ŻYCIE W NIEBYCIE ŻYCIE W NIEBYCIE
48
BLOG

WIKTOR (7)

ŻYCIE W NIEBYCIE ŻYCIE W NIEBYCIE Kultura Obserwuj notkę 0

Nie podejrzewałem go o ukrywanie takiej ilości oskarżycielskiego wzburzenia. Był rozgorączkowany i wściekły. Dla uspokojenia, nie kontynuując niebezpiecznego wątku, dyskretnie tylko mówiąc, że zdarzają się wyjątki, ludzie wiedzący, do czego służą mózgowe zwoje, pokazywałem mu swoje ukochane zdjęcia, przedstawiałem kopie rzeźb i portrety filozofów, swoje płytki z lekturami, wirtualne, bezwonne cegły do czytania, książki zeskanowane z prawdziwych, a Wiktor popadał w chwilowe odrętwienie, w przejściowy stupor, zaraz jednak otrząsał się, wracał z przemyśleń i powiadał, że nie sądził, iż znajdzie u mnie aż tak duże archiwum zjawisk, że jest otumaniony jego rozmiarami i jeśli mu pozwolę, to będzie do mnie zachodził częściej, by zaznajomić się z nim dokładniej.

Nie mówiąc, dlaczego, porzucił swój dom, zerwał z nim poprzednie więzi. Wkrótce zamieszkał z nami. Mama przed śmiercią, przed złożeniem mnie tu, zdążyła przekonać się do niego. Długo w noc prowadziliśmy relaksacyjne gadki o niczym. Układaliśmy się w hamletowskich pozach i rozprawialiśmy o gęsiach na łańcuchu i zaprzeszłych grzechotkach.

A po tej krasomówczej rozgrzewce uderzaliśmy w pompatyczne, sentymentalne tony. Rezultat owego uderzania był ten, że po paru godzinach intensywnej gadaniny, padaliśmy z wyczerpania. Ja zasypiałem, a on zrywał się z legowiska i cwałował do pracy. A kiedy wracał, budził się mrok i zaczynaliśmy od nowa.

Jednego wieczora siadł przy moim łóżku, chwycił mnie za rękę i oznajmił, że musi ze mną pogwarzyć. Zaczął od wstępu, od filozoficznych rozważań o czasie. Trochę mnie to zdumiało, bo czas nie stanowił przedmiotu naszych dotychczasowych dyskusji. Byłem jednak ciekaw, jak sobie z nim poradzi, toteż zamieniłem się w przysłowiowy słuch.

Popatrzył na mój księgozbiór i oznajmił, że przeczytanie tak dużej dawki różnorodnych teksów jest uzależnione od ilości posiadanego czasu. Człowiek zdrowy, a do tego pracujący, nie może pozwolić sobie na luksus nieograniczonego czytania, na szperanie po inkunabułach. Jest zajęty praktycznym chodzeniem po linie, zdobywaniem środków i tak dalej. Kiedy kończy gorzkie żale nad skrzeczącą rzeczywistością, wali się do wyra na pysk, a w mózgu ma breję.

Choćby wył ze wszystkich sił, nie jest w stanie przeczytać niczego poza brukowymi nagłówkami, bo nie potrafi skupić się na czymś trudniejszym od gazetowego kompendium niewiedzy. Nie ma pojęcia, co czyta, nic do niego nie dociera, a jeśli już mu się wydaje, że z grubsza uchwycił sens przeżuwanego artykułu, zmęczenie poczyna płatać mu figielki z pamięcią, gdyż początek sensacyjnego reportażu z jakiejś paranoi, z jakichś wnikliwych dywagacji o ilości glutów na księżycu, nie konweniuje mu z jego zakończeniem. Rzuca więc gazetę, bo rano musi biec za autobusem i być w robocie przed szefem.

Rankiem chwyta każdy nowy kilogram dnia, bo ruch we właściwym kierunku, to jego powołanie. Jego powołanie, to zapewnić sobie pracę i kołacze, bo praca uszlachetnia, bo w zdrowym ciele zdrowy muł, bo kto nie pracuje, ten jest fajtłapa a kto jest fajtłapą, ten zamiast witaj, słyszy żegnaj i gdzie nie zapragnie poleźć, wszędzie mu nie po drodze.
 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura