W domu o podobnym profilu, mieszkałem przeszło 7 lat. Jednak już przeszło 20 lat mieszkam poza nim. Gniazduję na własnych śmieciach. Razem z żoną, pracującą wtedy TAM.
Dlatego miejsce to wspominam z sentymentem. Z sympatią, ponieważ był to dla mnie okres młodości. A także nauki polegającej na poznawaniu innych ludzi. Ludzi przeważnie starszych ode mnie, bardziej ode mnie doświadczonych. Obitych przez los, posiniaczonych przez chorobę.
Patrzenie na nich, pozwoliło mi śmielej spoglądać w swoją przyszłość. Śmielej i odważniej oceniać swoje dotychczasowe CIERPIENIA. Gdyż któregoś dnia stwierdziłem, że każdy ból, każdy strach, lub mój irracjonalny lęk, są to pojęcia względne i subiektywne.
Wyobrażam sobie, że moje boleści są nie do zniesienia, lecz wystarczy, gdy uświadomię sobie, że w sąsiednim łóżku znajduje się ktoś, kto przez dwadzieścia lat nie chodzi, a nieruchomo leży, jest sparaliżowany do tego stopnia, że sam nie potrafi zadzwonić po pomoc, gdy to uświadomię sobie, zaczynam zastanawiać się, czy nie przesadzam, czy nie jestem śmieszny z tym swoim bagatelnym cierpieniem.
To co z tego, że chodzę źle? Ale choć fatalnie, to przecież chodzę, on zaś nawet tego nie może. Od lat nie był w lesie. Las pamięta jak przez mgłę. Podczas gdy ja byłem w nim wczoraj. Wczoraj też czytałem książkę i oglądałem telewizję. On nie może czytać, a tym bardziej patrzeć na film, bo litery i obrazy rozpływają się, zamazują, .
Dlaczego o tym mówię? Ano dlatego, moi kochani, że często i bez powodu myślimy o swoich zmartwieniach jak o czymś, co jest WYJĄTKOWE, jak o czymś, co jest nie do wytrzymania, że to, co przeżywamy, jest ponad nasze siły. Więc myślimy, że osiągnęliśmy dno, że już gorzej z nami nie może być.
Ale zapewniam Was, że może. Może się urwać jak film wyświetlany w kinie Pana Boga i raptem się okazuje, że razem z nami zginęły cudze nadzieje, otuchy, marzenia, że razem z naszą ucieczką z życia, odeszło coś więcej, niż my...
I może też być lepiej.
Nagle zaczyna się w nas dokonywać przemiana; z niezrozumiałych powodów kończy się w nas etap tak zwanych nieszczęść i zdrowotnych katastrof, pojawia się intensywne, optymistyczne światełko w tunelu i wracamy do życia i wracamy do ludzi.
ps.
Jutro rozpoczynam publikowanie tekstu o M.Prouście. Serdecznie Was zapraszam
Marek
Inne tematy w dziale Polityka