Z opublikowanej prognozy rozwoju Polski do roku 2050 wynika, że powinniśmy osiągnąć w tym czasie PKB na poziomie około 900 mld euro i zająć 25 miejsce w światowym rankingu.
Pomijam drobną okoliczność, że obecnie zajmujemy 22 miejsce, ale ważniejsze jest chyba to, że dochód „na głowę” będzie na poziomie średniej europejskiej.
Oczywiście to wszystko jest uwarunkowane utrzymanie obecnej linii rozwojowej nie tylko polskiej gospodarki.
Nie przywiązując większej wagi do tego rodzaju dywagacji chciałbym zwrócić uwagę na stan istniejący i próbować wyciągnąć z tego optymalne wskazania dla Polski.
Obecnie nasz dochód nominalny na osobę obliczony w PKB kształtuje się na poziomie 50% średniej unijnej i wprawdzie GUS za pomocą zabiegu „siły nabywczej” zwiększa go do 2/3 unijnej to jednak byłbym skłonny uznać, że bliżej nam do owej „połówki”.
W PRL na dochód polski składały się: rolnictwo 3,3%, przemysł 41,1% i usługi 55,6%.
Na uwagę zasługuje wysoki udział przemysłu nie notowany współcześnie w żadnym europejskim kraju. Wejście w orbitę świata kapitalistycznego wymagało z różnych powodów zmiany tych proporcji, jednakże to co się stało z polską gospodarką wykracza znacznie poza normalne pojęcie przekształceń ustrojowych.
Udział rolnictwa spadł do 2,6% pozostając i tak na poziomie jednego z najwyższych wskaźników w UE, natomiast udział przemysłu został zredukowany niemal do połowy i jest dużo niższy niż w większości krajów europejskich, wynosi bowiem 22,4%.
Nie jesteśmy krajem przodującym turystycznie, nie korzystamy z naszego położenia tranzytowego, nie uczestniczymy znacząco w światowym handlu, nie jesteśmy bankierem Europy, a zatem pozostaje nam wytwórczość materialna jako podstawowe źródło dochodu narodowego.
Niestety poza chwilowym protestem rządu Olszewskiego nikt nie oponował procesowi totalnej likwidacji polskiej produkcji przemysłowej. Wykrzykiwania Leppera traktowano jako przejaw upośledzenia umysłowego lub wprost jako działania obcej agentury.
Niezależnie od tego jak było naprawdę to faktem jest, że degradacja polskiej gospodarki związana z likwidacją samodzielnej działalności była na rękę naszym sąsiadom tradycyjnie zmierzającym jeżeli nie do likwidacji to przynajmniej do uzależnienia od siebie Polski.
Za czasów PRL ten problem był rozwiązany jednostronnie, polska gospodarka była włączona do sowieckiego systemu regulowanego w późniejszych latach za pomocą RWPG /Rada Wzajemnej Pomocy Gospodarczej/.
Trawestując Gide’a można powiedzieć, że „cztery słowa i cztery kłamstwa”, był to oczywiście bolszewicki dyktat, poza całkowitym podporządkowaniem sowieckiej gospodarce wojennej istniały w niej określone preferencje, na pierwszym miejscu była NRD, jako przyczółek dla opanowania całych Niemiec, potem Czechosłowacja jako wysunięta forpoczta. Polska była traktowana nieufnie i podlegała szczególnej kontroli, a nawet dyskryminacji.
Tak się złożyło, że uczestniczyłem niechcący w dość zabawnym incydencie z tym związanym.
W roku 1962 odmówiono mi paszportu do Rumunii, dokąd chciałem wybrać się rodzinnie na wakacje. W niedługi czas po tej odmowie zaproponowano mi służbowy wyjazd do Rumunii, a kiedy wyjaśniłem, że właśnie odmówiono mi paszportu, obiecano załatwić tę sprawę. I rzeczywiście dostałem paszport służbowy, jednorazowy z ograniczeniem wyłącznie do Rumunii.
Byłem nieco zdziwiony tą życzliwością w stosunku do mnie, ale wszystko się wyjaśniło przy zreferowaniu sprawy.
Otóż okazało się, że RWPG podjęła uchwałę, że sprężarki dużej mocy będą produkować wyłącznie NRD i Czechosłowacja, oczywiście nie trzeba tłumaczyć, że żadne ograniczenia nie obejmowały Sowietów.
Ze wszystkich „demoludów” Polska miała w tym względzie największe zapotrzebowania ze względu na przemysł okrętowy, a szczególnie statki rybackie i statki bazy budowane głównie dla Sowietów.
Produkcja sprężarek wielkiej mocy w Polsce miała być wstrzymana, ale w Czechosłowacji i w NRD dopiero uruchamiana, a Sowiety mogły dostarczyć zarówno po wysokiej cenie jak i wydłużonym terminie.
Tymczasem Rumunia korzystając z chińskiego poparcia nie podporządkowała się decyzji RWPG i kontynuowała produkcję na licencji Borsiga.
Polska miała znaczne nadwyżki eksportowe w Rumunii i można je było wykorzystać dla zakupu sprężarek. Misja była więc dyskretna, wymagała bezpośrednich rozmów z decydentami w Rumunii, najlepiej w języku francuskim dość powszechnie tam znanym i wzbudzającym zaufanie.
Nic dziwnego że nikt z partyjnych bonzów takiej misji nie chciał się podjąć, nie mówiąc już o znajomości problemu i języka, gdyż można było dość mocno narazić się wielkorządcom.
Cały nasz wielki przemysł okrętowy powstał jak i wiele innych dla obsługi Sowietów.
Za Gierka ten proceder przybrał gigantyczne rozmiary. Doszliśmy do tego że 40% naszego eksportu szło do nich, a lista eksportowa była bardzo wydłużona przy skromnej liście importowej. Mimo to Polska była stałym dłużnikiem wobec Sowietów. Główną przyczyną był przymusowy zakup broni po niebotycznych cenach.
Doszło do tego że najnowocześniejsze sowieckie czołgi, nie dostarczane Polsce, można było kupić za pół ceny w Izraelu ze zdobyczy na Arabach.
Dzisiejsza nasza zależność od Niemiec chociaż bardzo niebezpieczna dla naszej gospodarki, jest i tak dużo mniejsza od zależności PRL od Sowietów nie mówiąc już o cenach i sposobie rozliczeń.
Po okresie zwykłego rabunku wojennego i powojennego oraz zapłaty za różne wyimaginowane roszczenia, jak np. za różnicę „wartości” ziem odzyskanych nastąpiła stopniowa regulacja zakończona przyjęciem w obrotach między krajami RWPG zasady stosowania „cen światowych” zamrażanych na pięć lat. Walutą płatniczą był „rubel transferowy” liczony w relacji najpierw 70 kopiejek, a później 60 kopiejek za dolara. W ten sposób Sowiety zapewniały sobie tanie dostawy od podporządkowanych krajów.
W Polsce na ogół ceny ustalane w ten sposób nie były znane gdyż dostawca otrzymywał zapłatę od centrali handlu zagranicznego w złotówkach z ewentualną rekompensatą za zakupy dewizowe.
Producenta nie interesowała zatem cena jaką płacił sowiecki odbiorca, jedynie przez przypadek dowiedziałem się od Sowietów że za trawler przetwórnię z Polski płacono 2,1 mln rubli co było wynikiem ceny światowej 3 mln dolarów przeliczonej po 70 kopiejek, wprawdzie w tym czasie światowa cena wynosiła już 4,5 mln dolarów, ale i tak nie miało to większego znaczenia wobec faktu kolosalnej rozbieżności między kosztem produkcji i tym co Sowiety płaciły nie mówiąc już o tym że wymagany przez nich potężny wkład dewizowy był rozliczany w rublach.
W ten sposób gros gierkowskich kredytów dewizowych było przepompowane do Sowietów za wymyślone „ruble transferowe”.
Pamiętam że na takie uwagi natychmiast zgłaszano zastrzeżenie że za te ruble kupowaliśmy względnie niedrogo sowiecką ropę. To prawda tylko że była to zasiarczona tatarska ropa i to w ilościach mniejszych niż dostawała ją Bułgaria /Polska 13 mln ton, Bułgaria 16 mln ton rocznie/.
Dlatego Jaroszewicz kiedy ogłaszał podwyżkę cen benzyny / „żółtej” z 6,30 zł/l na 11 zł/l tłumaczył to faktem konieczności dokupywania ropy na zachodzie, -bagatela – drugie tyle.
Do dzisiaj nikt Putinowi nie przedstawił rachunku z tej systematycznej grabieży jaką Sowiety dokonywały w Polsce do ostatnich chwil swego istnienia pozostawiając zresztą bezwartościowy bilans rublowy.
Po okresie zależności od Sowietów pozostał pewien potencjał przemysłowy nieprzydatny w nowych warunkach, ale przecież częściowo udawało się tworzyć takie dziedziny i zakłady które mogły po odpowiednim przygotowaniu funkcjonować w nowych warunkach. Nie odpowiadało to jednak nowemu naszemu głównemu „partnerowi” gospodarczemu, który posługując się ludźmi wynajętymi najzwyczajniej je zlikwidował lub wykupił za psie pieniądze wyznaczając im poddostawczą rolę.
W ten sposób polska gospodarka została uzależniona od kolejnego sąsiada który przejął pałeczkę od poprzednika za jego zgodą i współdziałaniem.
Ta miara jest stosowana w odniesieniu do wszystkich krajów z posowieckiego obozu, ale też z pewnym wyróżnieniem, jak zwykle na rzecz Czech, a nawet Słowacji.
Mamy zatem stan naszej wytwórczości przemysłowej jako usługowy wobec gospodarki niemieckiej, co oczywiście można tolerować w stosownej proporcji pod warunkiem zapewnienia udziału w procesie twórczym i zyskach.
Jednakże podstawą działalności przemysłowej powinna być wytwórczość autonomiczna skierowana na obsługę własnego rynku i eksport.
Pozornie mamy zbilansowany handel z Niemcami, jeżeli jednak odliczy się niemiecką produkcję w Polsce z której mamy jedynie zapłatę za polską tanią robociznę to się ten bilans okaże znacznie mniej korzystny. Jakie bowiem czysto polskie produkty dostarczamy do Niemiec?
Jeszcze gorzej jest z Chinami z którymi deficyt obrotów sięga 100 mld zł rocznie, a chińska tandeta wyparła dobre polskie produkty, o czym w swoim czasie pisałem.
Nawiązując do expose pana premiera trzeba zwrócić uwagę na redukcję dostaw polskiego przemysłu dla rolnictwa, budownictwa, transportu, a także wyposażenia naszej gospodarki.
Jest to wielkie pole do działania w tym także odtworzenie wielu zlikwidowanych polskich firmowych wyrobów w odpowiednio zmodernizowanej formie.
Nie wykluczam polskiego udziału w rozwojowych, perspektywicznych dziedzinach, ale nie jest to droga łatwa czego najlepszym dowodem jest polski samochód z napędem elektrycznym.
Niezależnie zatem od świetlanej perspektywy wskazanej w expose trzeba mieć na uwadze prozę dnia dzisiejszego i nasze, może już nie takie siermiężne, potrzeby.
Przywrócenie stanu właściwych proporcji udziału produkcji przemysłowej w globalnym dochodzie narodowym będzie wymagało jej zwiększenia przynajmniej o jedną czwartą, obecne tempo wzrostu jest dalece niewystarczające.
Czasu mamy niezbyt wiele, a musimy tego dokonać odrabiając równocześnie zaległości cywilizacyjne i tworząc odpowiednią infrastrukturę od komunikacji i energetyki poczynając.
Tymczasem najwyraźniej inspirowana z zewnątrz „totalna” opozycja wymusza działania rządu w kierunku obronnym i marnowania czasu na wzajemne przepychanki.
Inicjatorzy wiedzą że nawet przegrana w tych rozgrywkach jest ich sukcesem gdyż odrywa rząd od jego właściwych zadań związanych z rozwojem kraju.
Należy zatem na zasadzie „karawany” nie zwracać uwagi na szczekanie, ale jak śpiewał Młynarski „robić swoje”, a jest tego mnóstwo do zrobienia i to w krótkim czasie.
Ci sami którzy spowodowali nasze zaległości będą robili wszystko żeby utrudnić ich odrobienie. Na całe szczęście okazało się że nie są wszechmocni i przy solidarnej postawie i odpowiedniej mobilizacji zmuszeni są do ustępstw i to jest nam w tej chwili potrzebne.
Inne tematy w dziale Gospodarka