Dzisiaj polecam: Wywiad dla Łmanii To wielki honor dla naszej witryny, że Pan Waldemar Łysiak wyraził zgodę na udzielenie odpowiedzi na kilka pytań od Łmaniaków. Niepostrzeżenie „kilka” zamieniło się w „kilkanaście”, ale – znając wiernych czytelników – i tak okaże się, że dalej cierpimy „głód” i chcemy wiedzieć jak najwięcej w sprawach twórczości Pisarza. Łysiakmania (pytanie „okołowarsztatowe”) – Cytat poprzedzający: „Trudno znaleźć pisarza wolnego od nałogów. Podczas pracy, kiedy potrzeba uwagi, świeżości umysłu, pamięci, wszystko jest dobre, co je potęguje. Schiller trzymał nogi w zimnej wodzie, podobnie Balzac pracował nieraz boso z nogami opartymi na kamiennej podłodze. Byron zażywał laudanum, Prus wąchał mocne perfumy, Jacobsen hiacynty, ktoś inny zgniłe jabłka, Ibsen, który zresztą nie gardził kieliszkiem, darł przy pisaniu niepotrzebne papiery i gazety. Rousseau podniecał swą myśl stojąc w słońcu z odkrytą głową, Bousseret pracował w zimnym pokoju z głową owiniętą futrem. Te środki, które każdemu wskazuje własny instynkt według fizjologów sprowadzają silniejszy dopływ krwi do mózgu, niezbędny w pracy twórczej. Jeśli tak jest naprawdę, Milton radził sobie najlepiej gdyż dyktował leżąc na niskiej sofie z głową zwisającą do ziemi.” (Jan Marx, „Legendarni i tragiczni”). Proszę uchylić rąbka tajemnicy swojego zewnętrznego „otuliska”, tej zewnętrznej atmosfery Pana warsztatu pisarskiego, czyli tego, co u Pana sprzyja tworzeniu? Kiedyś w wywiadzie wspomniał Pan o muzyce („inkrustacja” ciszy rockiem lub klasyką). Co jeszcze jest tym „środowiskiem”, czy też „rezerwatem”, które pomaga Panu w „komponowaniu” tych kryształowych, a często poetyckich fraz? Waldemar Łysiak – Gdy piszę, palę papierosy i sączę Martini (ani nie wstrząśnięte, ani nie mieszane). Podczas pisania nie słucham muzyki – słucham zupełnej ciszy, która jest swoistą muzyką (interesuje mnie wtedy melodia tekstu, czyli „muzyka” słów). Gdy rozmyślam nie pisząc (nie przy pisaniu) – słucham Chopina, Mozarta, Cohena, Presley’a, Okudżawy, Beethovena, Bacha, Chrisa Rea, Dire Straits, Vangelisa, itd., itp. Łm (pytanie „śpiewająco-hymnologiczne”) – „I’m gonna let nobody turn me ’round,Turn me ’round, turn me ’round,I’m gonna let nobody turn me ’round,I’m gonna keep on walkin’, keep on talkin’marchin’ up to Freedom Land.”Czy powyższe słowa to pierwsza zwrotka „hymnu” plutonu porucznika Leroque’a „Miny” z „Konkwisty”? W.Ł. – Tak, początek „hymnu” Leroque’owców został zaczerpnięty z tego. Łm (pytanie z gatunku „teleturniejowych”) – Gdyby został Pan poproszony o jeden tytuł, to którą ze swoich powieści wytypowałby Pan do sfilmowania, któremu ze współczesnych reżyserów (krajowych lub zagranicznych), powierzyłby Pan reżyserię, a jakiemu muzykowi (zespołowi) skomponowanie muzyki? W.Ł. – „Szachistę” lub „Konkwistę” lub „Flet z mandragory” lub „Statek” lub „Kielich” (kolejność przypadkowa). Reżyser: Sam Peckinpah, Francis Ford Coppola, Ridley Scott. Muzyka: Lalo Shiffrin, Vangelis, Eric Serra, duet Hans Zimmer i Lisa Gerrard. Łm (pytanie w rodzaju „życzeniowych”) – Jaki jest Pana wymarzony urodzinowy prezent? (Aby uniknąć oczywistych odpowiedzi, zakładam, że Polska jest wolna od „salonowego” bagna, a poczucie przyzwoitości i humoru w naszym kraju są bardziej „dostępne”, niż niezatapialna głupota). W.Ł. – Obraz Piera di Cosimo „Śmierć Prokris”. Ewentualnie również Catherine Deneuve w wieku 35 lat. Łm (pytanie „twórcze”) – Napisał Pan kilka książek, będących w istocie koliami „łysiaków”, o zabytkach, sztuce, barwnych postaciach i pasjonujących historiach z Włoch („Wyspy zaczarowane”), Francji („Francuska ścieżka”) i Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej („Asfaltowy saloon”). W wielu Pana dziełach przewijają się wątki polskie (patriotyczne, historyczne, biograficzne, itp. – wszystko to sprawia, że mnóstwo czytelników jest dumnych, że ich serce pompuje polską krew). Jednak utworu w rodzaju „Polskiej ścieżki” nie mamy jeszcze, więc powinno być zadane następujące pytanie: czy kiedyś my, czytelnicy, doczekamy się książki poświęconej w całości Polsce? Oczywiście, treści „Wyspy zaginionych skarbów” i „Empireum” mają czysto polską „partyturę”, ale nie są „łysiakami” (nie traktuję ich jako spełniających nieformalną „definicję” „łysiaków” rodem, na przykład, z urzekająco-obezwładniających „Wysp bezludnych”). W.Ł. – Nie – nie będzie „Polskiej ścieżki”. Łm (pytanie „rozpaczliwe”, ale z domysłem) – Dlaczego w „Dobrym” jeden z zastępców „Księcia” – „Ogień”, będący w tej powieści męską kurwą dla pań nieźle posuniętych przez czas – otrzymał pseudonim podhalańskiej legendy walki partyzanckiej z brunatnym, a potem czerwonym najeźdźcą – Józefa Kurasia „Ognia”? Czy chodziło może o pokazanie, że o prawdziwym, niezłomnym i wiernym charakterze nie decyduje formalna profesja? Czy może była to swego rodzaju „przykrywka” przed skalpelem cenzury? A może zadecydowało coś innego? W.Ł. – Natura człowieka często bywa dwoista, to tak oczywiste, że aż banalne. O prawdziwej naturze człowieka (danego człowieka) więcej mówią jego marzenia niż jego doraźna profesja. Łm (pytanie „niecierpliwo-wyczekujące”) – Na jakim etapie jest tworzenie przez Pana „Ostatniej kohorty”? Kilka lat temu w wywiadzie wspomniał Pan o tym, że czasem Pańscy bohaterowie zaczynają żyć własnym życiem, i to oni prowadzą pióro pisarza. Czy możemy liczyć na to, że tego rodzaju zjawisko dzieje się w manuskrypcie tej powieści? Kiedy ta książka może zagościć na półkach spragnionych czytelników? W.Ł. – Napisałem 17 rozdziałów „Ostatniej kohorty”. Brakuje jeszcze czterech lub pięciu. Właśnie zawarłem kontrakt wydawniczy na tę powieść (Wydawnictwo „Nobilis”). Ukaże się ona w listopadzie 2005. Będzie to moja 44 książka. Łm (pytanie „vendettowe”) – Jakie szanse są na powrót do „wyzwolonej” w 1989 r. Polski bohatera „Konkwisty” i „Najlepszego” Clinta Farloona? Czy „Amberowi” będzie dane pomścić śmierć Ricka Korma, a także pośrednio egzekucję Ludwika Drozda? Czy ma Pan nadal czasami sny o tym, że Clint dokonuje „zapłaty” esbekom za zgony tych szlachetnych facetów? W.Ł. – Nie wiem, ale raczej małe. Ta rzeka jest już dla mnie trochę zbyt odległa, bym chciał do niej wracać. Przynajmniej na razie, bo stuprocentowo wykluczyć tego nie mogę. Wszystko zależy od tego ile jeszcze pożyję i jakie będę miał literackie (twórcze) kaprysy. Łm (pytanie „biograficzne”) – Czasem można trafić w internecie na zarzuty, jakie padają ze strony osób raczej nie pałających do Pana sympatią (jednak nie umieją wskazać ani jednego Pańskiego słowa, które mogłoby zostać uznane za prokomunistyczne), że w czasach, kiedy czerwoni mieli wszystko w swoich łapach („za komuny”) – mógł Pan dostać bez przeszkód paszport i wyjeżdżać za granicę do krajów kapitalistycznych? Jak ma się do tego to, że jest Pan antykomunistą? Proszę raz na zawsze rozprawić się z tym zarzutem. W.Ł. – Często dostawałem odmowy, więc ględzenie, że „bez przeszkód”, to bzdura. Kilkakrotnie „przeszkody” usuwał mi mój były szef, dyrektor naczelny PKZ-ów (Pracowni Konserwacji Zabytków), mocarny wtedy dr Tadeusz Polak (profesurę dostał po 1990 roku). Łm (pytanie „anagramowe”) – Wielokrotnie sięgał Pan do anagramów, lubił Pan bawić się zagadkami słownymi (do historii „ćwierćinteligencji” przejdzie indolencja jednego z dziennikarzy „Gazrury Wygodnej”, który zarzucając Panu plagiat, nie zorientował się, że autorstwo „arabskiego” fragmentu podał Pan na wstępie tegoż w anagramie Kornela Makuszyńskiego). Czy podziela Pan pogląd, że w imieniach i nazwiskach zawarte mogą być informacje o charakterze danej osoby? Co Pan sądzi o poniższym wyniku „odszyfrowania” imienia, nazwiska i pseudonimu jednego z najdzielniejszych i najsławniejszych żołnierzy Antysowieckiego Powstania?Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”Zygmunt – niosący zwycięstwo (wg j. staroniemieckiego).Szendzielarz – z j. madziarskiego „Zsendul” pisane przez „u” z 2 kropkami (szendziel) znaczy pączkować, odrastać, odradzać się.Łupaszka – po anagramowaniu wychodzi „Lupas z AK”. „Lupas”, „lupus”, „lupi” w j. romańskich znaczy wilk, czyli oznacza to „Wilk z AK”.Patrząc na to syntetycznie całość będzie brzmiała po obróbce tak: „WILK z AK NIOSĄCY ZWYCIĘSTWO POPRZEZ ODRADZANIE SIĘ ODRASTANIE)”.Jest to „jak w mordę strzelił” charakterystyka majora „Łupaszki” i jego V i VI Wileńskiej Brygady AK. Nawet sposób walki się zgadza. W.Ł. – Jeśli chodzi o nazwiska – to ciekawą teorię na temat liter „l” i „ł” w nazwiskach wysunąłem (i zarazem obśmiałem) w „Najlepszym”. Rozszyfrowanie „Łupaszki” wydaje mi się fajne, jakkolwiek byłoby trafne lub nietrafne. Łm (pytanie z serii „kilka słów do czytelników”) – Czego życzyłby Pan „Łmaniakom” z okazji Nowego Roku Pańskiego 2005?W.Ł. – Zdrowia, szczęścia i wszelkiej pomyślności, tudzież tego, by pióro Łysiaka nie pierniczało z wiekiem. W imieniu kilku Łmaniaków i swoim pytania opracował Grzech Kraków-Warszawa, styczeń-luty 2005 r. http://www.lysiak.chrzanik.com/index.php?module=subjects&func=viewpage&pageid=90 POGROMCA SALONU Recenzje się Łysiaka nie imają. Nie musi się nimi przejmować. Jego książki, lubiane czy nie, sprzedają się zawsze tak samo dobrze i nie szkodzi im zupełny brak obecności w mediach.Niektórzy twierdzą, że Łysiak się skończył. Że się powtarza, cytuje samego siebie. Bodaj najcięższy zarzut wysuwany wobec Łysiaka to megalomania. Istotnie, przekonania o własnej wartości autorowi "Cesarskiego pokera" nie brakuje. I rzeczywiście, dość łatwo jest pisarzowi zarzucać krytykom przynależność do Salonu. I tym samym przymykać oczy na własne potknięcia i niedoskonałości. Jednak, jako się rzekło, jeśli nie ma się problemów ze zbyciem owoców swego talentu, postawa taka przyjść może dość łatwo.Takie refleksje nachodzą niejednego czytelnika "Salonu 2", także spośród tych, dla których Łysiak, to jedna z najważniejszych, pomnikowych wręcz postaci polskiej literatury. Dwutomowy pamflet polityczny z pewnością ustępuje poprzednikowi: "Rzeczypospolitej kłamców", także dlatego, że powtarza wiele zawartych tam tez. Zbyt często ostrość analizy ustępuje miejsca rubasznej nieraz emocji. Wrażenie psują też niekiedy błędy rzeczowe, jak choćby informacja, że Joseph Conrad brał udział w paryskim pogrzebie Zygmunta Kaczkowskiego w 1896 roku (obecny tam dr Józef Korzeniowski, mimo zbieżności nazwisk, nie był nawet spokrewniony z wybitnym pisarzem). Nie przekonuje proste utożsamienie wojny w Czeczenii ze "zderzeniem cywilizacji".Podobnie jak przedstawienie postaci Łukaszenki i Milosevicia jako ofiar międzynarodowego Salonu. Warto jednak do "Salonu 2" zajrzeć. Choćby dlatego, że trudno dziś o taką publicystykę. Pełną wiedzy i erudycji, a jednocześnie tak silnie naznaczonej osobistym zaangażowaniem. Ilekroć się z Łysiakiem nie zgadzamy, mamy przynajmniej pewność, że mamy do czynienia z człowiekiem szczerym i bezkompromisowym. Nie ma tu śladu publicystycznej strategii, obliczonej na wydeptywanie ścieżek do programów telewizyjnych i łamów gazet. Jest ostra walka na słowa. Walka o prawdę w życiu publicznym i prawo do wygłaszania swoich poglądów, którego współczesna demokracja tak często odmawia w imię racji tej czy innej mniejszości, a co gorsza tej czy innej ideologii, firmowanej przez (głównie) lewicowe salony medialne i polityczne, w Polsce i na świecie. Można Łysiaka nie lubić, ale jednego nie można mu odmówić. Jest z całą pewnością pisarzem antytotalitarnym. Wyczulonym na wszelkie przejawy zakusów na wolność wypowiedzi. Dążącym do jasności wyrazu, nawet za cenę ostracyzmu. Prawdziwym. I dlatego tak cenionym przez czytelników. I z pewnością także dlatego tak m a ł o cenionym przez recenzentów i medialnych depozytariuszy prawomyślności. Ludzi Salonu. Radosław RóżyckiData publikacji 28-Lut-2007 http://www.lysiak.chrzanik.com/index.php?module=subjects&func=viewpage&pageid=233
Inne tematy w dziale Polityka