Andrzej Owsiński
Czy w „III RP” jest miejsce dla niepodległej Polski?
Wypowiedź Romualda Szeremietiewa na temat KPN i jej twórcy Leszka Moczulskiego, a także komentarze do mojej publikacji pt. „Myślenie kategoriami „III RP”, skłaniają mnie do szerszego potraktowania problemu naszej niepodległości.
Trzeba chyba zacząć od stwierdzenia, że pojęcie niepodległości państwa należy traktować podobnie jak panieńską cnotę, czyli jest albo jej nie ma – tertium non datur.
Jednakże można mieć zdanie odmienne traktujące bardziej swobodnie to pojęcie określając że niepodległość może mieć swoją gradację.
Nie wchodząc w spór teoretyczny można dla celów praktycznych przyjąć że warunkiem bycia państwem niepodległym jest wyłącznie własna decyzja o tym co obowiązuje w państwie. W przypadku zobowiązań międzynarodowych nabierają one mocy wykonawczej w trybie stanowienia prawa krajowego.
Naród polski jest szczególnie wrażliwy na sprawy związane z poczuciem niepodległości i to nie tylko w związku z rozbiorami, które w myśl umowy petersburskiej likwidowały na wieczne czasy państwo polskie, ale też i z różnego rodzaju formacjami państwowymi powstałymi na terenie Polski wbrew zobowiązaniom rozbiorowym.
Mieliśmy najpierw „Księstwo Warszawskie” powołane przez Napoleona w pokoju tylżyckim z nadaną przezeń konstytucją. Było to swoiste dominium francuskie z samodzielnym rządem polskim, ale w sprawach wojskowych i polityki zagranicznej uzależnione od Francji.
Ten „dar” Napoleona został przyjęty przez polskie społeczeństwo z mieszanymi uczuciami od bezkrytycznego entuzjazmu do stanowczego sprzeciwu w stosunku do tak „haniebnego” potraktowania Polski.
Nadzieje na odbudowę Polski suwerennej pojawiły się chwilą ogłoszenia „wojny polskiej” jak się o niej wyrażał sam Napoleon, czyli wyprawy na Moskwę.
Niezależnie od wszystkich okoliczności „Księstwo” zrealizowało zadanie konstytucji 3 Maja organizując niemal stutysięczną polską armię, czego nie zdołała dokonać Polska przedrozbiorowa mimo ze była znacznie większa od tworu napoleońskiego /nawet po pierwszym rozbiorze/.
Napoleon licząc na porozumienie z Aleksandrem I nie zdobył się na ogłoszenie restytucji państwa polskiego po zajęciu jego wschodnich posiadłości. Spodziewał się wprawdzie polskiego powstania na kresach, ale w warunkach braku z jego strony wyrażenia dobrej woli w tym przedmiocie, nie można było oczekiwać zbyt daleko idącego zaangażowania ze strony polskiej.
Księstwo Warszawskie wprawdzie padło w wyniku klęski Napoleona, ale idea pozostała i na Kongresie Wiedeńskim zostało powołane „Królestwo Polskie” z carem jako królem, ale z rządem polskim. Formalne i praktyczne ograniczenia możliwości działania polskiego rządu i innych instytucji były znacznie większe niż w wypadku Księstwa, a ponadto miały tendencje rosnące.
I to była główna przyczyna spontanicznego poparcia ludu warszawskiego dla zrywu podchorążych, a w konsekwencji wybuchu powstania listopadowego.
Niezależnie od mankamentów „królestwa kongresowego” miało ono znaczne sukcesy szczególnie w rozwoju gospodarczym i szkolnictwa z warszawskim uniwersytetem, politechniką i pierwszą w Europie wyższą szkołą rolniczą na czele.
Stan gospodarki pozwalał na prowadzenie wojny z całą rosyjską potęgą przez prawie rok i to mimo wielu błędów, a nawet niechęci do jej prowadzenia przez dowódców wojskowych nie mówiąc już o wypadkach zwykłej zdrady.
Nie wiadomo jak dalej potoczyły by się losy tego królestwa, ale istniała szansa na powstanie prawdziwego „Piemontu” przy kontynuowaniu tej linii rozwojowej którą prowadzili Drucki – Lubecki i ks. Adam Czartoryski.
Upadek powstania spowodował praktyczną likwidację autonomii królestwa przez „żandarma Europy” Mikołaja I, a po powstaniu styczniowym nawet pozbawiono go nazwy zmieniając na „Prywislinskij kraj” i wprowadzając totalną rusyfikację.
Na tym tle i w zestawieniu z pruskim zamordyzmem, stosunki w zaborze austriackim w którym Małopolskę przekształcono w „Galicję”, można traktować jako ostoję polskości. Z polską obsadą urzędów, szkolnictwem, instytucjami nauki i kultury z dwoma uniwersytetami, politechniką i innymi wyższymi uczelniami była to główna kuźnia kadr dla przyszłej Polski.
Mimo podjętych starań nie udało się stworzyć z niej autonomicznego kraju na wzór Węgier, ale i tak siła jego polskości stale rosła.
Powołanie przez cesarzy Niemiec i Austrii „Królestwa Polskiego” przyniosło wielkie rozczarowanie zarówno zakresem autonomii jak w szczególności potraktowaniem w brzeskiej umowie z bolszewikami.
Uznając negatywną ocenę tego tworu to jednak trzeba przyznać że decyzja Rady Regencyjnej o uniezależnieniu Królestwa od Niemiec i przekazanie władzy Piłsudskiemu symbolizującemu walkę o niepodległość Polski – otworzyła drogę do budowy państwa suwerennego.
Zapewne znajdą się tacy którzy stwierdzą że lepszym rozwiązaniem byłoby ogłoszenie restytucji „Rzeczpospolitej Obojga Narodów” nawet z powierzeniem regencji Piłsudskiemu jako potomkowi książęcej rodziny Ginetów
Sytuacja nie była łatwa, na większości obszarów Polski byli jeszcze Niemcy, a w „Galicji” Austriacy chcąc ratować upadające państwo postanowili stworzyć kraj „Zachodniej Ukrainy” wchodzący w skład austriackiej federacji.
Nie zaproponowali tego Polsce wiedząc że Polacy dążą do pełnej niezawisłości swego państwa.
Równocześnie w Lublinie powstaje socjalistyczny rząd „Polskiej Republiki” co stanowiło wyraz wpływów rewolucyjnych zarówno w Rosji jak i w Niemczech, powstanie wielkopolskie nosi charakter „endecki”, a Kraków z „komisją likwidacyjną” zarówno ludowy jak i konserwatywny, ale z obawą przed zbyt radykalnymi rozwiązaniami, co się zresztą odbiło w nazwie polskiego przedstawicielstwa w Małopolsce.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze uznawany przez Francję Polski Komitet Narodowy w Paryżu pod przewodnictwem Dmowskiego
Znalezienie wspólnej drogi do stworzenia polskiego państwa jednoczącego wszystkie ośrodki nie było rzeczą łatwą, trzeba jednak przyznać że zarówno Piłsudski jak i Dmowski znaleźli się w tej sytuacji znakomicie.
Rozwiązanie radykalnie lewicowego rządu Daszyńskiego, któremu też nie można odmówić zdolności szerszego widzenia sprawy polskiej i powołanie bardziej umiarkowanego rządu Moraczewskiego w Warszawie stworzyło warunki dla wspólnego działania.
Za mistrzowskie pociągnięcie Piłsudskiego należy uznać nadanie paryskiemu komitetowi uprawnień reprezentacji Polski wobec aliantów i w konsekwencji ściągnięcie do Polski „błękitnej” armii Hallera tak potrzebnej w walce o granice.
Zdolność do wspólnego działania na rzecz niepodległości ze strony ludzi reprezentujących różne, a nawet przeciwstawne poglądy polityczne, stanowi ciągle nieosiągalny wzór dla współczesności.
Jest jednak zasadnicza różnica polegająca na tym że byli to przedstawiciele autentycznych polskich ruchów politycznych, a nie wydmuszki pozorujące je tylko z czym mamy do czynienia obecnie.
Stąd rezultatem ich działań było autentycznie niepodległe państwo polskie, a współczesnych tylko imitacja w postaci „III RP”.
Jak na tym tle wygląda sytuacja walki o autentycznie niepodległą Rzeczpospolitą?
Przede wszystkim trzeba określić stosunek twórców „III RP” do jedynej formalnej reprezentacji niepodległego państwa polskiego jakim był urząd prezydenta RP przebywający na uchodźstwie.
Autentyczna ciągłość tego państwa nie może być podważana i bez znaczenia są akty cofnięcia uznania dla rządu „londyńskiego” i uznania za reprezentujący Polskę tzw. ”tymczasowego rządu jedności narodowej” powstałego w 1945 roku w Warszawie
z nadania stalinowskiego.
Formalnie był to błąd polegający na tym że nie rząd, ale prezydent reprezentował niezawisłe państwo polskie zgodnie z obowiązującą konstytucją z 23 kwietnia 1935 roku.
Faktycznie zaś był to akt jednostronnej decyzji sowieckiej podporządkowania sobie Polski potulnie akceptowany przez zdradzieckich „sojuszników” Polski.
Mamy zatem do czynienia z oczywistym bezprawiem, pogłębionym jeszcze przez sfałszowane wybory w 1947 roku i powołanie PRL funkcjonującego jako sowieckie dominium.
Do tego bezprawia dodano na zakończenie fikcję w postaci przekazania insygniów prezydenckich co nie miało żadnego znaczenia prawnego bez przekazania i zaprzysiężenia tekstu obowiązującej niepodległe państwo polskie – konstytucji.
Mamy zatem sytuację w której zmarły tragicznie na smoleńskim lotnisku prezydent nie zdołał przekazać nikomu swego urzędu, chociaż w chwili zaprzysiężenia powinien był wskazać swego następcę. Nazwisko jego nie zostało ujawnione, ale aktach urzędu prezydenckiego musi się taki dokument znajdować.
Niezależnie od tego jak się ten problem potraktuje z całą pewnością do chwili przekazania insygniów prezydentem RP był Ryszard Kaczorowski.
Ludzie związani z różnymi formami walki o niepodległość nie mieli pod tym względem wątpliwości, natomiast inaczej to mogło wyglądać w oczach ludzi związanych z reżymem którzy zorientowawszy się co do jego rzeczywistego oblicza usiłowali je zmienić.
Jedni przez nadanie mu „ludzkiego oblicza”, co celnie skwitował Herbert stwierdzając że potwór nie może mieć „ludzkiego oblicza”, inni zaś poszli dalej szukając autentycznej niepodległości nie nawiązując jednak tego do kontynuacji Polski niepodległej.
Tego rodzaju postawę reprezentował Leszek Moczulski organizując KPN, stronnictwo usytuowane wyraźnie w PRL, a nie w Polsce reprezentowanej przez prezydenta na uchodźstwie.
Nie ujmując nic z zasług ludzi walczących autentycznie o Polskę wolna i niezawisłą w ramach KPN i innych organizacji istniejących w PRL trzeba mieć na uwadze tę różnicę, bowiem takie stanowisko może prowadzić do zupełnie odmiennych celów.
Spośród wszystkich istniejących organizacji sygnalizujących dążenie do niepodległości tylko ruch wierności RP Wojciecha Ziębińskiego podkreślał swoje związki z polskim państwem niepodległym.
Objawy postawy niezależnej od hegemonii sowieckiej istniały nawet w instytucjach PRL.
Sam byłem świadkiem takiej wypowiedzi ze strony najmniej spodziewanej.
Wynajmowałem lokal dla mojego zakładu naukowo badawczego w budynku należącym do Żeglugi na Wiśle. Wprawdzie w owym czasie żeglugi już prawie nie było, ale dyrekcja jak najbardziej. Dyrektorem tej żeglugi był niejaki pan Bleja posiadający rozległe koneksje. Kiedyś wstąpiłem do niego w sprawie lokalu i zastałem suto zastawiony stół a przy stole oprócz gospodarza dwóch wojskowych w mundurach na wzór przedwojennych, czyli z KBW.
Chciałem się wycofać, ale gospodarz zaprosił mnie wyrażając się że chyba nie odmówię wypicia jego zdrowia w dniu imienin, a tuż po tym toaście zaproponował wypicie za szlify generalskie obecnego przy stole pułkownika.
Na co nastąpiła reakcja, przynajmniej dla mnie zupełnie niespodziewana: - otóż pułkownik KBW najwierniejszej jednostki reżymowej wykrzyknął: „ja generałem w tym wojsku – wykluczone!”. Na to trzeba mieć sowiecką akceptację, a ja jej z całą pewnością nie dostanę i nigdy nie będę się ubiegał.
Byłem zdumiony taką otwartością wyznania, którą można potraktować jako przynajmniej nieroztropność, ale też i znamionującą stopień zaangażowania w postawę antysowiecką.
Takich objawów mniej lub bardziej jawnych sygnalizujących negatywny stosunek do podległości PRL Sowietom było zapewne wiele, ale nie znajdowało to wyrazu w jakiejkolwiek zorganizowanej aktywności.
Indywidualnie najdobitniejszym wyrazem tej postawy była działalność Ryszarda Kuklińskiego, która wbrew temu co się pisze nie była akcją szpiegowską dostarczającą tajne informacje z sowieckiego obozu, ale zmierzała do inspiracji zmiany amerykańskich planów obronnych na terenie Europy.
Wyglądało to w sumie na straszenie Amerykanów masą 50 tys. czołgów, tyluż samolotami i środkami artyleryjsko rakietowymi; w związku z czym ewentualne użycie broni jądrowej w obronie i tak nie zapobiegło by zajęciu całej zachodniej Europy.
W tych okolicznościach należało zmienić plan obrony na natychmiastowy atak na „wszystko co się rusza” przede wszystkim na terenie samych Sowietów, lub zrezygnować z jakiejkolwiek obrony Europy i w ten sposób przynajmniej oszczędzić na stratach.
Tylko że z reakcji amerykańskiej widać to do dziś, a właściwie do czasu dojścia do władzy Trumpa, nic się nie zmieniło, a zmiany które się wprowadza są dokonywane z wyraźną zwłoką, a nawet niechęcią. Najwyraźniej Amerykanie uważają że stacjonowanie w Niemczech jest bardziej komfortowe niż w Polsce.
Być może że znacznie skuteczniejsze byłoby upublicznienie tych informacji jako przecieku z Moskwy i Pentagonu, a nie z Polski i wywołanie publicznej dyskusji na ten temat. Mogło by to podziałać rozbrajająco na obydwie strony.
Dla Kuklińskiego szukającego ideowego oparcia dla swojej misji legitymizacją byłoby nawiązanie kontaktu z polskimi władzami w Londynie, oczywiście w ścisłym ograniczeniu personalnym z racji infiltrowania środowiska emigracyjnego przez wywiad PRL i Moskwy.
W tym przypadku stałby się żołnierzem tego samego rzędu co Pilecki, Fieldorf czy Ciepliński i jego obrońcy nie musieli by się posługiwać tak karkołomnymi koncepcjami obrony jak Taylor i Piesiewicz, z których jeden obmyślił „stan wyższej konieczności”, a drugi że jego przestępstwo straciło aktualność z uwagi na zmianę ustrojową w Polsce.
Ten pierwszy jest nie do udowodnienia z racji wypierania się przez cały sowiecki obóz ze wszelkich agresywnych zamiarów, a drugi ze stanu prawnego że „III RP” jest kontynuacją PRL
Natomiast uznanie się za żołnierza ciągle istniejącego niepodległego państwa polskiego nie wymaga żadnych konfirmacji ze strony władz warszawskich.
Brak jednoznacznego traktowania wszystkich bojowników o niepodległość odbił się wyraźnie niekorzystnie na skuteczności ich działania.
Tym bardziej że Europie wcale na niepodległej Polsce nie zależało, najlepszy to stan zależności tylko zamiast od Moskwy od Berlina z czym mamy do czynienia do dziś.
W związku sz tym nagłaśniane były ruchy zmierzające do „zmiany oblicza” PRL, co ciekawe niektóre z nich występowały pod hasłem oskarżeń panującego reżymu o „wstecznictwo i klerykalizm” /sic!/ co znalazło wyraz w deklaracji Kuronia i Michnika.
Tego typu ruchy były popierane przez różne zachodnie instytucje widząc w nich zapowiedź zmian w kierunku jaki dziś możemy obserwować nie tylko w Europie.
Niepodległość Polski nie tylko że nie interesowała nikogo, lecz wprost najwyraźniej została uznana jako przeszkoda i dlatego dziś każdy przejaw walki o nią podlega skoncentrowanym atakom.
Walka o niepodległość Polski jest zatem ciągle aktualna, uległy zmianie metody jej prowadzenia. Niektórzy nie uznają jednaki ani prób Olszewskiego, ani Kaczyńskiego za objaw tej walki zaliczając je do kategorii starań o „zmianę oblicza” istniejącego ustroju usiłując stworzyć „IV RP”.
Sądząc po realnych zdobyczach może być to bliskie prawdy czego wyrazem jest przegrana walka o zmiany w sądownictwie. Jest jednak jedno zastrzeżenie które nie może być pominięte.
Jest nim katastrofa smoleńska, która niezależnie od jej prawdziwego przebiegu stanowi w sumie zorganizowany zamach, a to już wykracza daleko poza gry polityczne, jest to wyraz wojny wytoczonej wszelkim objawom walki o niezależność.
Z drugiej strony nie widać innej formy działań niepodległościowych, a zatem pozostaje wsparcie tego co się dzieje obecnie, lub przynajmniej sygnalizuje takie chęci.
W chwili kiedy zostały dokonane przemiany ustrojowe w Polsce istniał je4szcze obóz niepodległościowy reprezentowany przede wszystkim przez prezydenta, rząd i organizacje emigracyjne, a w kraju pozostałości dawnych stronnictw politycznych i grupa działaczy na niwie społecznej, ale też i nowe formacje głoszące walkę o niepodległość z KPN na czele jako że posiadała odpowiednią reprezentację parlamentarną.
Niestety za sprawą Leszka Moczulskiego, który po ujawnieniu „listy Macierewicza” przeszedł do wrogiego obozu, notowania KPN znacznie spadły doprowadzając do wyeliminowania jej z oficjalnej sceny politycznej „III RP”.
Przedstawiciele formacji emigranckich i przedwojennych wymarli, a głosząca się za partię niepodległościową Konfederacja zarówno ze względu na skład swoich władz jak i niektóre działania nasuwa daleko idące podejrzenia o mistyfikację.
Na placu boju pozostały tylko pojedyncze osoby lub mało znane stowarzyszenia publikujące w różnych mediach swoje stanowisko w sprawie niepodległości.
Nieporozumień w tym przedmiocie jest wiele, jak choćby takich które chcą bronić niepodległości „III RP” wbrew jej konstytucji.
Dla mnie miarą stanu prawnego, a co gorsze – historycznego „III RP” jest nie bez kozery przytoczony przeze mnie proces Ryszarda Kuklińskiego w którym, jeżeli odbywał by się w niepodległym państwie polskim to role powinny być odwrócone.
Na ławie oskarżonych siedzieć powinni prokuratorzy i inni sprawcy, a raczej „oprawcy” z PRL i otrzymać stosowny wyrok za prześladowanie, a nawet dokonanie „sądowej zbrodni komunistycznej” przez skazanie na śmierć bojownika o wolność Polski.
Faktycznie proces odbywał się na warunkach PRL, szukano jedynie drogi „usprawiedliwienia” działań skazanego i to jest najlepszy dowód rzeczywistego stanu „III RP”.
W Polsce niepodległej musi nastąpić osądzenie PRL, a w tym też uznanie za nieważne od początku wyroki jej sądów w sprawach politycznych stanowiące element zbrodni przeciwko narodowi polskiemu w postaci oddania Polski pod obce i wrogie panowanie.
Współcześnie często się mówi że o niepodległości trzeba zapomnieć gdyż w obecnym świecie jej nie ma są jedynie grupy interesów które wymuszają określone zachowania.
Jest w tym twierdzeniu wiele prawdy o współczesnym świecie, ale przecież są państwa i większe i mniejsze które dość skutecznie potrafią się bronić przed naciskami o podporządkowanie.
Potrzeba prowadzenia walki o niepodległość to nie tylko sprawa utrzymania własnej tożsamości narodowej, ale także element obrony wspólnej kultury narodów europejskich. W tym duchu powinna być prowadzona akcja uświadamiająca cały polski naród, dotychczas nie posiadający dostatecznej wiedzy na temat swego położenia, czego najlepszym dowodem jest przebieg obecnej kampanii wyborczej.
Inne tematy w dziale Polityka