Panowie w garniturkach się zebrali pogadali, dla Polski nawet coś dobrego uchwalili.
Obiecali, że będą nas bronić, tylko jak?
Tego już nie powiedzieli.
A ja pamiętam jak cywilni panowie Chamberlain i Daladier też nam powiedzieli, że będą nas bronić i mogliśmy się wkrótce przekonać –jak, otóż głównie za pomocą ulotek i „stanowczych” żądań wycofania wojsk z Polski, a nawet papierowym uznaniem, że znajdują się „w stanie wojny z Niemcami” i rzeczywiście „stan” był tylko wojny nie było. Musieliśmy ją toczyć sami oferując im za cenę własnej klęski w prezencie 8 miesięcy na przygotowanie się do obrony.
Ale nawet z tego nie potrafili skorzystać przegrywając błyskawicznie z przeciwnikiem, nad którym posiadali przewagę we wszystkim: w ludziach, sprzęcie, artylerii, broni pancernej, marynarce z wyłączeniem tylko lotnictwa nie wspominając już o zapleczu zasobów ludzkich i gospodarczych.
Ta lekcja jest niesłychanie pouczająca w zestawieniu ze stanem współczesnym.
Przed kim bowiem ma się bronić NATO?
Idea paktu obronnego NATO była oczywista: miał bronić zachodu przed Sowietami i ich nieukrywanymi agresywnymi zamiarami.
Została nawet poczyniona próba przez blokadę Berlina, ale się nie powiodła na skutek amerykańskich możliwości transportu lotniczego.
Była to skuteczna przestroga przed przygotowaną już inwazją Europy zachodniej.
Jednakże żeby ten stan utrzymać Amerykanie musieli nie tylko posiadać półmilionową armię na terenie Europy, ale też wciągnąć do ewentualnej obrony europejskie kraje, co wcale nie było łatwe i co stale im wypomina Trump.
Po upadku Sowietów zaistniała okazja skutecznego zlikwidowania zagrożenia, nie skorzystano z niej jednak pozwalając na działania w kierunku odbudowy utraconej przewagi militarnej.
Amerykanie, jak zwykle zadowolili się połowicznym sukcesem, pozwolili na powstanie zagrożenia chińskiego, bliskowschodniego i europejskiego.
Rozporządzając kolosalną przewagą potencjału gospodarczego i militarnego nie wykorzystali do końca żadnego ze swoich zwycięstw, a szczególnie zwycięstwa w wojnie europejskiej. Nie ulega bowiem najmniejszej wątpliwości, że bez pomocy i bezpośredniego udziału amerykańskiego w tej wojnie ani Sowiety, ani Wk Brytania nie byłyby w stanie pokonać Niemców.
Tylko że w 1943 roku po zdobyciu płn Afryki i klęsce Niemców w Stalingradzie należało przemyśleć na nowo politykę europejską, powstrzymać dalszą pomoc dla Stalina i skupić się na jak najszybszym opanowaniu Europy przy minimalizacji strat własnych.
Niestety „wielki” prezydent amerykański, jedyny w historii USA sprawujący urząd w czterech kadencjach, okazał się nie tylko potulnym wykonawcą woli Stalina, ale jeszcze się wobec niego obnażył jako nędzny oszust proszący o zachowanie w tajemnicy jego oddania Polski w bolszewickie łapy po to żeby umożliwić zdobycie głosów Polonii amerykańskiej w kolejnych prezydenckich wyborach.
W efekcie przyczynił się do stworzenia wielkiego sowieckiego imperium zagrażającego całemu światu, a Ameryce szczególnie i stąd wynikła potrzeba powołania NATO.
Mimo formalnie dość znacznego udziału w nim Niemiec, Francji i Wk Brytanii, tak naprawdę cały ten związek był zawsze i pozostał jedynie dodatkiem do sił amerykańskich. Po znacznym obniżeniu sił zbrojnych Francji i Niemiec ta zależność jeszcze się wzmocniła, gdyż odejście sowieckich dywizji znad Łaby potraktowano jako zniknięcie zagrożenia.
Rozwalenie muru berlińskiego i zjednoczenie Niemiec uznano jako całkowite wyeliminowania niebezpieczeństwa ze wschodu. Do dziś możemy się tylko zastanawiać ile w tym było triumfalizmu i beztroski, a ile perfidnie przemyślanej gry.
Sądząc na podstawie wielowiekowych doświadczeń z naszej historii uznałbym, że cała afera z rozbrojeniem jest częścią planu, a raczej spisku „zmiany aliansów”.
Redukcja niemieckich sił zbrojnych poszła dalej niż przewidziano w moskiewskim traktacie „4 + 2”, tam bowiem przewidziano redukcję do połowy co dawało około 380 tys. faktycznie jest niewiele więcej ponad 200 tys. żołnierzy.
Można domniemywać, że jest to zrobione w celu „wyrównania parytetów” i sprowadzenie rosyjskiej przewagi militarnej do poziomu porównywalnego z niemiecką przewagą gospodarczą.
Na serio zaś Rosji została wyznaczona rola kraju zależnego od Niemiec i ma służyć jako dostawca surowców, czyli marzenia Hitlera jakoś się urzeczywistniły, przynajmniej w tej części.
Ten nowy układ niemiecko rosyjski nie przystaje do założeń NATO i nie na darmo Trump co chwila wymawia Niemcom ich niedostatki w obowiązkach członkowskich.
Tylko że te „niedostatki” to tylko drobna część realnego zagrożenia dla mocy obronnej Europy jaką niesie ze sobą spisek niemiecko rosyjski.
Okazało się to jaskrawo w czasie aneksji Krymu, która praktycznie już została zaakceptowana i za chwilę przyniesie podobne skutki w odniesieniu do Donbasu.
Putin bez posiadania niemieckiej aprobaty nie posunąłby się tak daleko.
Przecież wystarczyło zrezygnować z rosyjskich dostaw gazu przez Niemcy a Rosja i Putin osobiście poszliby z torbami.
Następną zmianą sytuacyjną NATO jest wybór Turcji, jej udział w umowie traktowany priorytetowo, kosztując Amerykę spore miliardy, był uzasadniony położeniem strategicznym wobec Sowietów. Dzisiaj to położenie nie posiada waloru bezpośredniego sąsiedztwa, natomiast wykorzystanie go w stosunku do innych krajów traktowanych jako siły wrogie w relacjach przynajmniej ze Stanami Zjednoczonymi nie wygląda optymistycznie.
Wybór opcji islamskiej praktycznie wyklucza możliwość użycia Turcji na wypadek konfliktu z tym światem, natomiast grozi wplątaniem w tureckie rozgrywki z jej sąsiadami.
Ponadto oznacza przeniesienie obszaru działania NATO z rejonu północno atlantyckiego w obszar bliskiego i środkowego, azjatyckiego wschodu.
Takie rozwiązanie może leżeć w interesie Stanów Zjednoczonych i ich najbliższych przyjaciół, ale nie pozostałych krajów natowskich.
Do tego celu potrzebny byłby zupełnie inny układ wojskowy, tylko że brakuje jakoś ochotników na taki układ i dlatego Amerykanie korzystają z istniejącego.
Z punktu widzenia interesów czysto regionalnych najwyraźniej dalsze znoszenie tureckich zagrywek indywidualnych należy poddać gruntownej analizie i wyciągnięciu wniosków.
Usiłowano to zaklajstrować w czasie ostatniego spotkania, ale natychmiast popruło się, nie wyjaśniono bowiem Erdoganowi, że jego problemy z Kurdami należą do sfery spraw wewnętrznych i rozgrywek politycznych, a nie paktu wojskowego.
Mamy zatem sytuację dość niewyraźną zarówno na wschodnim froncie zainteresowań NATO jak i południowym co wymaga całkiem nowego przemyślenia celów istnienia paktu.
Przede wszystkim trzeba zastanowić się nad głównym celem jaki dyktował sam fakt powołania obronnej wspólnoty.
Związek Sowiecki nie istnieje od trzydziestu lat, jednakże jego spadkobierczyni –Rosja najwyraźniej nie rezygnuje z zaborczych planów
Jeżeli zatem NATO ma być paktem wojskowym, a nie polityczną kombinacją, to musi swoje pole działania skupić na rozwiązaniu wojennego problemu obrony przed inwazją rosyjską nie wchodząc w żadne polityczne dywagacje.
Jak powinna być przygotowana ta obrona?
W poprzedniej koncepcji głównym polem walki miała być Polska i ewentualnie kraje sowieckiego obozu środkowej Europy.
Dzisiaj, kiedy granice NATO przesunęły się na wschód, powinien odpowiednio na wschód przenieść się obszar obrony. Jeżeli ma pozostać nim nadal Polska to polskim obowiązkiem jest wycofanie się z takiego układu.
Bardzo ostrożne przenoszenie / tylko czasowe/ jednostek amerykańskich z terenów Niemiec do Polski przy minimalnej ich ilości, wskazuje na prawdopodobieństwo wyboru takiego systemu obrony.
Obowiązkiem polskich przedstawicieli w NATO jest postawienie ultymatywne stanowiska obrony aktywnej polegającej na stworzeniu zdolności do natychmiastowego przeniesienia ciężaru obrony na teren wschodniej Europy począwszy od Białorusi i Ukrainy.
Stąd w Polsce muszą się znaleźć siły zdolne do:
- błyskawicznej neutralizacji enklawy królewieckiej,
- przeniesienia walk obronnych na teren poza wschodnimi granicami Polski, krajów bałtyckich, Rumunii i Węgier.
Takie rozwiązanie poza walorami czysto wojskowymi przyniesie w rezultacie najpewniejsze zabezpieczenie przed ewentualnymi agresywnymi zamiarami ze strony Rosji w stosunku do Europy zachodniej, w której Polska się znalazła jako wschodnia flanka.
Logicznie rozumując przy takim rozwiązaniu ewentualność rosyjskiej agresji jest niemal równa zeru, ale wypadki historyczne nie układają się według zasad logicznego rozumowania i dlatego stosunkowo niewielkim kosztem nie tylko warto, lecz trzeba być zabezpieczonym.
Relacje sił między krajami NATO a Rosją układają się dla niej wyjątkowo niekorzystnie, a mianowicie:
NATO Rosja
-ludność 890 mln 142 mln
-powierzchnia krajów 23,8 mln km/2 17,1 mln km/2
-PKB 41,0 bln USD 1,7 bln USD
-budżet wojskowy 912 mld USD 61 mld USD
Zestawienie tych kilku liczb wskazuje na kolosalną przewagę NATO nad Rosją, problem polega jednak na tym czy chce się korzystać z tej przewagi.
Gdyby w Brukseli panowały takie nastroje jak choćby w Polsce za Batorego to Putin na wzór Szujskich biłby w niej pokłony.
Niestety tam ciągle króluje takie samo plugawe tchórzostwo jak w Monachium w 1938 roku i dlatego tak ważna jest rola Polski w walce o ustanowienie właściwych relacji między obiema stronami.
Oczywiście zawsze można postawić zarzut takiemu rozumowaniu, że wpływ na relacje mają jak mawiał Napoleon „les gros bataillons ont toujours raison”, czyli faktyczny stan posiadania armii.
NATO stosunkowo niewielkim kosztem może zaległości w tym względzie nadrobić, tylko trzeba je zmusić do wydawania pieniędzy na wojsko, a nie na pseudo wojskową biurokrację. Wystarczy odpowiednie rozlokowanie istniejącego potencjału zbrojnego, który w znakomitej większości znajduje się daleko od ewentualnego teatru wojny, a nadmierna biurokracja wojskowa jest grzechem powszechnym NATO, od którego Polska też nie jest wolna.
Pozostaje zawsze jeszcze operowanie szantażem bronią masowej zagłady, prawdopodobieństwo użycia jej w Europie przez omawiane strony jest prawie równe zeru, gdyż po jej użyciu nie będzie nie tylko przegranych i zwycięzców, ale i samej Europy.
Nowy plan obronny NATO jest niewątpliwie potrzebny, tylko nie spodziewajmy się, że go przygotuje Macron, w tej chwili tylko Polska jest predestynowana do jego opracowania z pożytkiem dla całej Europy i dla Polski też.
Na zakończenie chciałbym strawestować znane powiedzenie Clemenceau, że „wojna jest zbyt poważną sprawą żeby powierzać ją wojskowym”; - otóż „sprawa obrony wojskowej jest zbyt poważna żeby powierzać ją cywilom”.
Ja też jestem „cywilem” na usprawiedliwienie zajmowania się tym tematem jest moja sześcioletnia służba wojskowa w warunkach wojny, chociaż na niskim szczeblu oficerskim, ale za to prawdziwa, a nieudawana jak dla wielu współczesnych generałów.
I to jest powód, dla którego chciałbym prawdziwego, a nie udawanego, traktatu obronnego.
Inne tematy w dziale Polityka