Jestem zmęczony, znudzony, mam w sobie coraz mniej ciekawości, co dalej. Odczuwam przesyt fatalnych wiadomości. Za dużo wojen, krwi, bombardowań. Za dużo machlojek, dętych afer i marnowania pieniędzy moim kosztem. Mam dosyć polityki niezauważalnych cudów, potęgowania atmosfery zawiści, wzajemnych oskarżeń wszystkich partii o wszystkie buble prawne, o wszystkie zaniechania i odwleczenia, dosyć mam SPYCHOLOGII, czekania na wybory, szczerze mam dosyć spisków i niedotrzymywanych obietnic, powoływania złych urzędników i zastępowania ich jeszcze gorszymi.
Przeraża mnie grubo ciosana rzeczywistość. Dookoła widzę zło, absurdy, posługiwanie się agresywnym słownictwem i czynem. A słowa te i czyny rosną lawinowo, piętrzą się i nawarstwiają, jak w piosence ze słuchowiska o Poszepszyńskich. Zamazują kwestie domagające się natychmiastowego rozwiązania, rozwiązania tego jednak próżno oczekiwać, ponieważ dziennikarze, miast je pokazywać, piętnować, uwypuklać, zajęci są sobą, sobą i polemiką z adwersarzami podobnymi do siebie.
Dziennikarze absorbując mój czas odszczekiwaniem się pozostałym mimozom publicystyki, tracą z pola widzenia sprawy istotne. Wtóruje im Sejm, przyłącza się do nich Senat, Rząd i Prezydent. I ten chocholi taniec trwa od wielu lat, od momentu wkroczenia na drogę ustrojowych przemian.
Pozornie zajęci pracą NA RZECZ i W IMIENIU NARODU, mnożą sensacje rodem z magla, mnożą kłamstewka, ploteczki i pomówienia, powołują nieczynne KOMISJE do natychmiastowego wyjaśniania AFER. emocjonalnie rozdygotani, nie czują, że NARÓD ma w głębokim poważaniu ich narcystyczne rozterki, że chce, by zająć się biedą, zdrowiem, emeryturami, wyrugować z potocznego języka pojęcie POLSKIEGO PIEKŁA...
PS.
Nos i resztę gęby przyprawili mi publicyści. Ludzie piszący o polityce z małej litery. Zajęci sobą i partyjnym (po dawnemu jedynie słusznym) umaszczeniem swoich zacietrzewionych myśli.
W mojej Ojczyźnie istniały kiedyś słowa budzące szacunek. Teraz, jeśli są używane, służą za chusteczki do wycierania nosa.
Inne tematy w dziale Polityka