Andrzej Owsiński
Sukces mieszkaniowy
Wiele się mówi o różnych sukcesach rządu, niektóre z nich wprawdzie mogą być zaliczane raczej do zapowiedzi sukcesu z racji treści wprowadzanych w życie przepisów.
Chciałbym jednak podkreślić sukces realny w postaci 207 tys. mieszkań oddanych do użytku w ubiegłym toku. Podaje się że jest to największe osiągnięcie od roku 1989 przytaczając 267 tys. mieszkań oddanych rocznie w latach osiemdziesiątych.
Należałoby sprostować że rekord ilościowy należy do epoki Gierka i wynosi 287 tys. mieszkań rocznie.
Jednakże osiągnięcie ubiegłoroczne bije na głowę nie tylko ilościowo cały okres po 1989 roku, ale też i zdobycze Gierka, gdyż powierzchnia tych 207 tys. wynosi przeciętnie ponad 110 m2, podczas gdy gierkowskie to nieco ponad 40 m2 na jedno mieszkanie.
Zasadnicza różnica polega na tym że zupełnie inne warunki rozwojowe ma rodzina mieszkająca w mieszkaniu 110 m2 niż w klitkach o łącznej, czterdziestometrowej powierzchni.
Od wielu lat postuluję potrzebę budowania większych mieszkań, a szczególnie domów rodzinnych dla rodzin wielodzietnych.
Niestety jeszcze żaden rząd nie potraktował tego postulatu poważnie, a specjalnie ciężką winą obarcza to rząd AWS i Buzka imiennie.
Przewodniczyłem wtedy komisji programowej AWS, a szczegółową jego wersję musiałem z braku czasu opracować sam.
Program ten został jednomyślnie zaaprobowany przez Radę Krajową / najwyższy organ/ AWS i stanowił obowiązujące zadanie do wykonania przez wyłoniony rząd.
Według tego programu głównymi kołami napędowymi gospodarki powinny być budownictwo mieszkaniowe i eksport.
Rola budownictwa mieszkań nie kończy się na gospodarce ale ma istotne znaczenie dla rozwoju życia społecznego i jego formy.
Wbrew mojemu stanowisku wyrażonym w sporządzonej na żądanie prezydium AWS analizie o zasadniczej sprzeczności programowej między AWS i UW została jednak powołana koalicja rządowa z UW w której program AWS przestał istnieć, a razem z nim i program budownictwa mieszkaniowego.
Nieśmiałe próby uruchomienia na większą skalę budownictwa mieszkaniowego zostały podjęte dopiero po wyborach w 2015 roku, ale na przekroczenie lczby 200 tys. mieszkań trzeba było czekać pięć lat..
Jak to się ma do polskich potrzeb?
W bilansie otwarcia na rok 1989 widnieje liczba około 11 mln mieszkań na 13 mln gospodarstw domowych / dane statystyczne GUS czy innych źródeł są do podważenia, ale rząd wielkości mniej więcej się zgadza/.
Szacowano że przynajmniej 20% zasobów nie nadaje się do remontów i wymaga likwidacji, w dalszym etapie powinno zastąpić się następne 20% nowymi budynkami.
Licząc z grubsza ubytek na dzień dzisiejszy to przynajmniej 4 mln mieszkań, a wybudowane w tym czasie około 4,5 mln.
W sumie więc niewiele się zmieniło ilościowo, natomiast uległa poprawie i jakość i wielkość mieszkań.
Braki ilościowe musimy szacować na przynajmniej 1,5 mln mieszkań, ale też niezbędna jest dalsza poprawa ich walorów.
Niestety pod względem ilości i jakości zasobów mieszkaniowych znajdujemy się na ostatnim miejscu, przynajmniej w UE, żeby nadrobić zaległości powinniśmy, jak to wskazywałem już w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, budować rocznie 300 tys. mieszkań. Miejmy nadzieję że do tej liczby dojdziemy, najlepiej byłoby jeszcze za kadencji tego rządu.
Nie jest to wcale takie trudne, potencjał wytwórczy materiałów budowlanych istnieje i ciągle cierpi na brak odbiorców, z zatrudnieniem przy rozproszonym budownictwie powinno być łatwiej nawet przy potrzebie zaangażowania „Ukraińców” ze względu na możliwości zakwaterowania i wyżywienia.
Zresztą w Polsce jest znacznie łatwiej budować niż np. w Hiszpanii, która potrafiła na skutek koniunktury zbudować w ciągu roku 800 tys. mieszkań.
Problem się robi wtedy kiedy wchodzi weń biurokracja piętrząca trudności i mafia developerska ograniczająca rozmiary budownictwa w celu drenowania wygórowanych cen.
Jakie mieszkania powinniśmy budować?
Zdecydowanie duże i jak najwięcej domów rodzinnych, pandemia nauczyła wielu jakie są zalety posiadania własnego domu z odpowiednią działką, ale niezależnie od tego dla rozwoju licznej rodziny jest to najlepsze rozwiązanie.
Małych mieszkań odziedziczonych jeszcze po PRL i nabudowanych w ostatnim trzydziestoleciu mamy aż nadmiar, trzeba z nich tylko wyprowadzić wieloosobowe rodziny i przeznaczyć na kawalerki lub zlikwidować.
Jest bardzo ważny problem kosztów, właściwie to nawet nie wiemy ile nas to kosztuje, a ile powinno. Developerzy nigdy nie ujawnią prawdziwych kosztów, ale sądząc po stosowanej praktycznie zasadzie że 50% sprzedanych mieszkań jest przeznaczone na pokrycie kosztów, a reszta to czysty zysk, można określić w przybliżeniu jaki jest ich koszt. O kosztach budownictwa podejmowanego przez aparat administracyjny samorządów i innych instytucji lepiej nie wspominać, warto
Jednak sięgnąć do doświadczeń budownictwa indywidualnego i małych zespołów.
Obecne ceny na rynku nowych mieszkań są nie do przyjęcia, obliczone są one na nieliczna warstwę najbogatszych klientów i o ich wysokości decyduje cecha rzadkości. Według danych ze sprzedaży wahają się one w zależności od miasta od 4,5 tys. zł/m2 do 8,5 tys.zł. pomijam ceny „apartamentów” dla najbogatszych, niestety w tym roku spodziewany jest wzrost cen mieszkań.
Remedium na wysokie koszty mieszkań miało być społeczne budownictwo czynszowe, prowadzący je BGK pochwalił się że oddano już 2,8 tys. takich mieszkań i w budowie znajduje się dalsze 2 tys. / czy odwrotnie?/. Szczerze mówiąc wygląda to po prostu humorystycznie w zestawieniu z potrzebami. Prywatne czynsze sięgają od tysiąca zł za kawalerkę do pięciu tysięcy za większe mieszkanie, oprócz kosztów utrzymania .
Jest to impreza zupełnie nieopłacalna, lepiej jest spłacać raty za kupno mieszkania mając perspektywę własności. Nie wykluczone że ceny byłyby niższe przy większej ilości mieszkań na wynajem, ciągle jednak uważam że to problem wtórny w stosunku do programu własnego mieszkania.
Przy okazji warto jest sprawdzić koszty tego „społecznego” budownictwa.
Podsumowując chciałbym się powołać na wypowiedź młodych małżeństw na spotkaniu w sprawach mieszkaniowych. Stwierdzając że w Polsce młode małżeństwa nie mogą liczyć na nabycie spłacalnego ratalnie mieszkania na godziwych warunkach, wypowiadały się że brak mieszkania jest głównym powodem wstrzymywania się przed zawarciem małżeństwa, opóźnianiem i ograniczaniem potomstwa, młodzi informowali równocześnie że byłoby całkiem inaczej gdyby mogli liczyć na otrzymanie rozwojowego mieszkania.
W Polsce zawiera się rocznie około 200 tys. małżeństw / w 2019 r – 192 tys./, próbę czasu wytrzymuje 2/3 z nich, byłoby lepiej gdyby były mieszkania.
Jeszcze niedawno było tych małżeństw 250 tys. ale to tylko zapowiedź możliwości rozwoju rodziny i trzeba im w tym pomóc ze wszystkich stron.
Nie można liczyć tylko na własne siły, lub na państwo, zarówno rodzina, pracodawcy, organizacje społeczne, samorząd, a i państwo też powinny wspólnie przyłożyć ręki do pomocy w budowaniu nowej rodziny.
Jest to wielkie ogólnonarodowe zadanie, a nie czyjaś prywatna sprawa.
Gdybyśmy byli społeczeństwem zamożnym to co innego, ale przecież zasoby Polaków po strasznych zniszczeniach wojennych, półwiecznej eksploatacji komunistycznej i trzydziestoletniej postkomunistycznej i „brukselskiej” są przeraźliwie niskie. Około 6 tys. euro na głowę w zestawieniu z około 50 tys. euro zachodnich europejczyków i przeszło 150 tys. euro Amerykanów i Kanadyjczyków.
Przy tym poziomie zasobów powinniśmy postępować niemalże tak jak pamiętam w czasie wojny na polskiej wsi, kiedy cala wieś w ciągu jednej niedzieli stawiała domek dla młodego małżeństwa, gdyż był zakaz budowania domów.
Podobnie za komuny budowano kościoły.
Obawiam się że mało kto w Polsce zdaje sobie sprawę ze wszystkich okoliczności jakie towarzyszą życiu rodziny.
A przecież to nie tylko sprawa naszej narodowej przyszłości, lecz też i każdego osobiście chociażby dla zabezpieczenia jego własnej starości.
Trzeba do tego podejść tak jak Solski kiedy mając 99 lat wykłócał się o gażę, pytano go po co mistrzowi pieniądze, a on na to: - przecież muszę uzbierać na starość.
Więc i my też o tym pomyślmy.
Postawiono mi zarzut że moje wypowiedz na temat pożądanej ilości Polaków należy zaliczyć do mrzonek. Mogę na to odpowiedzieć że czasem i najśmielsze marzenia się spełniają. W 1916 roku kapitan Zagórski / późniejszy polski generał/ z austriackiego zweigstelle detaszowany do komendy Legionów pisał raport, a raczej donos do swoich zwierzchników że „ niejakiemu brygadierowi Piłsudskiemu bzdurzy się niepodległa Polska”. No i co? Długo trzeba było czekać? – Dwa lata.
Sprawę możliwości zwiększenia przyrostu naturalnego w Polsce uważam za całkowicie realną i osiągalną pod warunkiem rzeczywistej pomocy w zakładaniu i rozwoju polskiej rodziny. To nie jest problem „500zł”, który należy traktować jako chwilówkę.
To jest przede wszystkim problem mieszkania i pożytecznej pracy za godziwym wynagrodzeniem.
Należę do pokolenia które tuż po wojnie zakładało rodziny i miało dzieci nie oglądając się na trudności życia, brak mieszkań i ciągłe niedostatki zaopatrzenia w podstawowe produkty, nie mówiąc już o innych dolegliwościach i zagrożeniach.
Wtedy 25 milionowy naród „rodził” po blisko 800 tys. dzieci rocznie, dzisiaj młodym Polakom nie stawiamy takich zadań, ale promocja dzietności jako czynu patriotycznego bardzo jest potrzebna, a i we własnym interesie też.
Wszystkim „czarnowidzom” przewidującym ubytek ludności w Polsce do poziomu równoznacznego z zagładą narodu chciałbym przypomnieć że przyszłość to nie jest wyłącznie rezultat działań sił od nas niezależnych, ludzie którzy temu się poddają wyrzekają się przynależności do polskiego narodu.
Powinniśmy wszyscy czuć się odpowiedzialni za nią i czynić wszystko co w naszej mocy, a nawet więcej, ażeby ta przyszłość ukształtowała się według naszych życzeń czy marzeń, jak kto woli, a nie była dyktowana obcymi siłami, często wrogimi.
Na tle powszechnego upadku instytucji rodziny w naszym kręgu kultury sytuacja w Polsce wygląda stosunkowo korzystnie. Jej wyrazem jest powszechna pomoc rodziców w uposażeniu młodych małżeństw, w tym szczególnie przy zakupie mieszkań.
Zjawiskiem zasługującym na wyróżnienie jest ciągle powszechnie stosowana metoda wychowywania dzieci przy pomocy „etatowych babć”, które bez wahania poświęcają swój czas przeznaczony na zasłużony wypoczynek – wnuczkom.
Jest to dobry prognostyk dla możliwości rozwojowych polskiej rodziny, która powinna uzyskać pomoc dla tworzenia warunków bytu rodzin wielopokoleniowych. Najlepiej w postaci promocji budowy odpowiedniej wielkości domów.
Na tym tle specjalna pochwała należy się rządowi P. Szydło za obniżenie wieku emerytalnego dla kobiet,
Na zakończenie pragnę wyznać że ciągle wierzę że polskie młode pokolenia pragną zakładania rodzin i posiadania dzieci, na co mam przykład z własnych wnuków.
Inne tematy w dziale Gospodarka