Wczoraj spadł sobie śnieg, a dzisiaj naród wyślizgał go ściskiem, zmienił w ciapę, w niepewne balansowanie rozdeptanych stań i truchtów. Zziębnięty tłumek brodzi w pokornym czekaniu. Starzy, młodzi, w ogóle.
Słońce pomaga topić się w rynsztokach. Babcie - drypcie w usposobieniach z wielkiego miasta trzymają się wnucząt i tablic z godzinami, zdejmują wsiowe płachty i klaftują. Wnuczęta tłoczą się w swoich zabawach.
Gadanie, słuchanie, jedna pani do drugiej pani, ale ludzi nie ubywa. Wszystkich męczy ciekawość, co z tego będzie, jak dotknie, czym, ile razy, każdy chciałby mieć za sobą te spekulacje, dywagacje, kolejkowe deprawacje.
Podobno jest Anglikiem, krążą prowizoryczne wersje, pewne jest tylko, że się nie oszczędza i żyje na przylepkę do swojego celu. Dziwne, bo mistyk z niego darmowy, co jest nieprzyzwoite.
Jakby za ciaćkami ganiał, ludzi w trąbę robił, to co innego, ale tak, w tym musi być jakieś cokolwiek i jakieś zanadto.
b
Tłumek sięga pod Barbakan. Solidny, komunikatywny, dyskursy odstawia, ploty rozsiewa, krążą pogłoski, że gdzieś około dwudziestu tysięcy dotyka.
Kościoła jeszcze nie widać. Wnuczka trusia gołą gruszkę, którą babcia obrała z witamin, a wnuczka w kucykach, w cebulastych oczach, zachłystuje się ukradkiem. Od góry przypieka, z dołu zamróz chwyta; wszędzie ciągną się ludzkie czekania.
Początkowo są gwarne podnieceniem, nieprzerwane, z wymianami poganiań i popychań, by później, po pierwszym odsiewie właściwych od ciekawych mógł zapanować ład, bliskość otuchy, pokrzepienia.
c
Jest coraz bliżej do Niego. Żyletki słońca rozgniatają na wargach pozostałości zimy, a ludzie przesuwają się karnie, w szeleszczącej ciszy. Im bliżej do dotknięcia, tym większy karambol spodziewania.
Sznur oddala chodnik z kolejką, dzieli ulicę na stojących i dowożonych cierpliwymi gablotami. Od czoła, metodą podaj dalej, ścieka informacja: przygotować kartki
Inne tematy w dziale Kultura