Mam dziwne wrażenie, iż aluzyjne lata, np. Przybory, odkicały w siną dal i jesteśmy uczestnikami KULTURY Z GRUBEJ RURY. Dowcip zmienił się w dowcipasa i bez słów mało cenzuralnych, nie ma wica.
Kiedyś starczyła aluzja i publiczność reagowała bez instrukcji. Wystarczyło połaskotać piórkiem, by był niegłupawy śmiech. Aktualnie łaskotanie - odpada, bo żeby dowcip był zrozumiany, trzeba palnąć widza kilofem i podłączyć do guzika z aplauzem. Podobną, negatywną subtelność dostrzegam nie tylko u kabareciarzy – dresiarzy, ale i we współczesnym kinie (dennej) akcji: trup ściele się gęsto, a im więcej nieboszczyków, tym lepsza oglądalność. Drzewiej, w latach A. Christie, kryminalna fabuła trzymała w napięciu za pomocą jednego trupa. Teraz „pojedynczy” nieboszczyk jest z lekka banalny; musi być wiele i to z nieodzownym pokazywaniem krwawych jatek, latających flaków i gotowanych czaszek.
Wrażliwość łaskotania kilofem, to norma. Nie to mnie jednak najbardziej niepokoi, żeśmy się mentalnościowo skiepścili. Oburza mnie rechot ludzi z mojego pokolenia. Ich przyzwolenie na intelektualne dno.
Inne tematy w dziale Kultura