Mamy atomowe sposoby na udowodnienie, że panujemy nad Naturą, powiodły się nam eksterminacyjne obozy i odfajkowaliśmy palący problem ludobójstwa. Wyszło nam z efektem cieplarnianym i przeludnieniem, chodzimy w skórach owiec zżerających wilki, polujemy na cudze kły, wieloryby i lwy, w pień wycinamy wrażą deltę Amazonki, przymierzamy się do klonowania człowiekowatych, a jednocześnie pchamy się na Marsa, by i tam zaszczepić swoje mózgowe rewelacje. Z jednej strony jedziemy tam prezentować prostactwo myślowe, a z drugiej - nie możemy uporać się z nędzą i życiem na własnoręcznie skonstruowanej bombie zegarowej.
W miłej i rozkosznie jałowej atmosferze akademickich dyskusji, spędów i kongresów, przy stole uginającym się od genetycznie zmodyfikowanej żywności, debatujemy o dysproporcjach społecznych, a stwarzając warunki do powstawania konfliktów po to, by się im na zimno przypatrywać i mieć co zażegnywać, gdy się za bardzo przybliżą do naszych granic, profilaktycznie tworzymy Martwe Etyczne Komisje do Zwalczania Niczego i tworzymy Nicniemogące Międzynarodowe Trybunały do łagodzenia skutków własnych niepowodzeń.
Inne tematy w dziale Kultura