach skarbu państwa, a także w przedsiębiorstwach sprzedanych w łapówkarskim trybie za drobne grosze zagranicznym nabywcom z warunkiem zapewnienia synekur.
“Dobra zmiana”, przejmując władzę, przejęła też z dobrodziejstwem inwentarza całą biurokratyczną machinę zapewne z przekonaniem że tak powinno być. Tymczasem jeżeli chce się uczciwie zaprowadzić “polski ład”, to trzeba tę machinę zburzyć i ustanowić racjonalny system zarządzania z prawidłowym doborem kadr, choćby w drodze konkursu. Jest to dzieło znacznie trudniejsze niż wygranie wyborów mając na względzie kilku pokoleniową egzystencję panującego systemu.
Wciągnąć tych wszystkich, którzy pozostają poza życiem politycznym w Polsce z racji nieufności w stosunku do całego układu rządzącego Polską, a jest ich, sądząc po frekwencji wyborczej, w granicach połowy narodu, nie da się za pomocą werbunku partyjnego.
Trzeba wytworzyć atmosferę powszechnej mobilizacji dla wyższego celu, jakim jest obrona naszej tożsamości narodowej i zapewnienie perspektyw rozwojowych. Tylko masowe wciągnięcie ludzi dobrej woli, pozostających poza układami partyjnymi, pozwoli na zwycięskie pokonanie stałych i licznych zagrożeń.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo