ŻYCIE W NIEBYCIE ŻYCIE W NIEBYCIE
44
BLOG

WIKTOR (6)

ŻYCIE W NIEBYCIE ŻYCIE W NIEBYCIE Kultura Obserwuj notkę 0

Byłem zasadniczy, nieugięty, pełen elokwencji. Przytaczałem argumenty, szermowałem aspektami, apelowałem do jej zdrowego rozsądku. Przecież chce, bym miał przyjaciół i nie był sam, a Wiktor jest nim od wczoraj. Przekonywałem ją, że człowiek musi mieć kogoś, kto by go akceptował.

Mama wzruszała ramionami, mówiła, że Wiktor jest taki jakiś i nie kończyła – jaki. Co miała na myśli, pozostało dla mnie zagadką. Może nie godziła się, że zajął moje serce, a może były tego inne powody, nie wnikałem. Wreszcie ustąpiła, wysprzątała mi pokój, przygotowała kawę, były nawet ciasteczka, zezwoliła nawet, by rozbrzmiewała muzyka z metalu i spotkaliśmy się.

Wiktor zachował się ok. Przyszedł odprasowany i ogolony. Dla mnie miał zeszyty pożyczone od kumpla, coś jakby ściągi z zaległych lekcji, Mamie przyniósł wiązankę, ponudził z nią o upałach i efekcie cieplarnianym. Nie omieszkał też wyrazić się o ekologii. Wspomniał o genach i Emilu Zoli, co było lekkim przegięciem, bo choć Mama czytała to i owo, biedny Emil nie nadawał się do dłuższej konwersacji, nie odniósł więc zamierzonego efektu. Naprawił swój błąd, zagadał go przytomnie, szybko i chytrze nawrócił do rozważań o nieśmiertelnej pogodzie, aż Mama zeszła z pomnika i i gdy nareszcie zostaliśmy sami, mogłem pokazać mu księgozbiór i komputer, elektroniczny odkurzacz mojej pamięci, wysłużony składak, z którego byłem w dużym stopniu dumny.

Mogłem też pochwalić się zbiorami. Pokazywałem mu wielobarwne obrazki z przyrody, śmieszne zwierzątka żyjące w lasach sponiewieranych przez deszcz, a on wyrażał uprzejme zdumienie, prawie podziw i niemal zachwyt nad różnorodnością form istnienia.

Lecz już w trakcie oglądania scen z życia ssaków i pluskwiaków, po zapoznaniu się z ich zwyczajami, gdy przeszedłem do zaznajamiania go z bibliotecznymi działami z literaturą, malarstwem i muzyką, przerwał mi dotychczasową prezentację i rzekł, że my, jako pasożyty wyposażone w puszkę z inteligencją, w bąbel umieszczony na naszym wierzchołku, w narośl nazywaną mózgiem, my, zdobywcy i grabieżcy, nie mamy prawa porównywać się do zwierząt, że gdyby to od niego zależało, zakazałby ludzkiemu robactwu pełzania po Ziemi.

Nie mógł zrozumieć, dlaczego musi to aż tak długo trwać, dlaczego tak opornie przebiega proces uczenia się człowieczeństwa, natomiast powtarzanie błędów jest przyswajane gładko i bez zastrzeżeń.

Ludzie, stwierdził, nie potrafią żyć bez narzekania. Uwielbiają obnosić się ze swoimi boleściami, gramolić się na świecznik dla znerwicowanych palantów, by zaprezentować swoją szałową kreację z cierpienia. Ich nawykiem, ich obyczajową powinnością, stało się cierpiętnictwo; jest im dobrze, bo jest im źle.

Trudno znieść im widok człowieka szczęśliwego. Sąsiad jest co prawda bogaty, ale od razu pocieszają się, dodają z natychmiastowym przekąsem, w formie usprawiedliwienia się z zawiści, że ma parchy. Osobnik zadowolony, budzi w nich siarczystą niechęć. Musi potrwać z parę milionów lat, co najmniej tyle, ile trwało nasze schodzenie z drzew, by zaszły mentalne przeróbki.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura