W mojej bibliotece znajdują się utwory pisane krwią, wzruszeniem i niedosytem, a także tchnące prawdą dzieł nacechowanych cynizmem. Znaleźć też w niej można książki nudne i zawiłe, jakieś odstręczające i limfatyczne cegły upstrzone drętwym, dworskim stylem topornego propagandzisty, komercyjne i kompromisowe, fabularne gnioty wygrzebane z obojętności, zimne, zniechęcające do lektury i odporne na istnienie FAKTÓW, jak gdyby pisane na obstalunek.
Albo inne, znajome, bliskie od razu i od razu moje, jak gdyby napisane z myślą o mnie, poetyckie i prozatorskie diamenty, stylistyczne perły wyrosłe z myśli, drogocenne kamienie rozświetlone wewnętrznym blaskiem.
Przechodząc obok regałów, przenikam w inne światy. Mam wówczas do czynienia z różnorodnymi obszarami, wkraczam w metafizyczne, ponadzmysłowe przestrzenie książek pożółkłych ze starości, a przecież tak mi bliskie i jeszcze obecne. Kiedy patrzę na grube cegły tomów, gdy czytam ich tytuły, wszystkie te chaotyczne wrażenia dźwiękowe zaczynają się układać w pewien zwarty, uporządkowany ciąg i ni stąd ni zowąd ich muzyczność przybiera harmonijne, zrozumiałe, niepodzielne formy.
I słyszę wtedy rozmowy ich bohaterów, głosy, dialogi odbywające się na moich oczach, na wyciągniecie wzroku, melodyjne, nieśmiałe, kobiece, i męskie...
Inne tematy w dziale Kultura