U nas, panie Fąfel, bryndza. Nudą jedzie i nic ni ma; szaro je, głucho je, fatalnie je. Wobec tego zwołujemy, kurde, telekonferencję. Takie party dla idiotów.
Podrzucamy im temat i mamy problem z głowy; nie mówimy o faktach i dowodach, powiadamy za to o przypuszczeniach, niejasnych kaczkach, furkoczących plotkach, bo tylko w gnojówce czujemy się na swoim miejscu. Mamy wtedy ubaw po samą grdykę, że tylko się usmarkać.
Gadamy więc o esbekach, agentach, o lustrowaniu na niby, o aferach, przeciekach, automatach i stoczniach, ani słowem natomiast nie mówimy o biedzie, bezrobociu i braku perspektyw.
Ten i ów czuje się dotknięty, znieważony, jakby go ktoś przylutował w słabiznę. Jednak bez obaw, panie Fąfel, te klimaty mamy obcykane: nasze pomówienia tak są tak sprytnie wymlaskane, że z prawnego punktu widzenia nie idzie się do nich przychrzanić i każdy sąd da nam rozgrzeszenie.
Tak, panie Fąfel, zgadzam się, że najciężej taką konferencję uzasadnić, udowodnić, że NARÓD TYM ŻYJE. Powiedzieć, że ma gdzieś nasze optymistyczne wykazy, sondaże i gospodarcze wzrosty, że co chce sobie mieć, to musi to sobie wypłakać do kamery, napisać uniżoną prośbę o leki, o operację ratującą mu życie, musi wyskamleć do kosza na podania umieszczonego w NFZ, PFRON, ZUS, że chce jeszcze trochę pobyć na tym świecie.
Inne tematy w dziale Kultura