Andrzej Owsiński
Obostrzenia pandemiczne egzekwować!
Nie oglądam specjalnie telewizji poza informacją o pogodzie i niektórymi sprawozdaniami sportowymi, ale dziś „po pogodzie” pilot zatrzymał się na sprawozdaniu na bieżąco z manifestacji ulicznych. Pokazano całkiem spory tłumek młodzieży z różnymi napisami na kawałkach tektury, tak jak można było się zorientować, większość z tych napisów nie dotyczyła treści orzeczenia TK, ale raczej wyrażała wolę odbycia stosunku seksualnego z władzą, a szczególnie niektórymi jej przedstawicielami. Wyrażane to jest w formie używanej przez zapijaczony „margines społeczny”.
Jeżeli na tym ma polegać „protest społeczny” to gratuluję inicjatorom i oczekującym na beneficja polityczne z racji tego typu wystąpień.
Sądząc z wieku i aparycji protestujących, ani się nie orientują o co chodzi, ani nie interesuje ich nic poza „zadymą”, chyba że chodzi o element wynajęty, który wie że ma się jak najgorzej wyrażać o władzy i jak najczęściej używać wyrazów uznawanych powszechnie za wulgarne i nie przystające do protestów politycznych.
Niestety po „taśmach Sowy” język rynsztoka stał się ulubionym sposobem wyrażania swoich emocji / bo nie stanowiska/ wielu „działaczy politycznych”.
Możemy zatem śmiało określić że poziom dużej części tego co nazywa się polską „sceną polityczną” dotarł do rynsztoka i to jest chyba jedyna propozycja jaką może ona zaoferować wyborcom.
Jest to jedna strona tego paskudnego obrazu, druga, bodajże gorsza polega na masowym i bezkarnym łamaniu przepisów antyepidemicznych przy narażaniu ludzi, głównie wprawdzie beznadziejnie głupiej młodzieży, ale przecież też wymagającej ochrony przed zakażeniem.
Gęste skupienie paru tysięcy osób musi statystycznie przynieść rezultat w postaci rozprzestrzenienia zarazy. Jest na to skuteczny sposób: rozpędzenie zbiegowiska w chwili jego powstawania i bezwzględnego nakładania kar.
Organizatorzy tego rodzaju przedsięwzięć powinni za samo zwoływanie zbiegowisk ponieść kary i to nie zwykłe mandaty, których odmawiają przyjęcia, ale sankcje karne za narażanie zdrowia i życia ludzkiego.
Jeżeli istnieje zakaz urządzania zgromadzeń to powinien obowiązywać wszystkich.
Niestety władza przy tej okazji kompromituje się, zakazuje bowiem odwiedzania cmentarzy, żeby nie tworzyć tłumu, chociaż na cmentarzu ludzie z natury są rozproszeni, a dopuszcza do gęstych zbiegowisk.
Można zresztą wizyty cmentarne rozłożyć na kilka dni i wykluczyć zagęszczenie posługując się na przykład kluczem literowym od nazwiska osoby pochowanej.
Podobnie jak w swoim czasie było z używaniem samochodów w mieście.
Ostatecznie mimo całej przykrości tego zakazu można uznać jego logikę, ale brak konsekwencji w stosunku do antyrządowych demonstracji, prowadzonych zresztą w niedopuszczalnej formie, wystawia jak najgorsze świadectwo władzy.
Postawa odpowiedzialnych za przestrzeganie prawa, a nakazy przeciwepidemiczne są prawem, może nasuwać jak najgorsze podejrzenia – zwykłego tchórzostwa, lub – co gorsze perfidnego działania w kierunku pokazania światu, a szczególnie polskiemu społeczeństwu z jaką hołotą ma się do czynienia jeżeli chodzi o opozycję.
I jedno i drugie jest niedopuszczalne i wymaga wyciągnięcia konsekwencji służbowych z niewypełnienia obowiązków.
Wszystko to co napisałem jest mimo całej swej szkodliwości tylko fragmentem znacznie poważniejszego zagadnienia, a mianowicie tego co się nazywa świadomością społeczną.
W moim przekonaniu cała sprawa protestów tak jak i wielu innych działań jest fragmentem znacznie szerszego programu jakim jest próba obalenia nie tylko obecnej władzy w Polsce, ale przecież zamachem na naszą kulturę.
Trzeba jednak przyznać że akurat w tej sprawie posłużono się dość nieszczęśliwą próbą rozwiązania prawnego.
Już Rzymianie mimo całego swego pogaństwa i innego niż my dziś traktowania życia ludzkiego, stosowali zasadę „nasciturus pro iam nato habetur quotiens de promotis eius agitur” / dla tych co mieli szczęście nie uczyć się łaciny oznacza to po polsku mniej więcej: „ten który ma być narodzony traktowany jest jako już urodzony ilekroć chodzi o jego dobro”/.
Można zatem uznać że życie jest jego dobrem, które powinno być chronione.
I tyle, reszta należy do lekarza specjalisty, albo nawet konsylium lekarskiego i sędziego, którzy powinni też mieć na uwadze zasadę ograniczenia możliwości ratowania życia jednego człowieka kosztem życia drugiego.
Próba szczegółowego określania w prawie co jest, a co nie jest jego dobrem tworzy niebezpieczną kazuistykę i daje szerokie pole do nadużyć.
Jeżeli Rzymianie potrafili ten problem właściwie ustawić to my mając na względzie nie tylko religijne przesłania czy nakazy, ale nawet dla nie poczuwających się do przestrzegania nakazów religijnych, powinniśmy to dobro jeszcze nienarodzonych tym bardziej uwzględniać.
Zdania lekarskie mogą być różne, sędziowie którzy stanowią wybraną kastę społeczeństwa, odpowiednio honorowaną muszą posiadać zdolność wydawania wyroków zgodnie z cytowanym przesłaniem.
Próby wyszykowania im przez prawodawcę „gotowca” sprowadzają rolę sędziego do poziomu kapralskiego wykonawcy, a nie decydenta z kilkunastotysięcznym uposażeniem.
Takimi kapralskimi wykonawcami to sędziowie byli traktowani w PRL i dlatego marnie im płacili, podobnie zresztą jak większości pracujących.
Przepis prawa o ochronie życia jest całkowicie wystarczający, problem leży w jego wykonaniu, jedno jest pewne: - nie możemy być gorsi od Rzymian.
Zastanawia mnie dość liczny udział młodzieży w tych rozróbach nie wyglądającej na typowych chuliganów szukających okazji do awantury. Są tacy którzy posądzą o zwykłe przekupstwo, czego przed wielu laty sam byłem świadkiem jadąc pociągiem z Danii do Hamburga. W przedziałach drugiej klasy jechała gromada młodzieży dość hałaśliwej. Jakaś pani nie wytrzymała tego i przyszła do mego przedziału pierwszej klasy opowiadając że młodzi ludzie, uczniowie liceum jechali na jakąś manifestację w Hamburgu oświadczając szczerze że treść tej manifestacji ich nie interesuje, ale płacą im za podróż i po 100 marek za udział. Hasła jakie mają wykrzykiwać otrzymają na miejscu i dyrygentów kierujących tłumem.
Nie wiem w jakim stopniu ten proceder jest uprawiany w Polsce, ale nie wykluczam takiej możliwości.
A to już byłoby świadectwem niebezpiecznej organizacji, myślę że warto ten wątek prześledzić –„is fecit cui prodest”, dobrze byłoby wiedzieć komu to służy, oczywiście poza ogłupiałym motłochem i jeszcze głupszymi celebrytkami.
Spotkałem się ze zdaniem że cała akcja została wywołana celowo przez władze w celu skompromitowania totalnej opozycji.
Uznaję to za idiotyzm, władza która posuwa się do takich działań musiałaby pochodzić z ośrodków zmierzających do obalenia naszej kultury, której w Polsce jeszcze usiłujemy bronić w odróżnieniu od Europy zachodniej chyba już definitywnie upadłej mając na względzie ostatnie oświadczenie Macrona w sprawie morderstw uprawianych pod hasłem wojującego islamu.
Przebieg tej akcji stanowiącej jedynie fragment wojny wypowiedzianej nam wszystkim przyznającym się do polskiej formacji kultury związanej szczególnie z nauką Chrystusa, co podkreślał Prymas Tysiąclecia mówiąc o narodzie „ochrzczonym” i św. Jan Paweł nasz papież, świadczy o pewnym stanie zmęczenia władzy szukającej rozwiązania kompromisowego.
W tej sprawie nie ma i nie może być kompromisu, albo jesteśmy ludem chrześcijańskim, albo nas nie ma, co zresztą dotyczy całej Europy.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo