Andrzej Owsiński
“Ład” - żeby Polska była polską!
Ścigamy kapitalizm zachodni, dobrze, że nie ścigamy się z nim, tak jak za Gomułki: “kapitalizm stoi nad przepaścią, ale my go prześcigniemy”. Jest jednak w tym źdźbło prawdy w postaci grożącej przepaści dla państw “nadopiekuńczych”. Próby ich dogonienia grożą katastrofalnymi konsekwencjami, gdyż przy obecnym poziomie efektywności polskiej gospodarki nie jesteśmy w stanie uzyskać dochodów zdolnych do pokrycia kosztów opieki na miarę Europy zachodniej.
Muszę przyznać, że mam duże zastrzeżenia do rozdawnictwa dóbr, gdyż zbyt często wpada ono w niepowołane ręce. Ogromny nacisk imigracyjny w krajach rozwiniętych nie wynika z poszukiwania pracy, ale głównie z “darmochy” i w Polsce nie brakuje wyłudzaczy nienależnej pomocy państwa.
Dla porządku prawnego i moralnego znacznie lepiej byłoby stworzyć warunki do podjęcia pożytecznej pracy, gwarantującej możliwość utrzymania rodziny. Sądzę że przy tym koszcie, a nawet niższym niż rozdawnictwo dochodu narodowego, można współcześnie zapewnić takie warunki, a pomoc ograniczyć do skrajnych przypadków, kiedy rzeczywiście nie może się pracować zarobkowo, lub w sytuacji posiadania licznego potomstwa przy umiarkowanych zarobkach.
Dążenie do udzielania pomocy najuboższym jest z pewnością godne szacunku, ale zawsze lepiej jest dawać wędkę niż rybę. Rozumiem że tą “wędką” ma być pomoc małym i średnim przedsiębiorcom, kiedy jednak o nich mówimy, to musimy mieć na względzie, że nie mogą one ani się rozwijać, ani nawet egzystować bez odbiorców ich produktów.
Miłośnicy tej tendencji powołują się często na fakt że w Japonii około 50 % narodowego produktu wytwarzają “mali i średni”. Nie wspominają jednak, że większość ich produkcji odbierają wielkie koncerny i bez nich nie mogli by egzystować, nie mówiąc już o różnicach w definiowaniu tego pojęcia (w Japonii do średnich zalicza się przedsiębiorstwo zatrudniające 500 pracowników). W Polsce też drobni wytwórcy są głównie dostawcami dużych , tylko, że ze względu na brak polskich wielkich przedsiębiorstw są nimi zagraniczne, głównie niemieckie.
Nie miejmy złudzeń, bez wskazania perspektyw zbytu nie można propagować rozwoju wszelkiej produkcji. Tak się składa, że na skutek likwidacji polskich wytwórców nasze rolnictwo, transport, budownictwo i wiele innych dziedzin posługuje się importowanymi maszynami. A przecież w wielu dziedzinach mieliśmy osiągnięcia nieźle zapowiadające możliwości rozwojowe i skuteczną konkurencję.
Z mojej przeszło półwiekowej praktyki pracy w gospodarce wytwórczej, ale też i placówkach naukowo badawczych, mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że wiele wyrobów polskich nie ustępowało zachodnim przy znacznie niższych cenach. Zastrzeżenia były głównie do jakości użytych materiałów, a też i niechlujstwa w wykonaniu pracujących na akord ilościowy wytwórców.
Dotyczyło to przede wszystkim najważniejszego surowca dla przemysłu maszynowego – stali. Produkowaliśmy jej prawie 20 mln ton rocznie, ale jak informował mnie główny inżynier Biprohutu, prawie trzy czwarte z tego miało zaburzenia strukturalne, obniżające jej wartość.
Obawiam się, że bez uruchomienia produkcji wielu potrzebnych gospodarce polskiej wyrobów nie będziemy w stanie osiągnąć odpowiedniego przyrostu produkcji i miejsc pożytecznej i godziwie wynagradzanej pracy, ażeby spełnić ambicje wzrostu jakości naszego życia. Szczególnie istotne jest popieranie rozwoju i radykalnej poprawy warunków egzystencji polskich rodzin.
Z dużą satysfakcją odnotowuję rezygnację z państwowych planów budowy “tanich” mieszkań na wynajem. To nie mogło się powieść, a trzeba w pierwszej kolejności promować budownictwo własne różnymi metodami dla polskich rodzin. Mamy najgorszą sytuację mieszkaniową w całej UE, zaległości sięgają PRL i wymagane jest budowanie około 300 tys. mieszkań rocznie, żeby w możliwie szybkim czasie nadrobić zaległości.
Nie mamy przyrostu naturalnego, a skąd go mamy mieć skoro blisko 40% młodych ludzi w wieku do 35 lat zmuszonych jest do mieszkania z rodzicami w ciasnych klitkach budowanych jeszcze za Gierka. Na tym tle niepokoi mnie preferencja domów o powierzchni 70 m2. Jest to, jak mawiał mój nieżyjący już od wielu lat przyjaciel – Konrad Kierkowski o budownictwie mieszkaniowym PRL – “nędza w założeniu”. Nie trzeba domów dla rodzin budować przez państwo, należy ułatwić, a przede wszystkim nie utrudniać, czym głównie zajmują się instytucje nadzoru budowlanego, budownictwa własnego zainteresowanych i to w rozmiarach im odpowiadających, a nie zadekretowanych.
Niewątpliwie potrzebne jest wytworzenie atmosfery zapału w kierunku budowy własnego domu, tak jak było to przed wojną i jak jest jeszcze dziś na polskiej wsi i w małych miejscowościach. Bardzo temu sprzyjają telewizyjne scenki ukazujące szczęśliwe życie rodzinne w swoich domkach z ogródkiem, a także doświadczenia z pandemii, którą w takich warunkach zupełnie inaczej się przeżywa.
Nachalnej i obscenicznej propagandzie antyrodzinnej należy przeciwstawić piękny obraz prawdziwego, polskiego domu. Można takiej propagandzie postawić zarzut, że państwu, czyli władzy go reprezentującej, zależy nie na szczęściu, ale na potrzebie rąk do pracy i wojowania.
Otóż współcześnie nie jest to tak potrzebne, w tych celach można człowieka zastąpić robotem, chodzi o coś znacznie ważniejszego: - o taką organizację życia ludzkiego, ażeby były warunki dla kultywowania naszej chrześcijańskiej i narodowej kultury, bez której nie da się prowadzić przynajmniej znośnego życia. Moje, niemal wymarłe, pokolenie odczuło to bardzo boleśnie.
Państwo nie musi, a nawet nie powinno starać się o zapewnienia ludziom szczęścia, ale może wiele pomóc ażeby ludzie organizowali sobie życie według własnych potrzeb i dążeń. Mieszkanie w ciasnych klitkach blokowiska nie sprzyja normalnemu rozwojowi człowieka, a jest przyczyną wielu patologii.
Ostatecznie jest to, a właściwie powinna być, sprawa wyboru, tego nie można narzucać, tylko wskazać wady i zalety.
Komuś kto uznaje, że życie ludzkie jest tyle warte, ile się użyje, można tylko zwrócić uwagę na gorzkie tego skutki na starość. Przed młodymi warto jest roztoczyć perspektywy piękna życia rodzinnego, wspomagając w uzyskaniu materialnych warunków do tego życia.
W moim przekonaniu “Polski Ład” nie musi zawierać szczegółowych rozwiązań problemów, wystarczy nakreślenie kierunków działania i ukazanie celu, a szczegóły ujawniać w chwili możliwości posiadania pewnych i dokładnych informacji.
I tak np. kwotę wolną od opodatkowania można określić w chwili opracowania budżetu na następny rok. Owe 30 tys. zł to jest wprawdzie znacznie więcej niż obecne, ale można konkretną kwotę zróżnicować w zależności od poziomu globalnych dochodów budżetowych.
Obecnie Polska legitymuje się najniższym poziomem kwot zwolnionych od podatku, za nami już tylko Rumunia i Litwa, natomiast obecne 704,30 euro w zestawieniu z niemieckim 8 150 euro, nie mówiąc o cypryjskim 19 500 euro przedstawia się bardzo mizernie.
Nie jest natomiast dobrym zjawiskiem dążenie na każdym kroku do “urawniłowki” działa to przeciwko ludzkiej inicjatywie i pracowitości. Wystarczy zróżnicowanie poziomu opodatkowania, chociaż i to wywołuje protesty przez wskazywanie, że lepiej zarabiający i tak muszą więcej podatku zapłacić, nawet przy liniowym obciążeniu.
Problem leży w czymś innym, a mianowicie w poziomie wynagrodzeń ustalanych arbitralnie. Obecne zróżnicowanie płac w Polsce woła o pomstę do nieba, nagromadziło się bowiem tyle incydentalnych rozwiązań, niespójnych z całością zagadnienia zarobków w kraju, że wymaga to globalnego rozwiązania.
Warto żeby nowy ład po nie sięgnął, będzie to miało kolosalne znaczenie dla uzdrowienia stosunków nie tylko zatrudnienia, lecz też i społecznych w Polsce.
Cel który chce się osiągnąć musi uwzględniać nasze obecne położenie w środowisku z którym jesteśmy związani. Jesteśmy z jednej strony w UE i musimy dbać o pewną równowagę w zakresie stosunków materialnych, politycznych i społecznych, przy zachowaniu naszej narodowej tożsamości, a z drugiej strony sąsiadujemy aż z trzema krajami spoza UE i powinniśmy uwzględniać wynikające z tego zadania.
Musi być widoczna coraz większa różnica w poziomie życia, jest to najlepsza forma propagandy przeciwko rosyjskiej ekspansji na zachód. Nawet nie bardzo zdajemy sobie z tego sprawę, że gdyby nie ten czynnik to Ukraina już dawno znalazłaby się w moskiewskich łapach.
W stosunku do Białorusi nie potrzebna jest “demokratyczna” agitacja Biełsatu, wystarczy że Białorusini w Polsce będą się lepiej czuli w swoim narodowym charakterze niż na intensywnie rusyfikowanej Białorusi, niezależnie oczywiście od różnicy w poziomie życia.
Postawa narodu białoruskiego jest niewątpliwym polskim sukcesem, ale nie działalności rządowej, względnie reprezentacji polityki unijnej, lecz po prostu stosunków międzyludzkich, osiągnięć w organizacji życia społecznego, a także przykładu w jakości bytowania. Nie musimy głosić wojny z Łukaszenką, ale dbać o interesy wielkiej masy Polaków na Białorusi, znacznie lepiej usytuowanych niż nasi rodacy na Ukrainie.
Potrzebny jest też znacznie większy wpływ Polski na gospodarkę obydwu krajów, ten postulat powinien też znaleźć się w pakiecie ładu. Nie możemy wyeliminować rosyjskich wpływów, które opierają się na uzależnieniu od dostaw gazu i ropy, ale możemy przyczynić się do tworzenia ich własnej gospodarki opartej na kooperacji z Polską i innymi krajami Europy.
Intensywny rozwój polskiej gospodarki musi znaleźć wyraz w rosnącej współpracy z sąsiadami, przy okazji można nadmienić, że jest to pewniejsza droga do ocalenia niektórych z nich od rosyjskiej, lub niemieckiej hegemonii, aniżeli demonstracje polityczne, za którymi nie idą konkretne rozwiązania.
Wszystkim, którzy chcą budować Polskę zasobniejszą i zdolną do obrony swojej tożsamości, należy się szerokie poparcie w tym dziele. Podstawowym warunkiem powodzenia tego dzieła nie są wcale kredyty czy nawet “darowizny” unijne, lecz postawa narodu świadomie dążącego do budowania własnego, niezawisłego państwa jako prawdziwie polskiego domu.
Inne tematy w dziale Polityka