Pan Prezes Jarosław Kaczyński mówiąc swego czasu, że imigranci niosą ze sobą choroby, które prędzej czy później uaktywnią się dzięki sprzyjającym okolicznościom miał rację. Przemądrzali politycy z jeszcze na teraz istniejącej partii Platformy Obywatelskiej wyśmiewali się z tych słów. Do teraz dla niektórych to były wręcz brednie. Wielu jednak tak nie uważało i mieli rację…
Jednak zacznijmy od najświeższych doniesień informacyjnych, prasowych, jak zwał tak zwał. Zanim przejdziemy do meritum zagadnienia na chwilę zatrzymajmy się w pięknej słonecznej Grecji.
W Grecji żołnierze, którzy pomagali w obozie dla uchodźców, zaczęli chorować na gruźlicę. Żołnierze pracowali w tychże obozach a szczepienia były ohhhoho dużo później. Ból tym bardziej większy, gdyż żołnierze też ojcowie zaczęli unikać kontaktu ze swoimi dziećmi. Rzecz jasna i logiczna aby ich też nie zarazić tą właśnie chorobą czyli gruźlicą.
No dobra, ale gruźlica? Toż to dwudziesty pierwszy wiek a tu katastrofa. Gruźlica. Możliwe ,że jeszcze nie epidemia ale krok za krokiem coś się dzieje.
Pytanie brzmi, no ale co z tym mają wspólnego Niemcy?
No mają, bo imigrantów przyjęli całe masy i pani kanclerz wyściskała ich tak, że sprowadzili wszystkich swoich ziomków, też tych zarażonych przeróżnymi chorobami.
Zidentyfikowano na razie gruźlicę. Jak ?
Powołując się na bardzo wiarygodne źródła tj. Instytut Roberta Kocha, który poinformował, że wzrosła zachorowalność w Niemczech na… na gruźlicę właśnie.
Ba… nie tylko zachorowania ale też wzrost zachorowań i tak w porównaniu z rokiem 2014 a 2015 jest to różnica ok.1500 osób więcej. Mało? No to jedź gościu monachijskim metrem i niech ktoś kaszlnie. Gotowe. Zawsze może jeszcze ktoś ciebie postrzelić.
Doktor z tego instytutu, twierdzi wprost: przyczynili się do tego imigranci.
Nazwisko, podać nazwisko! - krzyczą niedowiarki… proszę bardzo. Pan dr Karl Schenkel.
Co wynika z dalszych badań czy też z obserwacji? Jak to mądrzy doktorzy mówią ,żeby gawiedź nie zrozumiała, jak to zresztą w Niemczech traktują z góry das gemeine Volk /czyli hołota/ zaobserwować można liniowy wzrost zachorowań.
…liniowy wzrost zachorowań?
Co to znaczy dla przeciętnego Kowalskiego jakby tak zapytał. To znaczy to, że zarażanie się ludności idzie w górę. Jest po prostu więcej zachorowań. Gruźlica w naszych czasach? Tak, proszę się z tym pogodzić. W Europie, tym bardziej w Niemczech. Teraz. Dzisiaj!
Ni z gruszki ni z pietruszki można by przekornie zacytować znany wers z filmu ..,,ku@wa a miało być tak pięknie”.
Gruźlica ta poprzednia to jeszcze pestka, ale teraz są sprytne zmutowane szczepy tejże gruźlicy i to jest kłopot. To znaczy ? Większe niebezpieczeństwo, że jak to się chwyci, to trudniej leczyć. Leczyć jak leczyć ale można po prostu wyciągnąć nogi. Czy można to szybko wyleczyć? Numer telefonu dr Karla niestety trzeba samemu poszukać.
Co na to Niemcy?
Pośpiesznie i po cichu zmiany w ustawach prozdrowotnych i dalej jazda jak u nas za Gierka, prewencja całą gębą. Kto żyw, jak dziewczyny na traktor jeszcze wcześniej za Bieruta do prześwietleń. Tak na marginesie Bierut skądinąd Bolek, trochę tych Bolków mieliśmy… i mamy.
Jednak ujmując tak czy siak temat bardzo poważnie, co dalej? Gruźlica to takie choróbsko, że musi być wykryte we wczesnym stadium, a co my tu o wczesnych stadiach, kiedy imigranci w obozach, przechodnich czy azylach, mniejsza o słowotwórcze popisy, mogą dostać ze względu na warunki tam panujące nawet cholerę i inne ciężkie choroby. Więc co i jak? Na wykresie niemieckich lekarzy jest to proste. Diagnostyka, prześwietlenie, wczesne stadium, leczenie, szczepienie etc. Jeżeli jest chora osoba to izolatka w klinice i leczenie. Ot co. Kropka. Można wyleczyć? Można… ale... Na czym polega to ale? Imigranci są tak czy inaczej poza tym co można nazwać wczesną diagnozą i ta całą naukowa paplaniną. Poza tym są sprzyjające warunki na rozwój i rozprzestrzenianie się tej choroby. Małe pomieszczenia, nie wietrzone, ciasne pomieszczenia. Do tego dochodzi niedożywienie ,osłabienie organizmu… i wszystko wiadomo.
W takim układzie rozprzestrzenienie się gruźlicy jest więcej prawdopodobne niż pewne. No dobra, ale gdzie? No gdzie, gdzie, no w sąsiadujących obok nas Niemczech.
Pytanie z innej strony.
Czy Światowa Organizacja Zdrowia może coś pomóc, cokolwiek zrobić? No aby zapobiec? Nie za bardzo, bo na terenach skąd przybywają imigranci są działania wojenne i… finito.
Czy może być coś w tym wszystkim optymistyczne ? Nie, skądże. Pomarzyć to sobie można.
Doktor Karl stwierdził jednoznacznie: spodziewamy się zwiększenia zachorowań na gruźlicę.
Czy możemy się czuć bezpiecznie? Nie, ponieważ Europie grozi ponowna jak w starych latach epidemia gruźlicy. Potrzebna jest kasa na to aby walczyć z nią. Prewencja etc.
Ile? Pół miliarda euro na teraz, może jeszcze z pół , może dwa razy więcej .
Problem nawet tak na ucho mówiąc nie jest związany z prątkami tejże gruźlicy, tylko z tym, że infekcje jakie teraz są ,to są bardzo odporne na antybiotyki bardziej niż kiedykolwiek.
Nowe mutacje i stale nowe. Tragedia nadchodzi.
Tak na koniec wracając do Światowej Organizacji Zdrowia, na kilka milionów zarażonych osób na świecie umiera 1,5 miliona którym nie udało się pomóc.
Co nam może jeszcze grozić? Czy można jakoś się pocieszyć? Raczej nie…
Tak jak to się popularnie ujmuje: nieszczęścia chodzą parami !
W Niemczech coraz więcej jest też zachorowań na choroby weneryczne, to może szokować. Już niemieccy medycy biją na alarm… a miało być tak pięknie.
Inne tematy w dziale Rozmaitości