Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
226
BLOG

Wizyta prezydencka - czyj sukces?

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Andrzej Owsiński

Wizyta prezydencka, czyj sukces?

Nie ulega wątpliwości że obydwu prezydentów, z których jeden może pochwalić się faktem posiadania sojusznika lojalnego wbrew grymasom i nieuzasadnionym pretensjom ze strony innych sojuszników dotychczas korzystających jedynie z przywilejów natomiast uchylających się od obowiązków.

Drugi zaś może potwierdzić swoją rosnącą pozycję wśród grona sojuszników co przyniesie wymierne i niewymierne korzyści dla swojego kraju.

Miarą tego sukcesu może być totalny atak całej światowej „lewizny” zarówno na sam fakt wizyty jak i na poszczególne jej elementy.

Nie wdając się w polemikę z tym całym jazgotem chciałbym stwierdzić z wiekowej wysokości mojego pola widzenia, jakie są rzeczywiste walory tego spotkania.

Z wizyt polskich przedstawicieli u prezydenta Stanów Zjednoczonych utkwiła mi w pamięci wizyta Mikołajczyka u Roosevelta w 1944 roku / już po Teheranie/.

Mieliśmy wówczas niezbyt wyraźne pogłoski na temat decyzji które tam zapadły, a ich niekorzystny dla Polski wydźwięk potwierdzało zdanie człowieka który najwyraźniej odgrywał rolę łącznika między KG AK a kresową akcją KN „Uderzeniowych Batalionów”. Był to porucznik „Janek”, który nie afiszował się swoja misją, ale z tego co przekazywał, nie wszystkim zresztą, wynikało że jest znakomicie poinformowany. Mieliśmy z nim szczególne relacje gdyż przebywał u nas kilkakrotnie. Zorganizowaliśmy mu punkt kontaktowy z kolejarzami którzy dostarczali korespondencje z Warszawy.

Po aresztowaniu Grota, na pytanie kto teraz będzie dowodził AK odpowiedział że „kawalerzysta” z Krakowa na długo przed nominacją Bora.

Po Teheranie, zapytany o opinię – odpowiedział że będziemy musieli oddać Sowietom znaczną część naszego wschodu w zamian za rekompensatę na zachodzie.

Byliśmy tą wiadomością wstrząśnięci i uznaliśmy, że nie można zgodzić się na uszczuplanie zwycięskiego kraju, najwierniejszego z wiernych / których zresztą nie było tak wielu/.

Na tym tle wizyta u Roosevelta zakrawała na zwykłe oszustwo, a jego zapewnienie o tym że o Polsce „ nie zapomni” było po prostu kpiną.

Opowiadał nam później o przebiegu tej wizyty jej uczestnik Erazm / gen. Tatar/ nie ukrywając obrzydzenia w stosunku do postawy czterokrotnego prezydenta USA.

Może nieco lepiej wyglądała wizyta Sosnkowskiego zaproszonego przez Eisenhowera, o której niedawno pisałem. Wprawdzie Sosnkowski prezydentem nie był, ale prawa do reprezentowania Polski nikt mu nie odmawiał

Mieliśmy w historii stosunków polsko amerykańskich sporo wizyt, niektóre w szczególnie przyjacielskiej atmosferze, tylko realnego wymiaru ich skutków trudno się doszukać.

W odróżnieniu od przeszłości w tym przypadku mówi się o konkretach, może nie wszystkich one zadawalają, ale porównawczo stanowią zupełnie inną wartość.

Zgłaszając jakiekolwiek pretensje trzeba mieć na uwadze że mamy do czynienia z konkretami w postaci obecności wojsk amerykańskich w Polsce, dostaw gazu, realnego wsparcia w istotnych dla nas sprawach, jak choćby bałtyckiej rury, rozwoju najnowszych technologii czy Międzymorza .

Możemy oczywiście narzekać że nasze oczekiwania są znacznie większe, lub że sprawa wiz, tak późno załatwiona, ma wydźwięk żenujący itd.

Ja sam uważam że jesteśmy znacznie opóźnieni w rozwoju stosunków polsko amerykańskich, ale winę za to ponoszą ci którzy teraz wybrzydzają.

Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy, a mianowicie dobór sprzymierzeńca, który w historii nie raz nas zawiódł, a teraz wystarczy że Trump przegra wybory i cały dorobek może przepaść, nie mówiąc o tym że i Trumpowi w razie zwycięstwa może nadarzyć się okazja do poświęcenia Polski na rzecz innych układów amerykańskich.

To wszystko jest możliwe, trzeba jednak widzieć sprawy w szerszym aspekcie: - jaki mamy wybór układów sojuszniczych dla Polski z pominięciem USA?

Z drugiej strony amerykańska obecność w Europie jest również elementem ich własnej obrony i posiadanie na tym obszarze lojalnego sojusznika ma dla Waszyngtonu konkretną wartość.

Jeżeli ktoś ma wątpliwości czy zastrzeżenia z punktu widzenia dobra Polski i z tym poglądem można dyskutować szukając optymalnego rozwiązania. Nie można dyskutować jednak z ludźmi wynajętymi dla kontynuowania w Polsce oczywistej przemocy w obcym interesie.

Jest to trochę jak z porównaniem przebywania w Polsce armii sowieckiej i amerykańskiej, każdą można określić jako „obcą” tylko że na podstawie porównania skutków rezydowania w Europie zachodniej armii amerykańskiej ze skutkami rezydowania w Europie wschodniej armii sowieckiej – możemy chyba ocenić dość wymowne różnice.

Niektórzy kwitują wizytę waszyngtońską jako gest wzajemnego podpierania się dwóch słabnących kandydatów do reelekcji.

W tym zakresie mogę wyrazić takie zdanie że dla reelekta w Polsce ta wizyta wykazała że różnica między jego pozycją polityczną, a pozostałymi kandydatami jest niebotyczna. Szkoda tylko że nie poruszono tego podstawowego dla bytu Polski tematu w czasie debaty prezydenckiej podstawiając jakby celowo dla „wyrównania szans” tematy zastępcze.

Znalazła się jednak okazja zawdzięczając inicjatywie Trumpa i to jest dla Polski istotne.

Dlatego też szukając tego kto odniósł sukces można pominąć sprawy personalne, ale stwierdzić trzeba że zarówno dla Polski jak i dla Ameryki jest to zdarzenie pożyteczne i warte kontynuowania.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka