Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
2026
BLOG

Miara polskiej naiwności

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 60

Andrzej Owiński

Jaka jest miara polskiej naiwności?

Przegląd ostatnich publikacji to istna jeremiada nad nieszczęśliwymi zdarzeniami, nawiedzającymi stale nasz biedny kraj. Przy czym zestawienie budzi niekiedy zdumienie wyborem faktów, z jednej strony wypomina się naiwność Becka, który dał się złapać w angielską pułapkę “gwarancji” i powiódł nas w piekło II wojny światowej, a z drugiej mamy również dwie daty 4 czerwca, rocznice spreparowanych oszustw, otwarcie dla NS2 i blokadę dla Baltic Pipe, wyrok na Turów, kłopoty białoruskie, no i oczywiście stała dywersja wewnętrzna.

W tych przykrych przeżyciach nikt nas nie wspiera, zostajemy, jak zwykle w naszej historii, osamotnieni. Część tych ataków dotyczy tylko nas, ale te najgroźniejsze skierowane są nie tylko przeciw nam, ale przynajmniej przeciw niemal całej Europie nie wspominając o możliwych i szerszych konsekwencjach.

Taka sytuacja wymaga z pewnością odpowiedniej koncentracji sił, dobrego rozpoznania przeciwnika, a także powszechnej świadomości stanu zagrożeń. Nie musi to oznaczać naśladowania Rosji, stale odgrywającej rolę oblężonej twierdzy po to, żeby własny naród trzymać pod terrorem potrzeby obrony przed dybiącymi na nią wrogami jako remedium na kłopoty wewnętrzne.

Rząd, który stara się nie ulec presji zewnętrznej musi jednak rozmawiać z narodem szczerze, nie ukrywając rzeczywistego stanu i nie malując fałszywych obrazów rzekomych sukcesów. Powinniśmy mieć przede wszystkim rzetelny obraz sytuacji w jakiej znaleźliśmy się. Informacja, że jesteśmy “zawadą w rosyjskim parciu na zachód”, jest z pewnością prawdziwa przynajmniej od czterystu lat, ale na dziś nie jest to problem najważniejszy. Znacznie groźniej wygląda to w obliczu totalnego ataku na naszą kulturę i niemieckiego “drang nach osten” po zwycięskim opanowaniu “westen” Europy. W obu tych przypadkach chodzi w zasadzie o to samo: o podporządkowanie niemieckiemu dyktatowi.

Role poszczególnych krajów zostały dawno rozdane. Kraje zachodnioeuropejskie przekształcono z pięknie rozwijającej się EWG w karny niemiecki obóz, związany przefarbowaną na euro marką. Jak dotąd tylko Anglicy zorientowali się dokąd to prowadzi i wypisali się z tego kołchozu. Cały spadek po sowieckim imperium w Europie wraz z krajami bałtyckimi i pozostałościami po Jugosławii został potraktowany jako swego rodzaju pomieszczenie dla służby obsługującej pańskie salony.

Został dokonany jeden wyjątek w stosunku do Czech, które potraktowano jako kandydata na jeszcze jeden “land”, sięgając chyba do pozytywnych doświadczeń z “protektoratu”. Z całego tego zespołu, ciężko poszkodowanego przez bolszewickie panowanie nie zostawiono w nim żadnej firmy o międzynarodowym zasięgu za wyjątkiem czeskich ze Skodą i Teslą na czele. Oczywiście ich własność przeszła w ręce niemieckie, ale ich czeska marka pozostała.

Znaleźliśmy się zatem w strefie niemieckiej, którą z pewnością będą strzegły kolejne rządy w Berlinie, niezależnie od partyjnego zabarwienia. Z punktu widzenia strategii obrony nie należy wykluczać różnych możliwości, jednak na dziś wiodącą w Europie siłą są Niemcy i nie widać żadnego z państw europejskich, które mogło by je zastąpić. Może to zrobić Ameryka, pod warunkiem znacznie większego zaangażowania niż ma to miejsce obecnie. Prowadzona od kilkudziesięciu lat polityka wycofywania przez kolejne rządy demokratów w Stanach Zjednoczonych doprowadziła do sytuacji paradoksalnej: amerykańskie siły zbrojne w Europie są zmuszone do bronienia antyamerykańskiego spisku niemiecko-rosyjskiego.

Zdawał się to dostrzegać Trump, ale nie dokonał żadnego przewrotu, markując jedynie zmianę kierunków polityki europejskiej przez wyróżnienie Polski, a także symbolicznego poparcia dla Międzymorza i Ukrainy. Można to potraktować jako jedynie działania wstępne, lub oznaka słabości, której dowody dostarcza nam co chwilę Biden.

Na zasadnicze pytanie: „co robić wobec tak niesprzyjających okoliczności?” odpowiedź, wbrew pozorom, jest prosta: budować własną siłę, przyciągając w ten sposób sojuszników spośród krajów również zagrożonych, może nie w takim stopniu co Polska (ostatnio powróciła czkawka “praworządności”). Nieodzowne jest też zabezpieczenie się na wypadek konieczności pójścia na samodzielność gospodarczą.

Nie sądzę wprawdzie, że Niemcy pójdą na koncepcję wyłączenia Polski z UE, gdyż stanowiło by to groźbę naruszenia swoistej “równowagi” w podziale wpływów z Rosją, nie mniej nasza gotowość do samodzielnego funkcjonowania ostudzi zapały w stałym nękaniu Polski.

W tym świetle należy przemyśleć rządowe plany w odniesieniu do kierunków rozwoju. W szczególności dotyczy to projektów związanych z UE z przykładowym CPL. Mam w tym względzie pewne niezbyt miłe doświadczenia. Otóż kiedy po różnych przygodach życiowych wylądowałem w 1950 roku w Szczecinie, bodajże wówczas ze względu na niepewność jego posiadania, najbardziej tolerancyjnym mieście w Polsce, zaproponowałem dyrektorowi Zarządu Portu zorganizowanie narady na temat przyszłości tego portu.

Wygłosiłem na niej referat na temat rozbudowy możliwości wyjścia na świat przez stworzenie warunków dla zawijania transatlantyków, a także roli portu krajów środkowoeuropejskich z Czechosłowacją na czele i połączeniem z budową kanału Odra – Dunaj. Zaproszeni na konferencję Czesi zaaprobowali tę koncepcję mając też na względzie stworzenie czeskiej strefy portowej, a nawet ich własnej floty morskiej.

Zaoferowano też miejsca w polskich szkołach morskich.

Była też propozycja zaproszenia Niemców (“enerdowców”), jednakże z uwagi na ciągłe jeszcze kontrowersje, a szczególnie ewentualną propozycję powrotu Szczecina do roli “portu Berlina”, zrezygnowano z ich udziału. Czesi natomiast z polskimi propozycjami pobiegli do Moskwy, która do takiej koncepcji wniosła zastrzeżenia i mimo, że wybudowano im “Czeski port” w Szczecinie, a nawet stworzono zaczątek floty handlowej, to wyraźnie niechętnie korzystali z tej oferty, zmuszając w końcu do rezygnacji z czeskiej strefy. Jeden z przedstawicieli czeskich tłumaczył mi ten brak zainteresowania formalnie różnicą w kongestii między Szczecinem, a Hamburgiem. A ponadto dodał, że jednak jest różnica pobierania diet w markach w stosunku do złotówek nie mówiąc już o “przychylności” kontrahentów niemieckich.

Po aferze turowskiej chyba trzeba być szczególnie uwrażliwionym na sprawy doboru sojuszników.

Również problem wyboru kierunków rozwoju gospodarki musi uwzględniać w pierwszej kolejności nasze własne potrzeby o czym niedawno miałem okazję pisać. Dla kraju wielkości Polski niezbędne jest posiadanie własnej produkcji urządzeń potrzebnych podstawowym gałęziom gospodarki, utrzymaniu infrastruktury i obronności. Nie wyklucza to możliwości rozwoju w kierunku najbardziej zaawansowanych technologii w różnych dziedzinach, wymaga jednak przygotowania bazy naukowo-technicznej znacznie bardziej rozwiniętej. Dopóki jednak najzdolniejsi absolwenci naszych uczelni będą emigrować, nie zdołamy wyjść ze stanu naśladownictwa.

Przeszkodą jest organizacja prac badawczo rozwojowych, dziedzictwo biurokracji peerelowskiej z PANem na czele.

U podstaw polskiej polityki we wszystkich dziedzinach powinna znaleźć się pełna świadomość naszego położenia i wynikających stąd bezpośrednich zagrożeń. Agresor, który głośno manifestuje swoje nastawienie, nie musi być groźniejszy od tego, który udaje przyjaciela, ale chce nas po prostu zlikwidować jako samodzielne państwo i już bez sięgania do fizycznej przemocy ma w tym względzie znaczne osiągnięcia.

Trzeba również uwzględniać zdolność wykonawczą określonego kierunku działania. W tym zakresie Niemcy są bezkonkurencyjne i dlatego należy wytężyć wszystkie siły dla odparcia tego rodzaju agresji jaka jest wykonywana różnymi środkami przeciwko Polsce. Nawet traktując wzorem Piłsudskiego potrzebę utrzymywania – “równych odległości od Berlina i Moskwy” należy uznać, że możliwości Niemiec są nieporównywalnie większe od rosyjskich i że nie wolno nam ulegać złudzeniom.

Należy również stanowczo zwalczać dywersję wewnętrzną, która pod pozorem opozycji broniącej “wolności” dąży do niszczenia polskiej siły oporu, niezbędnej dla zachowania naszej tożsamości narodowej. Sytuacja jak w XVIII wieku, najgroźniejszy agresor jest już u nas w kraju i naszym obowiązkiem jest go usunąć.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (60)

Inne tematy w dziale Polityka